W USA jedynym raportem makroekonomicznym były dane o tygodniowej zmianie na amerykańskim rynku pracy. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych spadła mocniej niż oczekiwano, co nie miało jednak żadnego wpływu na zachowanie rynków finansowych. Dolar nadal się wzmacniał, a ceny złota, ropy i miedzi spadały reagując na to umocnienie.
Raporty kwartalne spółek nadal pomagały bykom, chociaż z ich jakością było różnie. Na przykład 3M, firma uznawana obecnie za „amerykańską gospodarkę w pigułce” (kiedyś był nią General Electric) poinformowała, że zysk na akcję wzrósł w stosunku do osiągniętego rok temu, z 1,17 USD/akcję do 1,85 USD/akcję. Tylko z pozoru był to wynik znakomity, bo 57 centów wynikało ze sprzedaży jednego ze swoich europejskich oddziałów. Można więc powiedzieć, że zysk wzrósł o 9,4 procenta, co wielkim osiągnięciem nie jest, ale kurs rósł o 4 procent. Cieszono się też raportem Forda, który podał mniejszą od oczekiwań stratę (z powodu cięcia kosztów). Strata jest jednak stratą, a szans na zysk na razie nie widać. Bardzo dobre wyniki opublikował Exxon, ale to oczywiście był wynik fluktuacji cen na rynku ropy. Z podobnego powodu wzrósł zysk Halliburton. Naprawdę bardzo dobry wynik odnotował Apple (ale przypominam, że te akcje są i tak od dawna za drogie).
Nie ma sensu wyliczać tych wszystkich raportów kwartalnych, bo nie były one gorsze od publikowanych w ostatnich dniach. Może nawet były lepsze. Indeksy nie chciały jednak dynamicznie rosnąć. Gracze po prostu byli już zmęczeni tymi wzrostami, a rynek był skrajnie technicznie wykupiony i czekał tylko na pretekst do rozpoczęcia korekty. Takiego pretekstu nie było, więc nie było i korekty, ale popyt nie był w stanie wymusić kontynuowania euforycznych zwyżek. Indeks NASDAQ jednak wzrósł zwiększając techniczne wykupienie rynku i jednocześnie prawdopodobieństwo wystąpienia korekty. Takie zachowanie rynku po dużych wzrostach jest typową konsolidacją. Może ona przyjąć różne formy – od trendu bocznego po niegroźną korektę i to rynek wkrótce czeka.
Dzisiejsze dane o rachunku obrotów bieżących w strefie euro przejdą zupełnie niezauważone. Wszyscy będą czekali na raporty z USA. Najważniejszy będzie oczywiście wzrost PKB i skojarzone z nim miary inflacji. Będą to wstępne szacunki za pierwszy kwartał tego roku. Prognozowane jest spowolnienie dynamiki wzrostu (wzrost PKB o 1,8 proc.) i przyśpieszenie inflacji mierzonej deflatorem. Jest więc miejsce na pozytywną niespodziankę. Gdyby PKB wzrósł nieco mocniej niż tego rynek oczekuje, a deflator, a szczególnie indeks PCE bazowy (wskaźnik wydatków konsumpcyjnych bez paliw i żywności) wzrosły mniej niż się tego oczekuje to byłby to bardzo silny, pozytywny impuls dla akcji i dolara. Wyraźne spowolnienie wzrostu, szczególne, gdyby jednocześnie pojawiła się wyższa inflacja ponownie wzbudziłoby niepokój, bo sygnalizowałoby, że nadchodzi stagflacja. Z pewnością cierpiałby w takiej sytuacji dolar. Akcje też powinny tanieć, ale wszyscy wiemy, że gracze lekceważą dane makro, więc może się okazać, że rynek jedynie wyhamuje zwyżkę. Uważam, że publikacja przez Uniwersytet Michigan indeksu nastroju przejdzie bez echa. To dane weryfikujące odczyt z połowy miesiąca, a poza tym po publikacji indeksu Conference Board rynek nie reagował to dlaczego miałby reagować teraz? Nie wykluczam jednak, że ta publikacja pomoże rynkowi ruszyć w już wcześniej obranym kierunku.
Ponieważ w poniedziałek nie pracuję to (bazując oczywiście tylko na wydarzeniach z kalendarium) omówię jeszcze, co może się wydarzyć tego właśnie dnia na rynkach finansowych. Przed południem w Eurolandzie opublikowane zostaną liczne indeksy nastroju, ale one bardzo rzadko wpływają na zachowanie rynków. W każdym razie nie zaszkodziłoby posiadaczom akcji i euro, gdyby główny indeks nastrojów panujących w gospodarce wzrósł.
