– To, co do tej pory zostało ujawnione, to tylko wierzchołek góry lodowej – mówi Klaudiusz Wolny, doradca inwestycyjny, który pomaga przedsiębiorcom w sporze z bankami. Wczoraj szefowie firm z całej Polski zastanawiali się wspólnie, jak rozwiązać ten problem. Wielu z nich zapowiedziało, że pójdzie do sądu, by unieważnić zawierane z bankiem umowy.
Są wśród nich wielkie giełdowe spółki, takie jak Forte, Cersanit czy Odlewnie, a także niewielkie rodzinne firmy, które zatrudniają po kilkanaście, czasem kilkadziesiąt osób. Jeżeli nie dogadają się z bankami, wiele z nich będzie zmuszona ciąć zatrudnienie.
– Do tej pory musieliśmy zwolnić już ponad 20 osób – żali się właścicielka firmy eksportowej, która wspólnie z mężem prowadzi biznes od ponad 20 lat. Chce być anonimowa, bo cały czas liczy na to, że jakoś uda się jej zawrzeć porozumienie z bankiem, który zażądał spłaty prawie 4 mln zł. – Zbudowaliśmy naszą firmę od zera. Nie pozwolimy, by bank ją teraz zniszczył – podkreśla.
Ofiarą opcji jest już producent elektrofiltrów Elwo z Pszczyny. Spółka zgłosiła wniosek o upadłość. Jeżeli zarząd nie dojdzie do porozumienia z bankami, 400 osób straci pracę. Na włosku wisi też ponad 600 miejsc pracy w giełdowej spółce Odlewnie. Z powodu strat na opcjach spółka musiała zgłosić do sądu wniosek o upadłość.
Skutki problemów firm z opcjami walutowymi widać było wczoraj na warszawskiej giełdzie. Główne indeksy WIG 20 i WIG traciły po ponad 3 proc. i są na poziomie ostatniego dnia z listopada ubiegłego roku. Z kolei małe i średnie spółki spadły już do poziomów ze stycznia 2004 roku. W zdołowaniu indeksów główna jest zasługa banków, jak i firm, które przyznają się do tego, że zawierały niekorzystne transakcje na walutach.
– Inwestorzy tracą zaufanie zwłaszcza do małych i średnich spółek. Boją się, że firmy zawierały transakcje opcyjne, a nie chcą tego ujawnić – mówi Wojciech Maryański z Beskidzkiego Domu Maklerskiego. Wyraźnie widać to po bardzo małych obrotach i tym, że nikt nie chce kupować ich akcji – tłumaczy.
Akcjonariusze kilku spółek już bardzo mocno odczuli rezultaty tego, że ich zarządy weszły w opcje. Wczoraj głośno było o producencie skór Sanwil, którego notowania spadały w czasie sesji o 20 proc. Wszystko przez to, że spółka część środków pozyskanych z ubiegłorocznej emisji akcji, zamiast na inwestycje, będzie zmuszona przeznaczyć na rozliczenie toksycznych opcji walutowych. Jej straty wyniosły ponad 12 mln zł. – Nic nie możemy na to poradzić. Banki pobrały pieniądze z naszego rachunku. Nie są skłonni do ugody czy porozumienia – powiedział prezes Sanwilu Piotr Kwaśniewski. Przedsiębiorcy opowiadają, że banki w ubiegłym roku wręcz naciskały na nich, by zawierali transakcje opcyjne.
– Bankowy akwizytor odzywał się do nas co kilka dni. Nagabywał, mówił, że przecież wszyscy to kupują. Przedstawił nawet prognozę, z której wynikało, że złoty cały czas się będzie umacniał. I zapewniał, że nie ma żadnego ryzyka – opowiada inny eksporter maszyn. Tymczasem złoty gwałtownie zaczął tracić, a banki zażądały od firm pokrycia strat.
Inni podkreślają, że podpisywali umowy, bo mieli po prostu zaufanie do banku. Głównie dlatego, że od wielu lat prowadzili już w nich rachunki, korzystali z kredytów i nigdy nie było żadnych problemów. – Wiele umów było zawieranych z naruszeniem procedur bankowych, nie było rzetelnych informacji na temat ryzyka – podkreśla Zbigniew Przybysz, prezes pomorskiej firmy Kram, który teraz namawia innych przedsiębiorców, by razem z nim szli z bankami do sądu.
– W najgorszej sytuacji są w tej chwili firmy, które zawierały transakcje opcyjne z bankami, w których miały już np. kredyt obrotowy – mówi Klaudiusz Wolny. – To dlatego że teraz bankom jest ich dość łatwo szantażować, że nie będą ich już dłużej kredytować. A od tego krok do bankructwa – podkreśla doradca.
Zdaniem analityków problemy firm z opcjami mogą również spowodować problemy u przedsiębiorców, którzy z opcjami nie mieli nigdy nic wspólnego. A to dlatego, że banki jeszcze bardziej ograniczą akcję kredytową na i tak bardzo trudnym już rynku.
Przedsiębiorcy, z którymi rozmawialiśmy, mają też żal do Komisji Nadzoru Finansowego, która ich zdaniem pozwoliła bankom na tak masową i agresywną sprzedaż ryzykownych instrumentów. Sama KNF stoi na stanowisku, że firmy są same sobie winne, bo przecież nie musiały podpisywać żadnych umów. Naciska również na spółki giełdowe, by ujawniły swoje straty, grożąc im konsekwencjami finansowymi.
Łukasz Pałka, Joanna Pieńczykowska