Ogłaszamy na obszarze Polski stan zagrożenia epidemicznego – powiedział rząd i pozamykał lub ograniczył klientom dostęp do poszczególnych form działalności i przemieszczania się. Co więcej, cały kraj funkcjonuje pod hasłem „zostań w domu”. Jak w tych warunkach funkcjonować mają przedsiębiorcy, których firmy nie mogą zrobić sobie wakacji, tak jak uczniowie? Nie ma odbiorców towarów i usług, nie ma przychodu przedsiębiorstwa, nie ma środków na kredyty, leasingi, rachunki i wynagrodzenia. Te ostatnie pracodawca musi wypłacać. Czy na pewno?
Na mocy uregulowań Kodeksu cywilnego, przede wszystkim artykułów 357¹, 471 i 495, wskutek wystąpienia siły wyższej, czy też nadzwyczajnej zmiany okoliczności, zobowiązany do świadczenia może się z jego spełnienia zwolnić, czy też za pośrednictwem sądu rozwiązać wiążącą go z innym podmiotem umowę. Wykazując związek przyczynowy między panującą epidemią koronawirusa, a wprowadzanymi w związku z nią odgórnie ograniczeniami rynkowymi, przedsiębiorcy mogą uwolnić się od obowiązku spełniania ciążących na nich zobowiązań kontraktowych, spłat rat kredytowych i leasingowych, bez ponoszenia za to odpowiedzialności odszkodowawczej. Przepis art. 471 stanowi bowiem, że dłużnik jest zobowiązany do naprawienia szkody wynikłej z niespełnienia ciążącego na nim świadczenia, pod warunkiem, że powodem jego niespełnienia była okoliczność, za którą to on ponosi odpowiedzialność.
Co pracodawca musi i czego nie może?
Powyższe regulacje nie mają jednak zastosowania do stosunków pracy, jako szczególnie chronionych przez państwo i prawo. Dotyczy to tylko stosunków opartych o umowę o pracę. Pracownicy wykonujący dla pracodawcy pracę na umowę zlecenie lub dzieło są pozbawieni tej szczególnej ochrony. Zatem pracodawcy, pomimo wystąpienia siły wyższej – takiej jak ogólnoświatowy kryzys gospodarczy spowodowany epidemią koronawirusa – nie mogą nie spełnić wobec pracowników podstawowych świadczeń, takich jak wypłata wynagrodzenia. Pracownicy mogą więc – nawet mimo niezależnej od pracodawcy niewypłacalności zakładu pracy – domagać się zapłaty, nawet jeśli nie świadczą pracy. Przepis art. 81 § 1 Kodeksu pracy stanowi bowiem, że: „Pracownikowi za czas niewykonywania pracy, jeżeli był gotów do jej wykonywania, a doznał przeszkód z przyczyn dotyczących pracodawcy, przysługuje wynagrodzenie wynikające z jego osobistego zaszeregowania, określonego stawką godzinową lub miesięczną, a jeżeli taki składnik wynagrodzenia nie został wyodrębniony przy określaniu warunków wynagradzania – 60% wynagrodzenia. W każdym przypadku wynagrodzenie to nie może być jednak niższe od wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę, ustalanego na podstawie odrębnych przepisów” (Dz.U. 1974 nr 24 poz. 141, ze zm.).
Oznacza to, że pracownikom, którzy nie mają wynagrodzenia prowizyjnego, ani nie pracują na akord, a mają w umowie określoną stawkę godzinową lub wysokość stałego miesięcznego wynagrodzenia, należy się zasadnicze wynagrodzenie w normalnej wysokości. Jeśli takie warunki wynagradzania nie zostały określone w umowie o pracę, pracującym na akord lub otrzymującym wynagrodzenie prowizyjne należy się wynagrodzenie w wysokości 60%. Niemniej w obu przypadkach wysokość wypłacanego w takich okolicznościach wynagrodzenia nie może być niższa od minimalnego wynagrodzenia za pracę. To tzw. wynagrodzenie postojowe, należne pracownikowi nawet jeśli nie wykonuje żadnej pracy, a gotowość do niej wykazuje w trakcie trwającego stosunku pracy. Oczywiście, pracodawca może w czasie epidemii skierować pracownika do wykonywania innej pracy i zlecić jej wykonywanie zdalnie, ale jeśli nie ma takich możliwości lub charakter prowadzonej przez niego działalności na to nie pozwala, to musi pracownikowi wypłacać pensję, bez względu na to, czy pracownik ten wykona dla niego pracę czy nie.
