GPW rozpoczęła wtorkową sesję neutralnie, podobnie jak inne giełdy europejskie. Bardzo szybko jednak indeksy zaczęły spadać i kolejny raz zobaczyliśmy asymetrię – nawet niezbyt duże spadki indeksów w Niemczech, czy Francji doprowadzały do przeceny w Polsce. Już po 40 minutach WIG20 tracił 2 procent. Jednak spadek ten nie był za bardzo wiarogodny, bo obrót był niewielki. Zresztą zmniejszenie skali spadków na innych giełdach europejskich natychmiast pomogło również WIG20. MWIG40 tracił jednak nadal, a spadek sięgał 3 procent.
Jasne było, że wszystko się może jeszcze zdarzyć. I rzeczywiście, wystarczyło, że ECB zasilił system gotówką dający sygnał, że rezygnuje z podwyżki stóp, żeby WIG20 zmniejszył skalę spadków. W dalszym ciągu rynek wyglądał jednak dużo gorzej niż inne giełdy europejskie. Wystarczyło niewielkie pogorszenie sytuacji na tych giełdach i indeksy znowu szybko ruszyły na południe tylko po to, żeby godzinę później znowu się odwrócić. Widać było, że gracze są kompletnie zdezorientowani i trudno się było temu dziwić. Jednak w końcu nie mieli wyjścia – musieli ruszyć za graczami na innych rynkach i wydawało się, że byki już są u celu.
To też jednak nie był koniec tej zabawy w kotka i myszkę. Niepewne zachowanie rynków amerykańskich na początku sesji do końca przestraszyło graczy i sesja zakończyła się całkiem wyraźnymi spadkami indeksów. Były jednak spółki (np. Agora czy Lotos), które temu trendowi się opierały. Wzrósł też wyraźnie obrót, co sygnalizowało, że byki starają się bronić rynek przed przeceną. Można to podsumować tak: były ślady poprawy, ale rynek był nadal bardzo słaby.
Niestety, z tego wynika, że nie da się dzisiaj przewidzieć nawet jak rozpocznie się sesja, a już z całą pewnością nie jak się zakończy. W dowolnej chwili można dostać po głowie. Dlatego też inwestor, a nie krótkoterminowy gracz nadal powinien trzymać się od rynku z daleka.
Ben Bernanke obiecuje ratunek, gracze niedowierzają
Wtorek giełdy europejskie indeksy rozpoczęły niewielkimi zmianami indeksów, ale bardzo szybko informacja o problemach Capital One Financial (olbrzymiej firmy wystawcy kart kredytowych) doprowadziły do spadku indeksów. O problemach informował też niemiecki Landesbank, a Alexander Stuhlmann, szef niemieckiego WestLB (niemiecki bank państwowy) powiedział, że „zagranicznie partnerzy niechętnie pożyczają pieniądze niemieckim bankom”. Wzmacnia się też japoński jen. Inwestorzy znowu uciekali z rynków akcji. Jednak spadki indeksów były niewielkie, a rynki spokojne. Najwyraźniej czekano na to, że rynki amerykańskie zlekceważą zagrożenie.
W niczym nie zmieniła sytuacji publikacja indeksu koniunktury przez niemiecki instytut ZEW (instytut bada nastroje analityków i menadżerów). Trzeba odnotować jednak, że nastroje w sierpniu znacznie się pogorszyły. Wręcz odwrotnie, indeksy zaczęły wyraźniej odrabiać stracony teren. Nie miało to oczywiście nic wspólnego z samym raportem. Po prostu inwestorzy przetrawili informacje z o kolejnych problemach firm sektora finansowego, doszli do wniosku, ze to nic nowego, a ECB znowu pomógł zasilając system w gotówkę (46 mld euro) i dając tym znać, że stóp we wrześniu nie podniesie (to doprowadziło do chwilowego spadku kursu EUR/USD). Jednak już po godzinie rynki wróciły do poprzednich trendów – indeksy spadały, a kurs EUR/USD rósł.
