Jednak zachowanie rynku walutowego dawało nadzieję na wzrosty, bo widać było na nim wzrost apetytu na ryzyko. Dolar wzmacniał się zarówno w stosunku do euro jak i do jena. Był to wynik zarówno poprawy nastroju na rynkach jak i „jastrzębich” komentarzy członków Fed (Charlesa Plossera i Charlesa Evans), którzy są przeciwni grudniowej obniżce stóp. Obawa o brak obniżki powinna była giełdom szkodzić, ale chęć uczestniczenia w kończącym rok rajdzie przeważyła i indeksy po początkowych wahaniach (po godzinie nawet spadały) ruszyły z impetem na północ.
Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy we wtorek rozpoczął się w USA (i zapewne w na całym świecie) tzw. rajd św. Mikołaja, czyli kończące rok window dressing, to w środę wyzbył się wątpliwości. Prawie wszystko, co działo się na rynkach finansowych miało swoje źródło we wzrostach giełdowych indeksów. Jeśli spojrzy się na dane makro i inne informacje rynkowe to zachowanie rynków może dziwić, ale tylko wtedy, jeśli nie pamięta się tego, co pisałem po wtorkowej sesji. W środę też zachowanie walut i surowców niewiele miało wspólnego z fundamentami. Dla porządku jednak na nie spójrzmy.
W październiku zamówienia na dobra trwałego użytku nieoczekiwanie spadły o 0,4 proc., a z wyłączeniem środków transportu aż o 0,7 proc. Bardzo martwiło to, że spadł tez i to mocno (2,3 proc.) wskaźnik oceniający skłonność firm do inwestowania. Fatalny był też raport z rynku nieruchomości. W październiku sprzedaż domów na rynku wtórnym spadła mocniej niż oczekiwano (1,2 proc.) do poziomu najniższego w historii tych danych (od 1999 roku). Gwałtownie spadła też w stosunku do zeszłego roku mediana cenowa (5,1 proc.). Do najwyższego od 22 lat poziomu wzrosła ilość domów niesprzedanych. Potrzeba 10,8 miesiąca, żeby je sprzedać przy obecnym popycie. Wielu ekonomistów po tym zestawie danych twierdziło, że gospodarka bardzo szybko się załamuje.
Nic dziwnego, że David Kohn, wiceprzewodniczący Fed, powiedział w środę, iż „obecne zawirowania w sektorze finansowym mogą ograniczyć akcję kredytową bardziej niż dotychczas zakładał”. Dodał też, że jeśli taki stan będzie się utrzymywał to zaszkodzi konsumentom i biznesowi i dlatego też polityka monetarna musi być „elastyczna i pragmatyczna”. Taka wypowiedź została zinterpretowana jako zapowiedź obniżki stóp. Nawiasem mówiąc to, co powiedział David Kohn było całkowicie sprzeczne z tym, co dzień wcześniej mówili dwaj inni członkowie Fed. Na dwie godziny przed końcem sesji została opublikowana Beżowa Księga Fed (raport o stanie gospodarki). Tam też potwierdzono, że gospodarka zwalnia, a głównym winowajcą jest rynek nieruchomości. Co powinno się stać na rynku walutowym po takich informacjach? Dolar powinien gwałtownie stracić, a obligacje zdrożeć.
Popatrzmy, co się w rzeczywistości stało. Reakcja była krańcowo odmienna. Powtórzył się schemat wtorkowej sesji. Chęć uczestniczenia w kończącym rok rajdzie doprowadziła do gwałtownego wzrostu popytu na akcje. Inwestorzy wychodzili z obligacji obniżając ich ceny (podnosząc rentowność). Wzrost rentowności doprowadzał do umocnienia dolara do euro. Dopiero po publikacji Beżowej Księgi dolar zaczął znowu tracić. Wzrost apetytu na ryzyko umacniał też dolara do jena zwiększając chęć otwierania pozycji carry trade i pomagając akcjom. Wzrost kursu USD/JPY powinien podnieść ceny surowców, ale spadek EUR/USD działał odwrotnie. W tej sytuacji zmiany cen były chaotyczne. Złoto staniało, miedź lekko zdrożała. Wielkim przegranym była ropa, która staniał ponad 3 procent. Oprócz czekania na szczyt OPEC obniżyło ceny tego surowca nieco większe od oczekiwań zapasy oraz obawy o nadchodzącą recesję w USA.
