Rynek akcji kontynuował w czwartek od rana zwyżkę, ale bardzo szybko popyt skontrował i wzrosty zamieniły się w niewielkie drgnięcie, a potem w spadek (najwyraźniej pod wpływem osuwających się indeksów w Eurolandzie). Nie sprzyjało bykom to, że gracze czekali na nowe impulsy, a zarządzający funduszami nawzajem się pilnowali przed końcem miesiąca. Problem pojawił się wtedy, kiedy baza na kontraktach zbliżyła się do zera, co sprowokowało część arbitrażystów do realizowania zysków i przeceniło indeksy. Najmocniej spadały kursy tych akcji, które najmocniej rosły w środę. Logiki w spadkach nie było żadnej, bo jaka może być logika w spadku kursu akcji KGHM, kiedy kontrakty na miedź rosną o 4 procent? Zlecenia koszykowe mają to do siebie, że nie wybierają spółek tylko idą po całym indeksie. Uważam, że ta sesja nie ma zbyt wielkiego znaczenia, ale może być lekkim ostrzeżeniem.
Dzisiaj zmienia się sposób notowania akcji na WGPW. Odległość między ofertą kupna i sprzedaży znacznie się zmniejszy. Na przykład do czwartku ceny akcji powyżej 100 złotych kwotowane były co 50 groszy, a od dzisiaj co 10 groszy. Jak widać dużo trudniej będzie podnieść lub obniżyć indeks zleceniami koszykowymi, bo na każdym poziomie, co 10 groszy (w przypadku tańszych niż 50 zł. akcji nawet co 1 grosz) będzie leżała podaż lub popyt. To znacznie zmieni (na lepsze) styl handlu na WGPW, bo będzie bardzo utrudniało sztuczne podnoszenie i obniżanie indeksów. Pierwsza sesja w nowym systemie może być wykorzystywana na swoisty test nowych warunków, więc też wielkiego znaczenia bym do niej nie przywiązywał, ale najbardziej prawdopodobne jest, że decyzja o ostatecznym kierunku nastąpi po publikacji danych z rynku pracy w USA o 14.30. Przedtem powinny rosnąć spółki surowcowe, bo cena ropy i miedzi w nocy rosła. Warte zauważenia jest to, że kontrakty na miedź nadal rosną, mimo że opublikowana jest oficjalna informacja zgodnie z którą górnicy z kopalni Escondida w Chile wracają w sobotę do pracy. Zadziwiający i dzisiaj już bardzo trudny do wytłumaczenia jest ten optymizm „miedziowych” kontraktów.
Dziwne ruchy rynków na koniec miesiąca
W czwartek rynki do rana czekały na ważne dane makro i decyzje ECB, więc indeksy giełdowe w Eurolandzie czekały w pobliżu środowego zamknięcia, ale im bliższe było ogłoszenie komunikatu banku tym bardziej się osuwały. Kurs EUR/USD mocno rósł w oczekiwaniu na decyzje ECB i wystąpienie jego prezesa, ale dane makro z Niemiec (wzrost ilości bezrobotnych i spadek sprzedaży detalicznej) zahamowały ten trend. Nie mogły też pomóc euro publikowane w czwartek liczne indeksy nastroju. Okazało się, że zdecydowanie mocniej niż oczekiwano pogorszyły się nastroje biznesu, a i cała gospodarka oceniana była gorzej niż prognozowano. Nic dziwnego, że ECB nie zmienił poziomu stóp procentowych, ale konferencja prasowa prezesa ECB podniosła kurs EUR/USD, bo Jean-Claude Trichet stwierdził, że bank musi być bardzo uważać na wzrost zagrożenia inflacyjnego. To jest truizm, ale rynek odebrał to jako zapowiedź podwyżki stóp na następnym posiedzeniu. Jednak po 15.00 kurs EUR/USD gwałtownie spadł, co nie znajduje żadnego uzasadnienie w publikowanych potem danych makro.
Rynki finansowe zachowywały się w czwartek nieco dziwnie, ale trzeba pamiętać, że ostatni dzień miesiąca ma swoje prawa, bo fundusze wtedy często próbują ustawić ceny różnych aktywów tak, żeby pokazać najlepsze możliwe wyniki. Publikowane w czwartek w USA dane amerykańskie zaskoczyły w zasadzie tylko jednym: były w olbrzymiej większości całkowicie zgodne z prognozami. Już dawno nie widziałem tak dobrej serii prognostycznej analityków. Ta zgodność dotyczyła tygodniowej zmiany bezrobocia oraz lipcowych wydatków i przychodów Amerykanów. Nic więc dziwnego, że rynek na publikacje tych raportów zareagować nie chciał, chociaż wzrost wydatków o 0,8 proc. mógł posiadaczy akcji ucieszyć. Sierpniowy indeks Chicago PMI też spadł praktycznie tam, gdzie go widzieli ekonomiści (do 57,1 pkt. – oczekiwano 57 pkt.). Zamówienia fabryczne spadły w lipcu o 0,6 proc. (oczekiwano 0,8 proc., co było znikomą różnicą). Jedynym wyjątkiem było to, że bazowy indeks wydatków osobistych (PCE) wzrósł mniej niż oczekiwano (0,1 zamiast 0,2 proc). Właśnie ten ostatni raport miał chyba największy wpływ na rynki, bo rentowność obligacji nadal spadała.
