Dziś u nas także będą opublikowane dane makro. Dowiemy się, jaki w lutym był bilans płatniczy oraz jak w marcu wzrosły ceny. Oba te raporty nie powinny mieć jednak większego znaczenia dla graczy na rynkach finansowych. Być może bilans płatniczy wywoła krótkoterminowe ruchy na rynku walutowym, ale jeśli chodzi o inflację, to ministerstwo finansów przygotowało już wszystkich do wzrostu o 2,4 proc. (podobno ma to być „górka cenowa”). Z tego wynika, że dane musiałyby zdecydowanie odbiegać (w górę) od prognoz, żeby zaszkodzić złotemu. Gdyby nie publikacja ważnych danych z USA (szczególnie inflacja PPI i bilans handlowy) to można by oczekiwać przedweekendowej realizacji zysków i osłabienia złotego. Jednak w tej konkretnej sytuacji decyzja przyjdzie zza Oceanu. Kierunek na rynku walutowym zostanie ustalony dopiero po 14.30.
W czwartek GPW, podobnie jak inne rynki europejskie, rozpoczęła dzień od spadku indeksów. Jednak gracze potraktowali ten spadek jako okazję do kupna akcji mając nadzieję na powtórzenie środowego scenariusza, kiedy to początkowy spadek szybko zamienił się w spory wzrost. Liderami były nadal KGHM i PKN. Pogorszenie sytuacji na rynkach Eurolandu zahamowało jednak również u nas popyt i WIG20 wrócił do poziomu środowego zamknięcia, a potem rozpoczęła się regularna korekta. Najbardziej traciły tak mocno już przegrzane akcje małych spółek (mocno spadł indeks cenowy i MWIG40). Bardzo słaby był też sektor bankowy.
Szczególnie niepokoić mogły olbrzymie obroty, które najczęściej potwierdzają kierunek ruchu indeksów. Jest to jednak na razie tylko zaniepokojenie, bo nie powstała żadna formacja techniczna, która zapowiadałaby kontynuację spadków. Dzisiaj bykom pomoże wczorajsze zakończenie sesji w USA oraz duży wzrost ceny ropy. Spadek ceny miedzi został wczoraj zlekceważony, a dzisiaj wystarczy, żeby dalej nie spadała, żeby naszemu rynkowi nie szkodzić. Wszystko sprzyja bykom, ale rozstrzygnięcie i tak zapadnie dopiero po publikacji danych makro w USA.
Xelion: Dane o inflacji pokażą rynkom kierunek
W czwartek rynki finansowe czekały na decyzje i konferencję ECB. Indeksy giełdowe od rana nieznacznie spadały, a kurs EUR/USD rósł. Jednak przed południem sytuacja nieco się zmieniła. Indeksy mocniej spadały, a euro trochę ze swojej siły straciło. Były to jednak ruchy bez większego znaczenia. Posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego nie zakończyło się niespodzianką. Stopy procentowe nie zmieniły się, ale od tego momentu indeksy w Eurolandzie zaczęły poważniej odbijać. Konferencji prasowej Jean-Claude Trichet, prezesa ECB niczego nie zmieniła w obrazie rynku. Była nieco mniej jastrzębia niż oczekiwał tego rynek, chociaż znalazły się tam akcenty sygnalizujące konieczność podniesienia stóp, co umocniło euro. Szef ECB wypowiedział się też na temat japońskiego jena sugerując, że powinien się wzmacniać, co oczywiście japońską walutę umocniło, ale nie na tyle, żeby rynek znowu zaczął się obawiać o przerwanie procesu carry trade. Sesje giełdowe zakończyły się neutralnie, bo gracze poszli za przykładem rynku amerykańskiego.
Inwestorzy w USA nie mieli zbyt wielu powodów do zadowolenia. Raport o ilości noworejestrowanych w ostatnim tygodniu bezrobotnych był dużo gorszy od prognoz (342 tys.). To kolejny sygnał potwierdzający, że rynek pracy nie jest wcale tak silny jak mogłyby to sygnalizować dane miesięczne. Dane o cenach importu i eksportu nie miały wpływu na zachowanie rynku, ale trzeba odnotować, że wzrosły znacznie mocniej niż prognozowano (1,7 proc., a bez ropy o 0,3 proc.). To nie były bardzo ważne dla rynku raporty, ale nie ulega wątpliwości, że potwierdzają możliwość pojawienia się stagflacji. Pierwszy raport dolara mógł osłabić, a drugi wzmocnić, ale rynek wybrał osłabienie, czyli trend dominujący.