Po południu publikowane będą liczne amerykańskie raporty makroekonomiczne. Co prawda gracze je od dłuższego już czasu lekceważą, ale w poniedziałek nie ma wielu publikacji raportów kwartalnych dużych spółek, więc dane makro będą miały nieco większą wagę. Z pewnością będą wpływały na zachowanie kursu EUR/USD. Godzinę przed początkiem sesji dowiemy się, jakie w marcu były wydatki i przychody Amerykanów. Jednak nie skala wzrostu będzie miała największe znaczenie dla graczy, a bazowy wskaźnik wydatków osobistych (PCE). Prognozuje się, że wzrośnie jedynie o 0,1 proc. i byłaby to bardzo dobra wiadomość dla posiadaczy akcji i kiepska dla dolara. Mały wzrost PCE bazowego sygnalizowałby, że presja inflacyjna jest niezbyt duża. Gdyby PCE wzrósł zdecydowanie mocniej niż tego się oczekuje to zaszkodziłoby to akcjom i pomogłoby dolarowi.
Półtorej godziny po otwarciu sesji w USA zostanie opublikowany indeks Chicago PMI pokazujący, jaka jest sytuacja w regionie, ale nie oczekiwałbym specjalnie dużej reakcji rynku. W marcu indeks ten zupełnie nieoczekiwanie i gwałtownie wzrósł, więc nie będzie w tym nic dziwnego, jeśli wszystko wróci do normy i w kwietniu wyraźnie spadnie. Takie właśnie są prognozy. O ile spadek nie będzie wręcz dramatyczny (mało prawdopodobne) to reakcja akcji i dolara może być tylko umiarkowanie pozytywna. Warto zwrócić uwagę na subindeks cenowy, ale nawet gdyby bardzo wzrósł to akcjom w tej fazie zbytnio nie zaszkodzi – w końcu to tylko jeden region olbrzymiej gospodarki amerykańskiej. Dowiemy się jeszcze jak wzrosły w marcu wydatki na konstrukcje budowlane, ale i ten raport nie powinien mieć negatywnego wpływu na zachowanie graczy. Wszyscy wiedzą, że rynek nieruchomości ma problemy, więc dane musiałyby być naprawdę fatalne, żeby kogoś zdziwiły.
Tydzień przygotowania i tydzień odpoczynku?
W czwartek rynek walutowy usiłował od rana kontynuować trend umacniający złotego. Sprzyjał temu nocny wzrost kursu EUR/USD. Jednak po wejściu europejskich graczy do gry dolar zaczął się wzmacniać, a to wpierw zahamowało umocnienie, a przed południem doprowadziło do osłabienia naszej waluty. Taki stan utrzymał się do końca dnia, ale to osłabienie w niczym nie zmieniło obrazu rynku. Trend spadkowy kursów walut jest nadal niezagrożony.
Dzisiaj, przed długim weekendem możliwa jest kontynuacja realizacji zysków, ale sporo zależy od danych makro publikowanych w USA. Jeśli będą lepsze od prognoz (dla dolara, czyli wyższa inflacja i szybszy wzrost) to kurs EUR/USD znowu spadnie a złoty osłabnie. Słabe dla dolara dane złotego albo wzmocnią albo znacznie ograniczą skalę realizacji zysków.
W czwartek na GPW handel też rozpoczął się tak, jak powinien się był rozpocząć – indeksy rosły. Szczególnie dobrze zachowywał się sektor bankowy. Pomagał mu zarówno środowy raport kwartalny BZ WBK jak i enuncjacje prasowe, z których wynikało, że zyski banków wzrosną dzięki podwyżce stóp procentowych. Bardzo szybko jednak nastroje się pogorszyły, bo coraz słabiej wyglądały rynki europejskie. Przesilenie przyszło przed otwarciem rynku w USA, kiedy to podaż doprowadziła do testowania przez indeks WIG20 poziomu środowego zamknięcia. Najwyraźniej przed długim weekendem gracze nie mieli ochoty kupować akcji. Kolejny spadek WIG20 wzmacnia sygnał sprzedaży, ale nadal uważam, że należy go ignorować. Przygotowanie do długiego weekendu i sam długi weekend nie powinny zasługiwać na zbyt poważne traktowanie.
Dzisiaj raport kwartalny opublikuje BRE. W środę widzieliśmy jak rynek reagował na wyniki BZ WBK – teraz reakcja będzie podobna, ale zyski muszą być równie imponujące. Jeśli będą gorsze od prognoz (co nie znaczy, że słabe) to sektor bankowy bardzo ucierpi. Sesję rozpoczniemy reakcją na raport Microsoftu i właśnie BRE, ale rozstrzygnięcie nastąpi po 14.30, czyli po publikacji raportu o amerykańskim PKB. Wydaje się, że kto chciał przed „wielką majówką” akcje sprzedać to już to zrobił, więc wystarczą dobre dane, żeby WIG20 wzrósł, ale najbardziej prawdopodobne jest jednak, że marazm będzie kontynuowany.