Dzisiaj u nas jest już czas zimowy, a w USA zmiana nastąpi dopiero za tydzień. Z tego wynika, że sesja w USA powinna zaczynać się o godzinę wcześniej. Przesuwają się też godziny publikacji danych makro. Trzeba o tym pamiętać, ale dzisiaj to jest bez znaczenia, bo publikacji makro nie ma. Z tego wniosek, że jest szansa na spadek kursu EUR/USD i osłabienie złotego, ale należy wątpić, żeby przed środową decyzją FOMC trendy się zmieniły.
GPW w piątek nadal zachowywała się bardzo słabo. Czwartkowa sesja, podczas której nasz rynek zdecydowanie nie chciał (na olbrzymich obrotach) rosnąć, mimo dużych zwyżek indeksów na innych giełdach europejskich, musiała wprowadzić graczy w stan niepewności. Nic więc dziwnego, że w piątek, w sytuacji, kiedy w Europie trwało wyczekiwanie, u nas indeksy spadały. Jedyną pociechą było to, że obrót był bardzo mały. Wzrosty indeksów europejskich i oczekiwanie na bardzo mocne otwarcie sesji w USA nie musiały jednak poprawić sytuację. WIG20 rósł dzięki TPSA i PKN, ale zakończył sesję kosmetycznym spadkiem. Z całą pewnością nie można tej sesji jednak uznać za „byczą”.
Nie dramatyzowałbym jednak z powodu tej widocznej słabości GPW. Przed sezonem publikacji raportów kwartalnych nasz rynek bardzo często tak właśnie (lub gorzej) się zachowuje. Martwić może jednak bardzo słaba postawa mniejszych spółek. Wygląda to tak jakby Polacy umarzali jednostki uczestnictwa albo fundusze wiedziały, że wyniki spółek będą nienajlepsze. Sądząc po tym jak zachowywał się kurs TPSA przed publikacja raportu kwartalnego można podejrzewać, że wiedzę zarządzający mają dobrą. Źle to by rokowało rynkowi na przyszłość, ale i tak wszystko jest w rękach Amerykanów. Nie wierzę, żeby GPW na stałe odłączyła się od trendu pokazywanego przez NYSE i NASDAQ.
Na razie jednak wzrosty indeksów na światowych giełdach co najwyżej zmniejszają skalę spadków w Warszawie, więc nie należy sugerować się tym, że w piątek indeksy w USA wzrosły. Przecież gracze w Polsce musieli zakładać, że wzrosną, a akcje chętnie kupowane nie były. Na razie rynek idzie swoim torem i nie wiemy, kiedy dołączy do głównego nurtu. Zazwyczaj dzieje się to w zupełnie nieoczekiwanym momencie w okolicach szczytu sezonu raportów kwartalnych (14.11). Tak więc dzisiaj można raczej oczekiwać przedłużenia marazmu, ale raport kwartalny opublikuje BRE, a wynik tego banku powinny pokazać kierunek tak ważnemu dla GPW sektorowi bankowemu.
Aby do posiedzenia FOMC – to hasło byków
W piątek indeksy w Europie trzymały się blisko poziomu czwartkowego zamknięcia, kiedy to mocno wzrosły reagując na “byczy” zwrot podczas środowej sesji w USA. Brak przedłużenia tego odbicia w Stanach nieco zepsuł nastroje. Nie nastrajały też optymistycznie ciągle wzmacniające się euro i drożejąca ropa. Z drugiej jednak strony opublikowany po sesji raport kwartalny Microsoftu kazał oczekiwać zwyżki podczas piątkowej sesji. Wynikiem oddziaływania tych czynników był marazm. Jednak skończył się on na dwie godziny przed otwarciem sesji w USA i indeksy ruszyły na północ.
W USA rozpoczęte w środę i na chwilę przerwane w czwartek szaleństwo na rynkach finansowych nadal się w piątek utrzymywało. Szaleństwo, bo jak inaczej nazwać duże wzrosty indeksów w sytuacji, kiedy zyski spółek z indeksu S&P 500 w trzecim kwartale spadły (co prawda nieznacznie, ale jednak), a rynek kontynuuje hossę? Wszystko można by zrozumieć, gdyby gospodarka odbijała się od dna, ale ona właśnie zaczyna zwalniać. Nie wiem skąd przekonanie o sensownym wzroście zysków w czwartym kwartale i w przyszłym roku. Faktem jest, że jeśli w trzecim kwartale były duże straty (jak np. w Merrill Lynch) to w czwartym zysk pewnie wzrośnie, ale pozostaje pytanie, czy z tego powodu cena akcji ma rzeczywiście być wysoka. Z rynkiem się jednak nie dyskutuje.