Tym razem rynek surowców praktycznie nie zareagował na osłabienie dolara. Cena złota zmieniła się nieznacznie, a miedź staniała o ponad dwa procent (normalna realizacja zysków po dużych wzrostach). Tylko cena ropy wzrosła (o 3 procent). Powodem był jednak nie tylko słaby dolar. Przed południem Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) opublikowała raport o globalnej sytuacji na rynku ropy i to on pomógł we wzroście ceny tego surowca. Szczególny niepokój wzbudziło ostrzeżenie IEA, która stwierdziła, że „redukcje w wydobyciu wprowadzane przez OPEC od ostatniej jesieni zbiegły się w czasie z dwoma kwartałami silnego spadku zapasów i dzisiejszy poziom produkcji pozostaje poniżej pułapu niezbędnego do zapewnienia tradycyjnego wiosennego wzrostu podaży”. Wzrost ceny ropy podnosił kursy akcji w sektorze paliwowym.
Nieciekawe informacja publikowały spółki sektora sprzedaży detalicznej. Wal-Mart poinformował, że sprzedaż marcowa była lepsza od prognoz, ale wytłumaczył to przygotowaniem do Świąt Wielkiej Nocy. Ostrzegł też, że kwiecień będzie dla spółki bardzo trudny. Podobnie wypowiadały się też inne spółki tego sektora. Im mniejsza sprzedaż tym gorzej to świadczy o nastrojach konsumentów, a co za tym idzie o perspektywach wzrostu gospodarki. Były też jednak i dobre informacje. Wall Street Journal poinformował, że Google uruchomił eksperymentalny serwis umożliwiający przeszukiwanie Internetu za pomocą głosu. Najlepiej zachowywał się sektor farmaceutyczny. Mówiono o wprowadzeniu (w ciągu 2 lat) nowych lekarstw między innymi przez Pfizera. Poza tym MedImmune ogłosiła, że szuka chętnego do kupna jej akcji, a Merck podobno jest jednym z chętnych. Zyskiwał też Microsoft po podniesieniu rekomendacji przez jedną z mniej znanych firm.
Jak widać poważnych powodów do kupna akcji nie było zbyt wiele, ale indeksy, po początkowym spadku, jednak rosły. Gracze potraktowali środowy spadek i słaby czwartkowy początek jako okazję do kupna „tanich” akcji. Rynek byka nie zamienia się szybko w rynek niedźwiedzia i to był jedyny powód wzrostu indeksów. Wzrostu pokazującego, że byle pozytywny impuls wywoła znowu duże zwyżki indeksów.
Dzisiaj najważniejszym publikowanym raportem będą dane o amerykańskiej inflacji w cenach producenta (PPI). Raport o produkcja przemysłowej w strefie euro zostanie całkowicie zlekceważony. Fed zdecydowanie bardziej zwraca uwagę na inflację CPI, a szczególnie na jej składnik bazowy, ale PPI też potrafi wywołać krótkotrwałe emocje. Z pewnością tak się stanie, jeśli wzrost bazowej PPI będzie mniejszy od prognozowanego (0,2 proc.). Wtedy akcje dostałyby impuls wzrostowy, a dolar powinien tracić. Jeśli pamięta się to, co sygnalizował publikowany w zeszłym tygodniu raport instytutu ISM (subindeksy cenowe mocno wzrosły) to można obawiać się, że dane będą słabe.
Nie będzie to jedyny ciekawy raport. Dowiemy się jak w USA wyglądał lutowy bilans handlu zagranicznego. Prognozuje się niewielki wzrost deficytu, ale jeśli pamięta się, że w lutym w Chinach nadwyżka w handlu zagranicznym była zadziwiająco duża to można zakładać, że realne dane z USA będą gorsze od przewidywań. Tyle tylko, że nie musi to wyraźnie wpłynąć na rynek walutowy (giełdy akcji dane zlekceważą), bo w marcu nadwyżka w Chinach była bardzo niewielka. Takie sprzeczne dane ograniczą reakcję rynku. Teoretycznie jednak im wyższy deficyt tym gorzej dla dolara. Dowiemy się też jeszcze, jaki w połowie kwietnia był odczyt indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan, ale musiałby spaść bardzo wyraźnie, żeby zaszkodził akcjom i dolarowi. Większość Amerykanów obawia się recesji, a to musi pogarszać nastroje.