Popatrzmy teraz na giełdy, gdzie gracze wpadli w euforię. Tego inaczej nazwać nie można, bo jeśli indeksy rosną po 3 procent, wtedy, kiedy ekonomiści mówią o recesji to trudno znaleźć inne określenie. Ale taka to już pora – koniec miesiąca, koniec roku. Wtedy każdy pretekst doprowadza do dużych zwyżek. W środę były to mało przekonujące preteksty. Przede wszystkim cieszono się z tego, że Fed zapewne obniży stopy. To jednak nie wszystko. Pomagały bykom informacje z sektora bankowego. Rozeszła się pogłoska mówiąca o możliwym przejęciu szwajcarskiego banku UBS przez arabskich inwestorów. Wsparł tę pogłoskę Credit Suisse w swoim raporcie twierdząc, że obecne ceny akcji UBS są bardzo atrakcyjne, a bank już prawie na pewno nie będzie miał większych strat. To nie wygląda poważnie, ale o tej porze roku musiało bykom pomagać. Pojawiła się też i inna, fantastyczna pogłoska. Wall Street Journal napisał, że Citigroup otrzymał propozycję fuzji z Bank of America. Co prawda oba banki zaprzeczyły, ale plotką żyła już własnym życiem, a gracze się cieszyli. Można z góry założyć, że takich dziwnych informacji będzie przed końcem roku więcej.
Ceny akcji w sektorze finansowym (Citigroup, Goldman Sachs, Lehman Brothers i Morgan Stanley) rosły po więcej niż 6 procent tak jakby kryzys, którego apogeum zobaczymy w przyszłym roku już się skończył. Szaleństwo? Nie, taki jest współczesny rynek. Po dwóch takich sesjach powinna nastąpić konsolidacja (małe spadki/wzrosty), ale trudno będzie teraz, w końcu roku rynek załamać. Przed posiedzeniem FOMC (11.12) jest to w ogóle wykluczone.
Ponieważ nie będę mógł napisać w piątek rano komentarza to omówię teraz, co może się wydarzyć na rynkach w czwartek i piątek. Oczywiście będzie to jedynie omówienie wydarzeń planowanych i umieszczonych w kalendarium. W czwartek najważniejsze będą amerykańskie raporty o PKB i o rynku nieruchomości. Drugie przybliżenie PKB i miar inflacji w trzecim kwartale może posłużyć graczom, jako pretekst do wykreowania kończącego miesiąc „window dressing”, bo prognozy mówią, że PKB wzrósł prawie o jeden punkt procentowy więcej niż to za pierwszym razem podawano. Taki pretekst pojawi się jednak tylko wtedy, jeśli skojarzone z tym raportem miary inflacji (deflator, a przede wszystkim wskaźnik wydatków konsumpcyjnych) nie wzrosną.
W drugim zestawie, pół godziny po rozpoczęciu sesji, zobaczymy dane z rynku nieruchomości. Październikowa sprzedaż nowych domów zapewne spadła po nieoczekiwanym wzroście we wrześniu. Pytanie tylko, jaki to był spadek, a przede wszystkim, jakie były ceny i ilość niesprzedanych domów. Słabe dane są już zdyskontowane, ale gdyby były bardzo złe, a szczególnie, gdyby ceny mocno spadły to mogłoby zaszkodzić zarówno dolarowi jak i akcjom. Dodatkiem do tej publikacji będzie raport o cenach domów publikowany przez Office of Federal Housing Enterprise Oversight (OFHEO). Będą to ceny płacone w 3 kwartale, więc już mocno historyczne, ale gdyby potwierdziły dane z omówionego wcześniej raportu to ich wpływ na rynek byłby spory. Dla akcji może być istotne to, że po sesji Dell publikuje raport kwartalny.
Piątek jest ostatnim dniem miesiąca, więc proces „window dressing” może być szczególnie silny. Wątpliwe, żeby zaszkodziły mu raporty makro ze strefy euro, choć będzie ich bardzo dużo. Na przedpołudniowy handel akcjami i walutami mogą jednak niewielki wpływ wywrzeć. Najmniejsze znaczenie będą miały liczne dane o nastrojach wśród konsumentów, biznesu i w całej gospodarce. Gracze je zazwyczaj lekceważą. Weryfikacja danych o PKB i oczekiwana w listopadzie inflacja może jednak mocniej wpłynąć na zachowanie rynków. Im wyższa będzie inflacja tym lepiej dla euro i gorzej dla akcji.
