Na WGPW piątkowy handel rozpoczęła zwyżką indeksów, a liderem była KGHM, co nie może dziwić, skoro cena miedzi poprzedniego dnia wzrosła o 6 procent. Nie było nawet chwili zwątpienia i oznak niepewności przed raportem z rynku pracy w USA. Chęć do kupna akcji nie zgasła nawet pod wpływem spadających indeksów we Francji i Niemczech. Rosnący węgierski BUX pokazywał, że nastroje w naszym regionie są dużo lepsze, a to zwiększało popyt również w Warszawie. Liderami były oczywiście spółki surowcowe, ale bardzo dobrze zachowywały się też banki. Wszystko to sygnalizowało, że rynek bardzo chce wrócić do hossy. Tylko to, że nadal motorem napędowym był rynek kontaktów, co mogło nieco niepokoić. Po publikacji danych z USA, nastąpiła chwila zwątpienia, ale fixing zapewnił WIG20 bardzo dobre zamknięcie.
Weźmy byka za rogi i zastanówmy się, jak zareagują dzisiaj rynki na piątkowe wydarzenia polityczne. W czasie weekendu opinie analityków rynku były jednoznaczne w jednej sprawie: zwiększy się nerwowość i niepewność rynków. Z rządu odszedł bowiem polityk, który bardziej niż profesor Zyta Gilowska był uważany za gwaranta odpowiedzialnej polityki finansowej. Nie ma żadnego znaczenia, czy była to słuszna opinia – ważne, że była. W tej sytuacji ster rządu ma przejąć Jarosław Kaczyński, który nawet w opinii swoich kolegów uważany jest za premiera politycznego, a nie gospodarczego. To musiało wywołać duże zaniepokojenie, którego pełne były zagraniczne komentarze. I to jest stan wyjściowy, który sugerowałby, że w poniedziałek czekają nas duże spadki cen akcji i znaczne osłabienie złotego.
Jest jednak i druga strona medalu. Po pierwsze przejęcie fotela premiera przez Jarosława Kaczyńskiego tworzy jasną sytuację. Nie będzie już można mówić, że premier chce czegoś innego niż szef partii. Po drugie wprowadza do rządu premiera, którego osobowość jest co najmniej tak silna jak wicepremierów z koalicji. Nie można było tego powiedzieć o premierze Marcinkiewiczu. Po trzecie w niedzielę rynki poznały nazwisko proponowanego ministra finansów. Miałem okazję spotkać Stanisława Kluzę na paru konferencjach i muszę powiedzieć, że jestem pełen podziwu dla jego wiedzy. Z tego punktu widzenia to dobry wybór i rynki też tak zapewne to ocenią, mimo że siła polityczna nowego ministra będzie jedynie niewiele większa niż Pawła Wojciechowskiego, a być może nawet mniejsza skoro premier nie jest będzie specjalistą od gospodarki. Można jednak powiedzieć, że ta propozycja z pewnością zapewni lepsze zachowanie rynków niż gdyby jej nie było.
Są jednak i na razie pozostaną inne problemy. Otóż, żeby powołać nowy rząd trzeba mieć w Sejmie poparcie Samoobrony. Teoretycznie również LPR, ale zawsze jest przecież jeszcze w odwodzie PSL. Jeśli wicepremier Andrzej Lepper będzie chciał drogo sprzedać poparcie dla nowego rządu to może się okazać, że premier Marcinkiewicz odejdzie, nowego rządu nie da się powołać, a Sejm upadnie. Niezbyt to mocne zagrożenie, ale jednak istnieje. Poza tym nie wiemy, jak będzie teraz wyglądała reforma finansów i co nowy mister będzie musiał wprowadzić do swoich projektów. Reasumując: do chwili powołania nowego rządu i sprecyzowania jego zamierzeń będzie się utrzymywała niepewność, a tego rynki bardzo nie lubią.
Jakie będą reakcje? Powinny być negatywne, ale przestrzegałbym, żeby nie sprzedawać tylko z tego powodu akcji czy pozbywać się złotego. Przypomnę, że od dawna polityka nie miała wielkiego wpływu na rynki. Wygrana PiS w wyborach nie wywołała żadnej negatywnej reakcji. Oczekiwane przez większość analityków (łącznie ze mną) osłabienie złotego po zawarciu koalicji PiS – Samoobrona – LPR nie miało miejsca. Po odejściu z rządu profesor Gilowskiej złoty nawet się wzmocnił. To wszystko sugeruje, że i teraz reakcja negatywna będzie krótkotrwała. Jest tylko jeden znak zapytania: czy ta zawierucha nie jest słomką, która dołożona do dużego ciężaru niesionego przez wielbłąda nie przełamie jego grzbietu. Tego nie wiem, bo gdzieś przecież jest koniec odporności rynków. Wydaje się jednak (ostrożnie mówiąc), że na razie trudno będzie złotemu pokonać na trwałe 4,10 zł.
Jeśli chodzi o rynek akcji to sytuację utrudnia to, że w USA sesja zamknęła się bardzo słabo, a ceny surowców spadły (ale miedź w nocy drożała). W tej sytuacji i bez zawirowań politycznych indeksy rozpoczęłyby poniedziałek spadkiem. Nie da się szybko sprawdzić wpływu zarówno sytuacji politycznej jak i tego, jak będzie wyglądał sezon wyników w USA. Dlatego też należy zachować spokój i czekać. Dopóki WIG20 nie wróci pod 2.932 pkt. to nadal obowiązuje sygnał kupna i formacja odwróconej RGR zapowiadająca wzrosty.