Na zachowanie rynków wpływ mógł też mieć raport Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, która stwierdziła, że nie znalazła dowodów na to, że irański program atomowy ma charakter wojskowy, ale potwierdziła, że Iran nie wstrzymał programu wzbogacania uranu. W czwartek mijał termin ultimatum RB ONZ, więc taka informacja mogła zaniepokoić, ale trzeba by użyć dobrej lupy, żeby wypatrzyć ślady tego zaniepokojenia na rynkach. Być może dlatego, że media twierdzą, iż największe kraje europejskie chcą się we wrześniu spotkać z władzami Iranu, żeby spróbować jednak wynegocjować jakieś porozumienie.
Zapewne nagłe wzmocnienie dolara po pobudce w USA miało związek, właśnie z Iranem, bo ostatnio w czasie zwiększonych napięć w geopolityce dolar się wzmacnia. Wielu komentatorów twierdzi, że to przygotowanie do piątkowego raportu z rynku pracy w USA wywołało ten ruch, ale ja się z nimi nie zgadzam. Bardziej prawdopodobne jest, że dane będą słabe, więc dlaczego dolar miałby się wzmocnić? Normalna też była reakcja rynku złota, które zdrożało – tu też uciekają pieniądze, jeśli na świecie jest niespokojnie. Dziwnie zachowywała się ropa krążąc w okolicach środowego zamknięcia, ale w końcu dnia cena jednak lekko wzrosła, co też można przypisać Iranowi. Najbardziej dziwacznie zachowała się miedź. Wszyscy wiedzieli, że praca w kopalni Escondida w Chile ruszy pełną parą najprawdopodobniej już w piątek lub sobotę, a jednak cena miedzi mocno rosła. Wytłumaczeniem może być tylko „window dressing”, bo nic takiego ruchu nie tłumaczy. Znalazł się w USA jeden odważny, który twierdził, że cena miedzi rośnie, bo publikowane w czwartek dane makro w USA były dobre, ale to było kompletne nieporozumienie. Kontrakty na miedź rosły przed południem nawet o 4 procent, a po publikacji danych wzrost został ograniczony do 2,8 proc.
W miarę logicznie zachowywał się rynek akcji. Neutralne było dla akcji i dolara wystąpienie Bena Bernanke, który mówił o tym, że wzrost wydajności pracy w USA będzie nadal mocny. Niejednoznaczne były dane o sprzedaży sieci detalicznych w sierpniu. Generalnie można powiedzieć, ze czekanie na piątkowe dane makro i sprawa Iranu hamowała popyt, ale ostatni dzień miesiąca (window dressing) akcjom pomagał. Sesja zakończyła się remisem, co nie ma żadnego znaczenia prognostycznego.
Piątek jest w tym tygodniu bardzo specyficznym dniem, bo w poniedziałek jest w USA Święto Pracy i giełdy są zamknięte, a już dzisiaj rynek obligacji zamyka się wcześniej niż zwykle. Zazwyczaj taki układ wymusza sesję z małym wolumenem i niewielką aktywnością graczy, a to może znacznie zmniejszyć wpływ publikowanych danych makroekonomicznych. Będzie ich dzisiaj bardzo dużo, a już na samym początku dnia dowiemy się, jaka w sierpniu była koniunktura gospodarcza w sektorze produkcyjnym gospodarki w poszczególnych krajach Unii i w całej strefie euro. Prognozy mówią o nieznacznym spadku indeksów PMI, co sygnalizowałoby, że ta część gospodarki nadal się rozwija, chociaż z nieco mniejszą dynamiką. Gdyby rzeczywiście takie były te dane to rynki nie zareagują. Jedynie duże zmiany miałyby (chwilowy) wpływ na zachowanie graczy. Im lepsze dane tym lepiej dla akcji i euro.
Wszyscy inwestorzy czekać będą na amerykańskie dane makro, a szczególnie na raport z rynku pracy. Do znudzenia jednak przypominam, że zawsze przed tą publikacją oczekiwania są duże, a reakcje rynku akcji zazwyczaj niewielkie. Im lepsze będą te dane tym gorzej dla akcji i lepiej dla dolara. Dowiemy się też, jaki był ostateczny odczyt indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan, ale to jest jedynie weryfikacja danych z połowy miesiąca. Poza tym indeks Conference Board jest bardziej obserwowany, a jego spadek nieznacznie jedynie wpłynął na rynek, więc i dzisiaj publikowany indeks może służyć jedynie jako pretekst, a nie prawdziwy impuls dla jakiegoś ruchu.
Ostatnie dwa raporty, publikowane o 16.00, to lipcowe wydatki na konstrukcje budowlane i sierpniowy indeks ISM dla sektora produkcyjnego. Oczekuje się, że wydatki nie wzrosły, co w sytuacji, kiedy rynek nieruchomości wygląda coraz gorzej, nie będzie nikogo dziwiło. Gdyby zamówienia znacznie spadły to zaszkodziłoby dolarowi, ale nie jest pewne jak zareagowałby rynek akcji skoro na razie gracze nie mogą uwolnić się od wyznawania zasady „im gorzej tym lepiej”. Logiczne byłoby, gdyby kursy spadały po złych danych i rosły po dobrych. Podobne trudności z interpretacją możemy mieć z indeksem ISM dla sektora produkcyjnego. Jeśli spadnie to świadczyłoby, że ten segment gospodarki coraz szybciej zbliża się ku stagnacji, ale to jest jedynie 20 procent gospodarki USA, więc reakcje będą bardzo umiarkowane. Oczywiście o ile nie zostanie wykorzystany jako pretekst. Dla dolara zasada w obu tych raportach jest prosta – im lepsze dane tym mocniejszy dolar.