„W rezultacie wielu kredytobiorców wpadnie w tarapaty. Teraz czują się bezpieczni, ponieważ w razie problemów ze spłatą długu mogą w ostateczności sprzedać nieruchomość i jeszcze na tym zarobić. W przyszłym roku może jednak dojść do korekty cen o 10-15 proc. Kto kupił je na kredyt za 500 tys. zł, weźmie 450 tys. zł, zaś resztę nadal będzie musiał spłacić bankowi. Problemy klientów odczują rychło instytucje finansowe. Najpierw kredytobiorcy przestaną spłacać długi. Potem pojawi się problem z windykacją należności i sprzedażą przejętych nieruchomości, które sporo stracą na wartości. A wtedy trzeba będzie robić rezerwy na zagrożone i stracone kredyty.”, pisze „PB”.
„To nie jest czarny sen szefa nadzoru bankowego, ale jeden z możliwych scenariuszy rozwoju rynku, według Andrzeja Saniewskiego, dyrektora AIG United Guaranty w Polsce, firmy specjalizującej się w ubezpieczeniach kredytów hipotecznych. Niczym Kasandra od kilku miesięcy przestrzega banki przed ryzykiem korekty na rynku nieruchomości. Powołuje się na przykłady innych krajów: Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii. Wszystkie po okresie boomu na rynku nieruchomości musiały swoje odchorować.”, czytamy.
„- U nas panuje przekonanie, że okres prosperity będzie trwał zawsze. Otóż nie – przyjdzie korekta” – mówi dyrektor Saniewski, który z niepokojem stwierdza, że banki nie chcą się zabezpieczać przed ewentualnymi skutkami załamania rynku.”- Na razie wszystko jest w porządku. Banki twierdzą, że spłacalność kredytów hipotecznych jest wręcz wzorowa, chociaż wiedzą, że dysponują tylko cząstkowym obrazem rynku” – tłumaczy Andrzej Saniewski.
Więcej na ten temat w „Pulsie Biznesu”.