Wstęp do sezonu raportów kwartalnych był niekorzystny dla byków
W piątek oczekiwanie na dane makro z USA stabilizowało kurs EUR/USD. Dziwne było to, że kurs jednak lekko rósł, a to pokazywało, że nastroje są antydolarowe, bo przecież czekano na dobre dane, a to powinno było dolara wzmacniać. Okazało się, że nie pozwalała na umocnienie dolara pogłoska zgodnie z którą doszło do nadzwyczajnego posiedzenia banku centralnego Chin w sprawie juana. Co prawda bank tej informacji nie potwierdził, ale jej również nie zaprzeczył, a to zrodziło podejrzenia, że Pekin dyskutuje na temat poszerzenia widełek cenowych swojej waluty. To bardzo umocniło jena do dolara i nie pozwoliło na spadek kursu EUR/USD. Indeksy giełdowe w Eurolandzie lekko spadały, co nie może dziwić, bo przecież czwartkowa sesja w USA była raczej rozczarowująca.
Przebieg sesji w USA był zaskakujący. Przede wszystkim okazało się, że miesięczny raport z rynku pracy w USA bardzo rozczarował. Przybyło tylko 121 tys. nowych miejsc pracy, a oczekiwano wzrostu o 160 tys. Tak naprawdę jednak spodziewano się, że zatrudnienie gwałtownie wzrośnie, bo w środę ADP National Employment Report zapowiedział duży wzrost zatrudnienia w sektorze prywatnym. Okazało się, że duża korelacja z oficjalnymi raportami nie wystarczyła i w tym przypadku oficjalne dane były dramatycznie gorsze od tego, co raport ADO zapowiadał. Wydawało się, że w wyniku tej niemiłej niespodzianki rentowność obligacji mocno spadnie, kurs EUR/USD gwałtownie wzrośnie, a surowce podrożeją. Ten scenariusz nie do końca się jednak wypełnił. Okazało się bowiem, że płaca za godzinę wzrosła o 0,5 proc. w stosunku do poprzedniego miesiąca (oczekiwano 0,3 proc.) i o 3,9 proc. w stosunku do zeszłego roku (największy wzrost od pięciu lat). To musiało zmniejszyć skalę osłabienia dolara i ograniczyć spadek rentowności obligacji.
Zupełnie nietypowo zachował się rynek surowców, które taniały, ale oprócz naturalnej w końcu tygodnia chęci realizacji zysków przysłużyć się niedźwiedziom mogły informacje płynące z rynku akcji. Dwie spółki ostrzegły, że ich raporty kwartalne będą gorsze od prognoz. Jedną z nich była 3M, która uważana jest za amerykańską gospodarkę w pigułce, a drugą Advanced Micro Devices (AMD), rywal Intela. Gracze na rynku surowców dodali do tych ostrzeżeń informacje o słabych danych makro (przypominam, że również indeksy ISM wyraźnie spadły) i doszli do wniosku, że słabnąca gospodarka amerykańska oznacza mniejszy popyt na surowce i stąd spadki ich cen.
Ciekawa sytuacja panowała przez długi czas na ryku akcji. Co prawda indeks DJIA przez cała sesję mocno spadał (bardzo szkodził spadek kursu 3M), ale szeroki rynek reprezentowany przez indeks S&P 500 zachowywał się zadziwiająco spokojnie. NASDAQ też nie spadał gwałtownie, mimo ostrzeżenia AMD. Po ostrzeżeniach dwóch ważnych spółek, tuż przed sezonem publikacji raportów kwartalnych można było oczekiwać zdecydowanie gorszej reakcji. Przypuszczam, że po prostu gracze nie bardzo wiedzieli co robić: cieszyć się, że stopy zapewne nie wzrosną, czy martwić, że spółki będą prezentowały gorsze wyniki. Ostanie dwie godziny sesji pokazały jednak, że zwyciężył rozsądek – jeśli wyniki spółek będą gorsze to po co je kupować? Indeksy mocno spadły i znowu niedźwiedzie mają przewagę. Wstęp do sezonu wyników kwartalnych nie jest dobry, ale to właśnie tylko wstęp, więc jeszcze o niczym nie świadczy. Martwi tylko i to bardzo fatalny wygląd indeksu NASDAQ, który prawie wymazał dużą, białą świecę z dnia, kiedy FOMC opublikował swój komunikat.
Publikowane dzisiaj dane makroekonomiczne nie powinny w istotny sposób wpłynąć na rynki finansowe. Zapasy w amerykańskich hurtowniach praktycznie nigdy nie są przez graczy analizowane, ale, jak zawsze przypominam, warto spojrzeć na stosunek zapasów do sprzedaży. Im jest mniejszy tym lepiej to świadczy o kondycji gospodarki. Również dane o kredycie konsumenckim w USA nie przekładają się na rynkowe ruchy, ale można wyciągać z nich wnioski odnośnie nastrojów konsumentów. Im więcej zaciąganych kredytów tym większe jest zaufanie konsumentów do gospodarki. Po sesji raport kwartalny opublikuje Alcoa i to ona zazwyczaj rozpoczyna oficjalny sezon publikacji wyników przez amerykańskie spółki. Dlatego też ta publikacja może wpłynąć na rynek akcji, ale dopiero we wtorek.
Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi