Poniedziałkowa sesja w USA była pewnego rodzaju testem. Rynek testował trwałość impulsu popytowego powstałego po obniżeniu w piątek stopy dyskontowej przez FOMC. Dla porządku odnotujmy przed omówieniem tego, co działo się podczas sesji, że w lipcu indeks wskaźników wyprzedających (LEI) wzrósł o 0,4 proc. Teoretycznie zapowiada to nadchodzącą poprawę sytuacji gospodarczej, ale od dawna ten akurat raport nie miał żadnej mocy prognostycznej. Nic dziwnego, że gracze nie zareagowali.
Również na rynku walutowym i surowcowym nie było żadnej reakcji. Kurs EUR/USD stabilizował się, a to pozwalało rynkom surowców na całkowicie niezależne od niego zachowanie surowców. Ropa staniała, bo okazało się, że huragan Dean nie zaszkodzi producentom tego surowca. Miedź drugi z kolei dzień drożała, odreagowując poprzednie spadki, a złoto nieznacznie jedynie zmieniło cenę. To wszystko nie miało jednak najmniejszego znaczenia. Wszyscy wpatrywali się w rynek akcji i długu.
Przed sesją raport kwartalny opublikowała sieć sprzedaży detalicznej Lowe’s – były lepsze od oczekiwań, ale spółka obniżyła prognozy na cały rok. Mimo tej obniżki prognozy cena akcji gwałtownie rosła. Co bardziej komiczne rósł też kurs Home Depot, któremu Lowe’s odebrał część udziału w rynku. Pomagała też sektorowi finansowemu, tak jak w Europie, pozytywna rekomendacja Lehman Brothers dla sektora finansowego. Nie tylko jednak dobre informacje docierały na rynek. Pożyczkodawca, Thornburg Mortgage, poinformował, że sprzedał ze stratą część (20,5 mld USD) instrumentów opartych o kredyty hipoteczne. Angielski Solent Capital Partners oświadczył, że być może będzie zmuszony do sprzedaży udziałów w firmie, która inwestuje w instrumenty oparte o kredyty. Poza tym traciły akcje Countrywide Financial po informacji Wall Street Journal (podobno firma zmniejsza zatrudnienie).
Indeksy od początku sesji rosły, ale bardzo szybko na parkietach zapanowała duża zmienność. Po godzinie ceny akcji zaczęły spadać, ale nie była to z początku paniczna wyprzedaż. Widać było, że raz po raz byki próbowały zaatakować szukając szansy na odwrócenie trendu. Podobno spadki wywołał duży wzrost cen (spadek rentowności) trzymiesięcznych bonów skarbowych. Wywnioskowano z tego, że kapitał nadal ucieka w bardzo bezpieczne instrumenty szerokim łukiem omijając rynki długu korporacyjnego. Być może był to rzeczywiście katalizator prowokujący podaż do ataku, ale tak naprawdę to po prostu duża część inwestorów doszła w czasie weekendu do słusznego wniosku, że decyzja Fed niczego w obrazie sytuacji nie zmienia. Z każdą chwilą sytuacja pogarszała się, ale tak wczesny atak niedźwiedzi dawał szansę na odwrócenie trendu w ostatniej godzinie sesji.
I rzeczywiście tak właśnie się stało. Po utworzeniu formacji podwójnego dna indeksy około 20.30 ruszyły na północ i w czasie jednej godziny wzrosły o 1,3 proc. punktu procentowego. Uzasadnienia szukać nie trzeba, bo działa normalna mechanika rynku, którego w poniedziałek tak naprawdę nic mocno nie przestraszyło. Dla porządku trzeba jednak wspomnieć, że znowu mówiło się o Fed i możliwym cięciu głównej stopy procentowej… Fed lekarstwem na wszystko. Sesja była umiarkowanie korzystna dla byków. Jednak najmocniej pokazała to, co dominuje teraz na rynkach: niepewność. Wolumen był niezwykle mały, co wynikało z wyczekującej postawy inwestorów. Po sesji taniały akcje Capital One Financial (olbrzymiej firmy wystawcy kart kredytowych) po informacji o likwidacji oddziału (1900 pracowników) zajmującego się hurtowym handlem kredytami hipotecznymi. Rynki azjatyckie całkowicie zlekceważyły tę informację – indeksy drugi dzień z rzędu rosły. To drugi plus dla byków, ale Azjaci tak często są poza rytmem giełd amerykańskich, że zdecydowanie nie są żadnym prognostykiem.
Dzisiaj kalendarium znowu nie zawiera istotnych publikacji makroekonomicznych. Co prawda niemiecki instytut ZEW poda swój sierpniowy indeks koniunktury (instytut bada nastroje analityków i menadżerów), ale jego wartość prognostyczna okazała się być zerowa, więc rynki niespecjalnie się nim przejmą, mimo że zapewne całkiem mocno spadnie. Niewielkie znaczenie (tylko dla rynku walutowego) będzie miała publikacja czerwcowego bilansu handlu zagranicznego w strefie euro. Wydaje się, że najważniejsze będzie dla rynku akcji to, co w swoich raportach kwartalnych pokażą sieci sprzedaży detalicznej Staples i Target.
Olbrzymia niepewność panuje na GPW
W poniedziałek rano złoty niespecjalnie miał ochotę na wzmocnienie, mimo tego, że rósł kurs EUR/USD i USD/JPY. Najwyraźniej czekano na rozwój sytuacji. Jednak od południa, kiedy jen i dolar zaczęły się wzmacniać, kursy walut na naszym rynku ruszyły na północ. W niczym nie zmieniły sytuacji dane makro. W lipcu inflacja w cenach produkcji (PPI) i jej dynamika wzrostu były praktycznie zgodne z prognozami. PPI wzrosła o 1,5 proc., a produkcja o 10,4 proc. Dane o produkcji w dużej części wynikały z większej ilości dnia roboczych, ale z pewnością nie można powiedzieć, że były złe. Z pewnością również można powiedzieć, że nie miały żadnego przełożenia na zachowanie rynków. W końcu dnia osłabienie złotego było już całkiem pokaźne.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję w szampańskich nastrojach. Indeksy dynamicznie rosły naśladując to, co działo się na innych rynkach europejskich. Najsilniejszy był MWIG40, co nie mogło dziwić, bo przecież ten indeks był szczególnie mocno ostatnio przeceniony. Jednak już po niecałej godzinie handlu optymizm znacznie się zmniejszył, indeksy zaczęły się osuwać, a najmocniej tracił znowu MWIG40. Na rynku panowała duża niepewność, co doprowadziło w końcu do marazmu.
Przed otwarciem sesji w USA indeksy zostały zmuszone do wzrostu, bo rósł optymizm na rynkach europejskich. Wystarczyło jednak niezbyt pewne rozpoczęcie sesji w USA, żeby indeksy błyskawicznie spadły do poziomu piątkowego zamknięcia. Widać było, jak bardzo rynek boi się powtórki spadków. Udało się wypracować naprawdę niewielkie zwyżki, ale obrót był bardzo mały, co całkowicie tę pseudo-zwyżkę deprecjonuje. Potwierdziła się w ten sposób poczyniona przeze mnie w poniedziałek rano obserwacja: zarządzający boją się dalszych spadków, a rynek jest asymetryczny: byle niewielki, negatywny impuls prowadzi do przeceny.
Wczorajsza sesja w USA nie może pomóc posiadaczom akcji, więc, jeśli nadal nastroje będą takie jak w poniedziałek to indeksy powinny trzymać się blisko wczorajszego zamknięcia. Nie da się jednak przewidzieć, czy sesja zakończy się spadkiem, czy wzrostem, bo w obecnej sytuacji wystarczy jedna informacja, żeby indeksy zmieniły kierunek.