Do kolejnej zmiany doszło, kiedy niemiecki rząd zapewnił, że banki w Niemczech są bezpieczne. Indeksy błyskawicznie przeszły na plusy. Nawet decyzja Chin, które po raz czwarty w tym roku podniosły stopy procentowe (do 7,02 proc.) nie pogorszyła sytuacji. Można nawet powiedzieć, że ją poprawiła, Z pewnością pomogła kursowi EUR/USD, który szybko piął się w górę. Po rynkach chodziła też pogłoska o możliwym cięciu stopy głównej przez Fed i to ona chyba przede wszystkim podziałała tak na zachowanie graczy. Zapowiadana konferencja Christophera Dodda, szefa bankowej komisji Senatu USA, Henry Paulsona, sekretarza skarbu i Bena Bernanke, szefa Fed mogła rzeczywiście takie pogłoski rodzić. To tłumaczyło osłabienie dolara i wzrost indeksów. Olbrzymi wpływ na rynki miała też publikacja Wall Street Journal. Podobno Warren Buffett ma zamiar kupić część Countrywide Financial, firmy udzielającej kredytów hipotecznych, która ostatnio ma tak duże problemy. Taka decyzja legendarnego inwestora byłaby rzeczywiście czymś, co na pewien czas oprawiłoby nastroje. Problem w tym, że była to tylko pogłoska. Widać było, że rynki po prostu chcą wzrostu, a gracze chwytają się każdego pretekstu, żeby doprowadzić do wzrostu indeksów.
W USA też grały rolę powyższe czynniki. Okazało się, że spotkanie Dodda, Paulsona i Bernanke zakończyło się wypowiedziami dwóch pierwszych. Senator Christopher Dodd powiedział, że Ben Bernanke „jest gotów użyć wszelkich możliwych narzędzi, które ma do dyspozycji”, żeby przeciwdziałać kryzysowi. Henry Paulson dodał jednak łyżkę dziegciu to tej beczki miodu, stwierdzając, że musi upłynąć trochę czasu zanim kryzys wygaśnie. W tej sytuacji jasne jednak było, że szef Fed ustami senatora Dodda zapewnił rynki, że będzie je ratował wszelkim siłami włącznie z cięciami stóp. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że Ben Bernanke gra w bardzo niebezpieczną grę. Kładzie bowiem na szali całą wiarogodność Fed mając nadzieję, że to, co mówi i co może zrobić zapobiegnie pogłębieniu kryzysu, a może nawet krachowi. Po prostu prosi inwestorów: zaufajcie mi. Jeśli nie zaufają to Fed będzie bezbronny. Uważam, że to jest stanowczo zbyt ryzykowna gra. Podejmując ją szef Fed sygnalizuje, że jest wystraszony, co musi rodzić pytanie: co on takiego wie?
Wszystkie te wydarzenia jedynie nie wpłynęły na zachowanie rynku walutowego i surowców. Dolar wzmocnił się jedynie nieznacznie, a ceny miedzi I złota zmieniły się kosmetycznie. Jedynie ropa nadal taniała. Tak słabe zachowanie tego rynku wynikało z rozczarowania byków, którym huragan Dean przeszedł koło nosa nie niszcząc instalacji wydobywczych. Poza tym podniesienie stóp przez Chiny rodziło obawy o zmniejszenie popytu w wyniku osłabienia chińskiej gospodarki.
Na rynek akcji oprócz wymienionych wyżej czynników wpływ miał również raport o lipcowej niewypłacalności kredytobiorców. Ilość niespłacanych kredytów wzrosła do 179,6 tysiąca, czyli o blisko sto procent więcej niż rok temu. Nieznaczny wpływ na notowania sieci sprzedaży detalicznej miały raporty kwartalne Target i Staples. Obie spółki podały wyniki zgodne z prognozami, ale również obie były bardzo wstrzemięźliwe w prognozach. Kurs pierwszej rósł, a drugiej spadał. Nie to jednak było dla szerokiego rynku istotne.
Inwestorzy trawili obietnice szefa Fed. Pierwszą reakcją był szybki wzrost indeksów, ale potem zaczęły się one osuwać czekając na ostatnią godzinę. Wydawało się oczywiste, że zamknięcie będzie miało istotne znaczeni prognostyczne. Gdyby bowiem indeksy nie wzrosły to sygnalizowałoby, że obietnice Fed nie działają, a rynek nie wierzy, że obniżki stóp pomogą w szybkim rozwiązaniu kryzysu. W ostatnich 30 minutach byki próbowały ratować honor szefa Fed, ale niezbyt im się to udało. Trudno uznać neutralne zamknięcie jako pozytywną reakcję na obietnice Fed. Źle to wróży rynkowi w kolejnych sesjach.
Środa jest kolejnym dniem bez istotnych danych makro. Przed południem dowiemy się co prawda jakie w czerwcu były w strefie euro zamówienia przemysłowe i bilans płatniczy, ale raporty te będą miały niezwykle ograniczone przełożenie na zachowanie rynków finansowych. Co najwyżej zobaczymy drgnięcie na rynku walutowym. Po południu zostanie opublikowany raport o tygodniowej zmianie zapasów paliw w USA, ale ta publikacja wpływa jedynie na rynek ropy i to jedynie w bardzo krótkim terminie.