Odesłanie pracownika na urlop bezpłatny
Pracodawca nie spełniając obowiązku wypłaty wynagrodzenia, prócz konieczności jego wypłaty, naraża się dodatkowo na sankcje z art. 282 § 1 Kodeksu pracy, a więc grzywnę w wysokości od 1 000 do 30 000 zł. Wydawać by się mogło że w tych warunkach najbardziej salomonowym rozwiązanym byłoby odesłanie pracownika do domu na bezpłatny urlop, bez rozwiązywania stosunku pracy, na czas trwającego kryzysu. Zachowałby pracę, do której powróciłby po ustaniu epidemii powodującej utratę płynności finansowej przedsiębiorstwa, a pracodawca mógłby tę pogłębiającą się niewypłacalność zatamować.
Jednak nawet to jest według polskiego prawa pracy niemożliwe jednostronną decyzją pracodawcy. Prawo pracy nie przewiduje bowiem instytucji przymusowego urlopu. Zgodnie z art. 174 § 1 Kodeksu pracy, na bezpłatny urlop można wysłać pracownika jedynie na jego pisemny wniosek.
Urlop zaległy i okres wypowiedzenia
Kodeks pracy przewiduje pośrednie, korzystne dla pracodawcy rozwiązanie. Może skierować pracownika na zaległy urlop płatny, jeśli ten nie wykorzystał go do 30 września. Potwierdza to na swojej stronie internetowej Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej: „W przypadku zaległego urlopu wypoczynkowego, który nie został wykorzystany do 30 września następnego roku kalendarzowego, pracodawca ma prawo wysłać pracownika na zaległy urlop – nawet bez jego zgody – np. w okresie zagrożenia koronawirusem. Stanowisko to jest prezentowane przez Państwową Inspekcję Pracy” (www.gov.pl/web/rodzina). To samo uprawnienie przysługuje pracodawcy wobec pracownika, który znajduje się w okresie wypowiedzenia.
Co jeśli przyczyny nie dotyczą pracodawcy?
Tyle że w przepisie art. 81 § 1 Kodeksu pracy ustawodawca zawarł sformułowanie: „doznał przeszkód z przyczyn dotyczących pracodawcy”. Można więc wysunąć uzasadnione domniemanie, że jeśli przyczyna, dla której pracownik nie może wykonywać pracy nie leży po stronie pracodawcy, to ten pracodawca nie musi wypłacać pracownikowi wynagrodzenia postojowego, a za przyczynę taką należy uznać sytuację, jaka nastąpiła w związku z epidemią koronawirusa. Jednakże nie może się na nią powołać każdy pracodawca, który stał się niewypłacalny w związku ze światową pandemią, powodowanym nią kryzysem gospodarczym i takimi ograniczeniami działalności, jakie wprowadził w Polsce ogłoszony stan zagrożenia epidemicznego.
To nie pracodawca odbiera pracownikom pracę
Każdy przypadek, każdego przedsiębiorcy, powinien być rozpatrywany indywidualnie. Trzeba bowiem rozróżnić sytuację, gdy pracodawca nie może korzystać z pracy swojego pracownika, bo sklep w którym tę pracę miałby świadczyć znajduje się w galerii handlowej, której działalność zamknął rząd rozporządzeniem Ministra Zdrowia z 13 marca 2020 r. (Dz.U. 2020 poz. 433). Tu pozbawienie pracownika pracy nie jest wynikiem „przyczyny” leżącej po stronie pracodawcy, a wydanego w odpowiedzi na panującą epidemię aktu władzy państwowej. W takim wypadku to do niej – a nie do przedsiębiorcy – pracownik takiego zamkniętego przez Ministra Zdrowia sklepu powinien zwrócić się o rekompensatę, czy też wypłatę owego wynagrodzenia postojowego.
