W USA poniedziałek też był dobrym dniem dla posiadaczy akcji. Ciekawostką było to, że rynki (nie tylko rynek akcji) znowu nie reagowały na złe informacje. Okazało się bowiem, że indeks rynku nieruchomości publikowany przez NAHB (stowarzyszenie budowniczych domów) spadł do poziomu 36 pkt. – odczyt poniżej 50 pkt. sygnalizuje, że więcej firm oczekuje pogorszenia sytuacji niż jej poprawy. Wydawało się, że takie dane powinny przynajmniej wyhamować chęć kupowania akcji, ale tak się nie stało. Slaby jen, fuzje i przejęcia i za dużo płynnego kapitału – to chyba jedyny powód wzrostu indeksów.
Teoretycznie można mówić o tym, że rynek opcji sygnalizuje możliwość trzykrotnego obniżenia stóp procentowych w tym roku, ale gdyby to tym rynki tak się ekscytowały to przecież rentowność obligacji by spadła. A tym czasem całkiem solidnie wzrosła (przypominam, że mimo słabych danych makro). Słaby jen i większa rentowność obligacji wzmocniły dolara, ale był to ruch kosmetyczny. Podobnie kosmetyczne zmiany miały miejsce na rynku surowców. Złoto i miedź zupełnie nieznacznie zdrożały, a ropa równie nieznacznie staniała. Zresztą już niedługo mocno zdrożeje, bo nastąpi zmiana serii kontraktów, a te, na których jest teraz większy wolumen są wyceniane o ponad 4,5 procenta wyżej.
Jak widać każdy rynek poszedł swoją drogą. Wyglądało to tak, jakby gracze zgubili kompasy i zupełnie nie wiedzieli, co mają robić. Nic w tym dziwnego, bo przecież nastroje na giełdach są, trochę na siłę, ale jednak nadal „bycze”, a dane makro nie dają poważnego pretekstu do kupowania akcji. W tej sytuacji fundusze robią wszystko, co mogą, żeby powróciła logika „im gorzej tym lepiej”. Chodzi oczywiście o sytuację, w której złe dane są przyjmowane z zachwytem, „bo Fed obniży stopy i uratuje gospodarkę”. Dziwiłbym się bardzo, gdyby udało się w dłuższym terminie słabe dane lekceważyć, ale przez najbliższe 2 miesiące może się to udać. Warto jednak zauważyć, że sytuacja techniczna jest bardzo dwuznaczna. Wystarczy jeden, jednoprocentowy wzrost, żeby na indeksie S&P 500 powstała zapowiadająca wzrosty formacja podwójnego dna. Tyle tylko, że dwuprocentowy spadek zamieniłby ten układ na wyłamanie z flagi zapowiadającej kontynuację przeceny. Czekamy na wykrystalizowanie się sytuacji.
Dzisiaj wszyscy będą czekali na dane z amerykańskiego rynku nieruchomości. Dowiemy się, jaka w lutym była ilość rozpoczętych budów domów i zezwolenia na ich budowę. Co prawda najważniejsza jest sprzedaż, a przede wszystkim cena, ale rynek nieruchomości jest ostatnio winiony za przecenę akcji, więc reakcje mogą być gwałtowne. Zapowiadany jest trzyprocentowy wzrost liczby budów. Gdyby rzeczywiste dane były zgodne lub lepsze od prognoz to wygenerowałyby pozytywny impuls pozwalający bykom na prowadzenie indeksów na północ. Dane bardzo złe byłyby zimnym prysznicem, który szkodziłby indeksom i dolarowi. Po sesji dowiemy się, jakie wyniki kwartalne odnotowała Oracle. Ten raport może mieć spory wpływ na zachowanie rynków, ale dopiero w środę.
Fixingowe sztuczki doprowadziły do pokonania oporu
W poniedziałek spadek kursu EUR/USD wywołał na naszym rynku przed południem korektę osłabiającą złotego. Nie było to jednak nic nadzwyczajnego. Można było mówić jedynie o realizacji zysków z zeszłego tygodnia. Wystarczyło jednak zahamowanie spadku EUR/USD, a nasza waluta natychmiast zaczęła się wzmacniać. Po południu to wzmocnienie było już naprawdę znaczne. Pokazywało, że wraca sezonowa siła złotego. Zakładam, że to wzmocnienie było skutkiem osłabienia jena na rynkach światowych. Dzisiaj może nastąpić chwilowa korekta, ale złoty nadal pozostanie silny.
Raporty makroekonomiczne nie miały wpływu na żaden z rynków. W lutym inflacja w cenach produkcji (PPI) wzrosła nieco mocniej niż oczekiwano (3,6 procenta), ale to nie ma na tym etapie żadnego znaczenia. Dane o dynamice produkcji nie zachwyciły, ale nie były też złe. Okazało się, że produkcję z poprzedniego miesiąca zweryfikowano (kosmetycznie) w dół, a w lutym wzrosła o 12,9 procent. Oczekiwano wzrostu w pobliżu 14 procent, ale dane nie były złe. W dalszym ciągu możemy mówić o dynamicznym rozwoju gospodarki.
GPW rozpoczęła sesję w poniedziałek bardzo ostrożnie, ale ponieważ indeksy w Eurolandzie i kontrakty na amerykańskie indeksy rosły to i nasz rynek nie miał wyboru. WIG20 ruszył na północ. Pomagał mu przede wszystkim sektor bankowy i KGHM. Po dotknięciu bardzo ważnego oporu na poziomie 3.350 pkt. WIG20 ustabilizował się czekając na rozwój sytuacji na rynkach światowych. Obrót był mały, a chęć do kupna akcji znikoma. Jednak od czego niezawodny fixing? Właśnie dzięki wzrostowi w tej fazie „handlu” WIG20 pokonał opór techniczny.
WIG jest już znowu w kanale trendu wzrostowego, a mWIG40 będzie bił szczyt wszech czasów. Obowiązują również techniczne sygnały kupna, a zachowanie rynków światowych bardzo zachęca do kupna akcji. Wtedy, kiedy obserwacja zachowania rynku każe zachować dużą ostrożność, a technika każe kupować każdy musi wybrać, co woli. Ja w takiej sytuacji czekam na to, że zachowanie rynku (zachowanie a nie sam wzrost indeksów) potwierdzi sygnały analizy technicznej.