Trzeba pamiętać o tym, że pozostałe rynki azjatyckie, które pierwsze powinny były zareagować spadkami indeksów na chińską przecenę w ogóle nie zareagowały. Rynki europejskie po prostu były już bardzo technicznie wykupione i byle impuls mógł wywołać realizacją zysków. Tym impulsem mogło być obniżenie rekomendacji JP Morgan dla sektora banków inwestycyjnych. Poza tym straszyła rosnąca rentowność obligacji amerykańskich i wzrost inflacji PPI w strefie euro. Właśnie inflacja była pretekstem, który doprowadził do zwyżki kursu EUR/USD, ale prawdziwym powodem było oczekiwanie na środową decyzję ECB, który najpewniej stopy w strefie euro podniesie.
W USA też nie zwracano najmniejszej uwagi na chińską przecenę. Było to zresztą zachowanie bardzo logiczne. Giełdy akcji reagowały na informacje ze spółek (o tym niżej), a uwaga skupiona była przede wszystkim na rynku ropy, gdzie cena baryłki piąty raz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy testowała górne ograniczenie kanału trendu bocznego 62 – 66 USD. Jeśli potwierdzi przełamanie 66 USD to droga na szczyt będzie otwarta, a to się zbytnio posiadaczom akcji nie spodoba. W poniedziałek jednak nikt specjalnie się tym nie martwił, a można nawet powiedzieć, że droga ropa pomagała indeksom, bo rosły ceny akcji w sektorze paliwowym. Powodów wzrostu ceny ropy było kilka (między innymi to, że cyklon zbliża się do Półwyspu Arabskiego), ale pomagało również osłabienie dolara. To zwiększało też popyt na miedź, której cena wzrosła pod pretekstem spadku zapasów. Niewiele zmieniła się cena złota.
Rynek akcji był w szczęśliwej sytuacji, bo opublikowane w poniedziałek dane makro były złe. Kwietniowe zamówienia fabryczne w USA wzrosły tylko o 0,3 procenta. Nie przejęzyczyłem się. To dobrze, że były złe, bo dzięki temu spadła rentowność obligacji i niedźwiedzie straciły (w tym dniu) potężny argument przemawiający za sprzedażą akcji. To właśnie te dane i spadek rentowności obligacji umocniły wzrost kursu EUR/USD. Wykupiony technicznie rynek akcji domagał się korekty, ale informacje ze spółek na to nie pozwalały.
Wpływowy tygodnik Barron’s napisał, że General Electric prawdopodobnie sprzeda część swoich spółek, co podnosiło kurs akcji GE. Prawie trzy procent rósł kurs Wal-Mart, bo spółka ma zamiar ograniczyć ekspansję w USA (widać nie widzi w tym zysków), co zmniejszy jej koszty. Poza tym ma zamiar wykupić w celu umorzenia swoje akcje za 15 mld USD. Indeksowi NASDAQ pomagała informacja o tym, że Palm sprzeda 25 procent akcji. Pojawiło się też przejęcie. Accredited Home Lenders (firma udzielająca ryzykownych kredytów) będzie przejęta przez Lone Star.
To właśnie informacje ze spółek, rosnąca cena ropy i spadająca rentowność obligacji podtrzymywały rynek i nie pozwalały indeksom spadać. Przez całą sesję trzymały się one blisko poziomu piątkowego zamknięcia czekając na ostatnią godzinę sesji. I oczywiście w tejże godzinie byki zaatakowały i indeksy trochę wzrosły. Obóz byków ma zdecydowaną przewagę i doprowadzi do kolejnego wzrostu indeksów, jeśli tylko dostanie jakiś, najmniejszy pretekst. Martwić mógł jedynie coraz mniejszy wolumen. Zwyżki bez potwierdzenia obrotem często poprzedzają korektę, która rynkowi się już bardzo należy, bo jest technicznie wykupiony. Po sesji nic się nie wydarzyło, ale kontrakty na amerykańskie indeksy rano lekko spadały, bo spadały też indeksy azjatyckie (za wyjątkiem japońskiego indeksu Nikkei). Spadki były jednak kosmetyczne. Tylko indeksy w Szanghaju nadal traciły – pierwszą część sesji zakończyły spadkami po 5 – 6 procent.