Co innego, gdy działalność sklepu, czy restauracji nie została zamknięta odgórnie, a jej prowadzenie jest jedynie ograniczone zarówno formalnie rozporządzeniem rządu, jak i praktycznie – brakiem przepływu klientów. To właściciel takiego zakładu pracy podejmuje decyzję i ryzyko gospodarcze, czy w takich warunkach przywoływać pracownika do pracy. Brakiem powodzenia ekonomicznego podjętego ryzyka nie może później obarczać pracownika, który pracę wykonał, odmawiając mu wypłaty wynagrodzenia. W tych okolicznościach powinien on, nie chcąc owego ryzyka podejmować, odesłać pracownika do domu na przymusowy urlop bezpłatny. W przypadku powstałych w przyszłości ewentualnych sporów wywołanych na tym tle przez pracownika, siła wyższa epidemii koronawirusa i spowodowana nią nadzwyczajna zmiana sytuacji będą stanowić podstawę do obrony swojego stanowiska przez pracodawcę. Przy całkowitym braku porozumienia między pracownikiem a pracodawcą okoliczności te mogą także stanowić podstawę rozwiązania stosunku pracy.
Przedsiębiorca nie może być jedynym, który ponosi ciężar epidemii
Rząd przedstawił 18 marca 2020 r. projekt tarczy antykryzysowej, której pierwszym i głównym filarem jest ochrona miejsc pracy. Zakłada on państwową gwarancję wypłat wynagrodzeń w wysokości 80%, w podziale: 40% pracodawcy, 40% państwo. Państwo zdaje więc sobie sprawę, że płacenie w obecnej sytuacji wynagrodzeń postojowych w wysokości 100%, a nawet 60%, to zbyt duże, a przede wszystkim niesprawiedliwe, obciążenie dla przedsiębiorców. Zwłaszcza, że to samo państwo ogranicza lub zamyka przedsiębiorcom możliwość normalnego funkcjonowania.
Oczywistym jest, że pracownicy chcą otrzymać wynagrodzenie za wykonaną pracę, jak i mając swoje zobowiązania, nie chcą być wysyłani na bezpłatny urlop. Co w takiej sytuacji ma zrobić przedsiębiorca-pracodawca, który z uwagi na panującą epidemię koronawirusa po prostu nie ma pieniędzy na wypłaty, bo on nie ma możliwości zarobić na swoje zobowiązania.
Pracodawca nie może być jedynym, który poniesie konsekwencje zaistniałej sytuacji i jedynym, którego kosztem państwo toczyć będzie walkę z epidemią. Wydaje się najbardziej uczciwym rozwiązaniem, by pracownik zgadzał się w tym okresie na tymczasowe odejście na bezpłatny urlop. Być może uratuje to pracodawcę, jego zakład pracy, a więc i miejsce pracy pracownika. To bardziej solidarnościowe rozwiązanie, niż domaganie się od ratującego ten zakład przedsiębiorcy wynagrodzenia za czas postoju, czyli za niewykonywanie pracy. Wybór postępowania w tej kryzysowej dla wszystkich sytuacji pozostaje zostawić pracownikom i pracodawcom. Ewentualne powstałe później spory rozstrzygać będzie sąd, a jak orzekł Sąd Najwyższy w wyroku z 3 lutego 2016 r.: „Wykładnia art. 81 § 1 k.p. powinna uwzględniać zarówno interesy pracodawcy, jak i pracownika” (sygn akt II PK 339/14).
Autor: radca prawny Robert Nogacki
Kancelaria Prawna Skarbiec specjalizuje się w ochronie majątku, doradztwie strategicznym dla przedsiębiorców oraz zarządzaniu sytuacjami kryzysowymi.