W piątek nadal tracił dolar. Kurs EUR/USD zbliżył się znacznie do poziomu 1,44 USD. Nie pomógł „zielonemu” indeks nastroju Uniwersytetu Michigan, który spadł w porównaniu do tego, co zapowiadały wstępne dane publikowane w połowie miesiąca (z 82 do 80,9 pkt.) – oczekiwano wzrostu. Widać było wyraźnie oczekiwanie na obniżkę stóp. Takie zachowanie dolara musiało doprowadzić do wzrostu cen surowców. Złoto podrożało o ponad dwa procent. Zdrożała też miedź pod pretekstem wzrostu chińskiego popytu, Oprócz wzrostu kursu EUR/USD i problemów na granicy turecko – irackiej pretekstem do wzrostu cen ropy był wzrost napięcia między Iranem a USA, Stany Zjednoczone oskarżyły Iran o popieranie terroryzmu i zwiększyły naciski na zagraniczne firmy żądając, żeby ograniczyły kontakty z tym producentem ropy. Cena baryłki wzrosła o 1,5 procent i otarła się o 92 USD.
Wydawałoby się, że co prawda tracący dolar pomoże firmom – eksporterom, ale tak szalenie droga ropa (z możliwością dalszego drożenia) powinna wystraszyć szeroki rynek akcji. Nic z tych rzeczy. Drogie surowce pomagały spółkom sektora surowcowego, a szeroki rynek miał klapki na oczach – ważne było tylko czekanie na obniżkę stóp. Indeksy giełdowe gwałtownie rosły, mimo że powodu do takiej zwyżki były niezbyt mocne. Co prawda doskonałe informacje dotarły po czwartkowej sesji – Microsoft opublikował raport z dużo lepszymi wynikami kwartału i podniósł prognozy. Kurs spółko mocno rósł prowadząc za sobą inne spółki sektora TMT, ale co wspólnego ma Microsoftem np. z Intelem? Czy prognozy tego pierwszego muszą się przełożyć na zyski drugiego?
Drożały też akcje w sektorze finansowym i to było już zupełnie kuriozalne. Najważniejsze dla rynku było to, że mocno rósł kurs Merrill Lynch (firmy, która w środę opublikowała olbrzymie straty). Dlaczego rósł? Zwyżkę wywołała informacja telewizji CNBC zgodnie z którą możliwa jest zmiana szefa tej firmy. Poza tym analityk Deutsche Bank Securities podzielił się przekonaniem, że firma może się stać obiektem przejęcia, a cena za akcję przy takim przejęciu może sięgnąć 100 – 120 USD (obecnie 65 USD). Można sobie tylko postawić pytanie jak ten analityk to liczył i czy inni się z nim zgadzają.
Bardzo pomagała też sektorowi stara znajoma – Countrywide Financial (największy kredytodawca hipoteczny). Tak, tak to firma, która bardzo przysłużyła się niedźwiedziom w czasie letnich spadków. Opublikowała stratę, ale kurs akcji wzrósł najmocniej od … 1987 roku (sic!), bo zarząd zapowiedział powrotu do zysku w czwartym kwartale. Czyżby firma oczekiwała poprawy sytuacji na rynku nieruchomości? Nie, po prostu ograniczy zatrudnienie. A to, że Moody’s Investors Service obniżył ratingi kolejnym 33 miliardom USD obligacji CDO (powiązane z rynkiem kredytów hipotecznym) przecież się nie liczy. Trochę kpię, ale czy można pozostać poważnym, kiedy widzi się takie zachowanie rynków?
Po tej „byczej” sesji w USA apetyty są dzisiaj bardzo duże, ale indeksy zbliżyły się już bardzo do szczytu wszech czasów i mogą mieć podobne trudności jak nasz WIG20. Dzisiaj liczyć się będą tylko wyniki kwartalne spółek. Gracze szykować się też będą do środowej decyzji FOMC. Trudno w tej sytuacji oczekiwać dużych spadków indeksów, ale nie można wykluczyć, że droga ropa w końcu wymusi jakąś korektę. Na razie byłaby to korekta bez żadnego znaczenia. W każdym razie w nocy w Azji indeksy rosły jak na drożdżach. Szczególnie mocne były w Chinach (liderem był Hong Kong, gdzie Hang Seng rano rósł o 3,5 proc.) i Indie. Azjatom nie przeszkadzało to, że ropa znowu drożała przekraczając 93 USD za baryłkę, a dolar kontynuował przecenę przekraczając poziom 1,44 USD za euro.