Dzisiaj przed południem opublikowane zostaną indeksy PMI dla sektora usług krajów europejskich i całej strefy euro, a popołudniu indeks ISM dla tego samego sektora w USA. W międzyczasie dojdzie do publikacji danych o kwietniowej sprzedaży detalicznej w strefie euro. Dane europejskie jak zwykle zostaną zlekceważone, co najwyżej zareaguje (ospale) rynek walutowy. Rzecz jasna im lepsze dane tym lepiej dla euro. Uwaga zwrócona będzie na dane o sektorze usług w USA, gdzie stanowi on więcej niż 80 procent całej gospodarki. Nie oczekiwałbym gwałtownych ruchów indeksów w wyniku tej publikacji o ile nie dojdzie do koincydencji, kiedy to wyraźnie spadnie indeks główny i równie wyraźnie wzrośnie subindeks cenowy. To osłabiłoby wyraźnie rynek akcji. Dla dolar najlepszym układem byłby wzrost obu tych indeksów.
Na godzinę i 15 minut przed startem sesji w USA rozpocznie się też panel dyskusyjny, w którym udział wezmą szefowie Rezerwy Federalnej USA, Europejskiego Banku Centralnego i Banku Japonii. Nie sposób przewidzieć, co powiedzą prezesi banków, ale oczywiste jest, że każde zdanie będzie dokładnie analizowane. Byle pretekst może doprowadzić do dużych ruchów na wszystkich rynkach. Najgorsze dla akcji byłoby, gdyby bankierzy zaczęli straszyć podwyżkami stóp procentowych. „Gołębie” stanowisko prezesów pomagałoby akcjom.
GPW nie poddała się europejskiemu trendowi
W poniedziałek na naszym rynku walutowym złoty nadal się wzmacniał reagując na wzrosty kursu EUR/USD. Nie było to nic nadzwyczajnego i trudno wyciągać z tego dalekosiężne wnioski. Zresztą od południa złoty już tracił. Tym razem negatywny wpływ wywarł osuwający się kurs USD/JPY, bo przecież im mocniejszy jest jen tym gorzej dla procesu carry trade. Jednak wzmocnienie japońskiej waluty zostało po południu znacznie ograniczone i dzięki temu złoty umocnił się do dolara i osłabł do euro. Mogło tylko niepokoić to, że znikła korelacja zgodnie z którą jeśli rośnie kurs EUR/USD to złoty wzmacnia się do obu głównych walut. Jeden dzień to jednak za mało, żeby wyciągać z tego wnioski.
Dzisiaj też nasza waluta będzie podlegała wahaniom zależnym od tego, co będzie się działo z kursem EUR/USD. Ten zaś będzie reagował na wypowiedzi prezesów banków centralnych podczas ich panelu dyskusyjnego oraz na publikację amerykańskich danych makro.
GPW też w poniedziałek zachowywała się w bardzo niepewnie, ale nie miało to nic wspólnego z przeceną na rynkach chińskich. Indeksy krążyły wokół poziomu piątkowego zamknięcia, a popyt był hamowany przez spadki indeksów na innych rynkach europejskich. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że polskie indeksy zachowywały się dużo lepiej od swoich odpowiedników na innych rynkach europejskich, co sygnalizowało, że obóz byków jest u nas bardzo silny. Pokazał to pół godziny przed końcem sesji, kiedy to WIG20 w kilka minut wrócił z ponad pół procentowego spadku do poziomu piątkowego zamknięcia, a potem pognał dalej na północ ustanawiając nowy rekord wszech czasów. Ten, ewidentnie sztuczny wzrost, zrobiono przede wszystkim wzrostem sektora bankowego i zleceniami koszykowymi, ale nieważony indeks cenowy też wzrósł i to całkiem wyraźnie. Obóz byków jest nadal bardzo silny.
Wczorajsza sesja w USA może tylko pomóc dzisiaj posiadaczom polskich akcji. Poza tym wczorajsze wzrosty cen surowców też nie są bez znaczenia, bo sektor surowcowy na GPW ma przecież duży wpływ na WIG20. Rynek jest nadal technicznie wykupiony (szkoda, że wczoraj nie odnotowaliśmy jakiegoś spadku), ale przecież w tej fazie hossy mało kto na to patrzy. Rozpocząć sesję powinniśmy zwyżką o ile w tym czasie nie zaczną spadać indeksy w Eurolandzie. Musiałoby się coś poważnego wydarzyć (prezes jakiegoś banku coś powie?), żebyśmy sesji nie zakończyli na plusach.