Jak zwykle to popołudniowe dane makro z USA będą miały największy wpływ na piątkowe zachowanie rynków. Najważniejszy będzie raport o przychodach/wydatkach Amerykanów, a gracze szczególną uwagę zwrócą nie na główne dane, a na bazowy wskaźnik wydatków osobistych (PCE core). Im mocniejszy będzie wzrost tego wskaźnika tym gorzej to wróży inflacji. Byki na rynku akcji muszą trzymać kciuki, żeby wzrost był jak najmniejszy. Dowiemy się jeszcze, tuż po rozpoczęciu sesji, jak zachowywała się w listopadzie gospodarka w regionie Chicago (indeks Chicago PMI) oraz jakie wydatki ponoszono na konstrukcje budowlane w październiku. Oba te raporty powinny zostać zlekceważone, bo indeks z Chicago zmienia się niezwykle gwałtownie i bez większego racjonalnego uzasadnienia. Wszyscy też zakładają, że dane o wydatkach na konstrukcje budowlane będą słabe. Gdyby jednak pierwszy raport graczy ucieszył, a te dwa były pozytywne to indeksy dostałyby poważny impuls wzrostowy.
Złoty się nie poddaje
W środę rano złoty bardzo słabo reagował na spadek kursu EUR/USD. Nasza waluta nieznacznie traciła do dolara i równie zyskiwała do euro. Taki spokój wynikał z dwóch przyczyn. Po pierwsze rósł kurs USD/JPY, a po drugie czekano na decyzję RPP. Rada Polityki Pieniężnej opublikowała swój komunikat po swoim dwudniowym posiedzeniu dopiero o 13.30. Poinformowała, że podniosła stopy o 25 pb. (do 5 procent), co rzecz jasna nikogo nie zdziwiło.
Jednak komunikat niósł w sobie „jarzębie” nastawienie. Co prawda widać, że RPP gwałtownie stóp odnosić nie będzie, ale w zasadzie dała znać, że dalsze podwyżki są nieuniknione. Są nawet ekonomiści, którzy twierdzą, że stopy wzrosną jeszcze w grudniu (w co wątpię). Tak „jastrzębie” stanowisko RPP w połączeniu ze wzrostem kursu USD/JPY oraz kończącym dzień (jednak) wzrostem kursu EUR/USD bardzo wzmocniło naszą walutę. Niestety, szczególnie umocniła się w stosunku do euro (eksporterzy płaczą). Jeśli rynek będzie czekał na podwyżki stóp to złoty może znowu zacząć się wzmacniać.
W piątek dowiemy się o ile w trzecim kwartale wzrósł w Polsce PKB, ale nie należy liczyć, że coś tan raport na rynkach zmieni. Zarówno w czwartek jak i w piątek gracze wpatrywać się będą w reakcje rynków na publikacje danych makro w USA oraz w zachowanie kursu USD/JPY.
GPW rozpoczęła środę wzrostem indeksów, co nie mogło zdziwić, bo była to prosta reakcja na zwyżki indeksów w USA i rosnące indeksy w innych krajach europejskich. W ogóle cała sesja była jednym wielkim naśladowaniem zachowań innych europejskich indeksów. Po pozytywnym otwarciu indeksy zaczęły się osuwać, a WIG20 zabarwił się nawet na czerwono. Jednak już przed południem, kiedy fala pogłosek o fuzjach banków napłynęła na europejskie rynki, indeksy ruszyły na północ i sesja zakończyła się mocnym wzrostem na umiarkowanym obrocie.
Co prawda sygnał kupna nie został jeszcze wygenerowany (nadal obowiązuje sygnał sprzedaży), ale jak widzi się to, co dzieje się na całym świecie, a szczególnie w USA to trudno oczekiwać, że nasz rynek pozostanie obojętny. Jest tylko jeden problem. GPW bardzo nie lubi się zachowywać tak jak się wydaje, że z całą pewnością się zachowa. Atak popytu zazwyczaj rozpoczyna się wtedy, kiedy mało kto go oczekuje. Dlatego też spodziewam się w czwartek bardzo dobrego otwarcia sesji (reakcja na euforię w USA), ale potem możemy zobaczyć większa podaż.
W sumie bardzo dużo zależy od tego, jak giełdy światowe będę reagowały na kolejne dane makro z USA. Jeśli nadal bardzo złe dane będą przyjmowane z uśmiechem szczęścia to nasz rynek też nie wytrzyma, szczególnie, że obronił wsparcie. Jeszcze jeden duży wzrost WIG20 i zostanie wygenerowany sygnał kupna – szczególnie istotny, jeśli pojawi się duży obrót. Zdziwiłbym się, gdyby w ciągu tych 2 dni tak się nie stało.
