Początkowo czwartkowe dobre dane z amerykańskiej gospodarki zostały chłodno przyjęte przez inwestorów. Końcówka handlu była dużo lepsza. S&P500 pokonał 1400 punktów. Teraz patrzy na 1500.
Można narzekać, że trwająca od trzech lat hossa na Wall Street pochodzi z nierynkowego łoża i jest efektem knowań i magicznych zabiegów tajemniczego gremium znanego pod nazwą Fed. Ale jeśli ktoś zdecydował się na udział w giełdowych zmaganiach, nie ma wyjścia. Może ta hossa nie nadaje się jako wzorzec, do złożenia w podparyskiej gminie Sevres, obok modeli kilograma i metra, jednak do podejmowania decyzji lepszego punktu odniesienia nie ma.
Punkt odniesienia zachowuje się ostatnio dość podstępnie. Indeksy na nowojorskim parkiecie rosną od trzech miesięcy poruszając się małymi kroczkami. Ich zwyżki na jednej sesji rzadko przekraczają kilka dziesiątych procent. Łączny efekt tej dreptaniny jest jednak imponujący i przekracza 16 proc. Od dołka z października ubiegłego roku sięga 27,5 proc. I końca (ani oczekiwanej przez niektórych korekty) nie widać. Wczoraj Dow Jones wzrósł o 0,44 proc, a S&P500 o 0,6 proc., bijąc kolejne rekordy. Wygląda na to, że niedługo zniwelują całą wcześniejszą bessę. Niestety, będąca jej źródłem sytuacja na rynku nieruchomości nie poprawia się. Jak widać łatwiej zbudować bańkę na giełdzie niż na gruncie.
Europejskie parkiety, zachowujące się w czwartek niemrawo, pod koniec handlu dały się ponieść amerykańskiemu optymizmowi. Wszystko wskazuje, że dziś może być podobnie. Trzeba tylko poczekać na publikacje danych zza oceanu. Już wczesnym popołudniem będzie znana dynamika produkcji przemysłowej w lutym. Oczekuje się wzrostu o 0,4 proc. Chwilę później poznamy wskaźnik nastrojów konsumentów. W tym przypadku oczekiwania nie są wygórowane i zakładają jego wzrost z 75,3 do 75,5 punktu.
Dziś na giełdach azjatyckich nastroje były niejednoznaczne. Po kilku dniach sporych spadków, indeksy w Szanghaju na godzinę przed końcem handlu szły w górę po ponad 1 proc. Nikkei zwyżkował o niespełna 0,1 proc. Na Tajwanie wskaźnik tracił 0,8 proc., a w Hong Kongu spadek sięgał 0,1 proc.
Poranne notowania kontraktów na amerykańskie i europejskie indeksy nie dawały jednoznacznych wskazań, co do możliwego scenariusza w pierwszych godzinach handlu.
Wydarzenia na naszym rynku jak zwykle trudno przewidzieć. Tym bardziej, że dziś mamy dzień wygasania marcowych instrumentów pochodnych. Można oczekiwać, że przez większą część dnia będziemy mieć do czynienia z marazmem, podobnym do czwartkowego. Więcej ruchu przyniesie ostatnia godzina handlu. Ostateczny wynik sesji nie powinien jednak raczej odbiegać od nudnego standardu z ostatnich dni.
Źródło: Open Finance