Uwaga inwestorów koncentruje się na Europie. Tymczasem niemniej ciekawie wygląda sytuacja w Chinach. Tamtejszy indeks osiągnął dziś 12-miesięczne minimum. Czyżby inwestorzy bali się twardego lądowania?
Mimo niejednoznacznych danych dotyczących amerykańskiej gospodarki, inwestorzy na Wall Street byli przez większą część poniedziałkowej sesji w bardzo dobrych nastrojach. S&P500 dotarł w ciągu dnia do 1266 punktów, zyskując 1,8 proc. Można przypuszczać, że sporą część tej zwyżki zawdzięczał wieściom płynącym z Europy, gdzie przywódcy Niemiec i Francji ogłosili, że doszli do porozumienia w sprawie tego, co należy zrobić, by przezwyciężyć kryzys w strefie euro. Co prawda żadnych nowych recept nie zobaczyliśmy, ale już sama zgodność stanowisk stanowi dobry znak przed zbliżającym się szczytem państw Unii Europejskiej.
Ten optymizm zmącony został w końcowej części handlu. Skala zwyżki została mocno zredukowana i dopiero na finiszu bykom udało się odzyskać nieco sił. Ostatecznie S&P500 zyskał 1 proc. Powodem tego osłabienia była informacja agencji Standard & Poors o umieszczeniu większości państw strefy euro na liście obserwacyjnej i ostrzeżenie o możliwości obniżenia ratingów sześciu z nich, w tym Niemiec i kilku innych krajów, cieszących się obecnie najwyższymi ocenami wiarygodności kredytowej. Z pewnością to właśnie te informacje przyczyniły się do dzisiejszego porannego spadku notowań kontraktów terminowych na europejskie indeksy, które traciły po 0,7-0,8 proc. Po 0,3-0,4 proc. w dół szły też kursy pochodnych na Dow Jonesa i S&P500. Te sygnały zapowiadają kiepski początek handlu na naszym kontynencie. Inwestorzy giełdowi znów patrzeć będą przede wszystkim na to, co będzie się działo na rynku długów.
Niekorzystne impulsy płyną też z Azji, gdzie dominowały dziś spore spadki indeksów. Nikkei stracił 1,4 proc. Na godzinę przed końcem sesji o 2 proc. w dół szedł wskaźnik na Tajwanie, w Hong Kongu zniżka sięgała 1,5 proc. Indeks giełdy japońskiej znajduje się 18 proc. poniżej szczytu z końca lipca. Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja w Chinach. Shanghai B-Share ustanowił dziś 12-miesięczne minimum. W tym czasie stracił 26 proc. To pobudziło byki do działania, w wyniku czego indeks podskoczył o niemal 1,5 proc. Nie zmienia to jednak fatalnego obrazu rynku. Od szczytu z połowy lipca wskaźnik spadł o 31 proc. W odróżnieniu od większości innych rynków na świecie, w ostatnich dniach nie widać śladu odreagowania tych spadków. Wręcz przeciwnie, ruch w dół nabiera rozpędu. Wygląda na to, że inwestorzy dyskontują scenariusz niezbyt miękkiego lądowania chińskiej gospodarki.
Warszawski indeks największych spółek stara się dotrzymać kroku pozostałym europejskim wskaźnikom, ale napotyka coraz większe przeszkody. W poniedziałek zyskał co prawda 1,5 proc., ale dwukrotnie odbijał się w dół od 2300 punktów. Także w piątek jego osiągnięcie zmobilizowało sprzedających. Jeśli dziś będzie podobnie, jest prawdopodobne, że Święty Mikołaj wyżej nie podskoczy. O ile oczywiście nie nastąpi euforia po kończącym się w piątek szczycie państw Unii Europejskiej.
Roman Przasnyski, Open Finance
Źródło: Open Finance