W USA ostatni dzień miesiąca zmuszał fundusze do kontynuowania „window dressing”, więc posiadacze akcji mogli być pewni, że tylko naprawdę bardzo niekorzystne dla nich dane makro mogą zahamować zwyżkę indeksów. Okazało się, że co prawda raporty makroekonomiczne nie były jednoznaczne, ale nie na tyle, żeby zaszkodzić rynkowi.
Szczególnie niejednoznaczny był raport o amerykańskim PKB i skojarzonych z nim miarach inflacji. Wzrost zweryfikowano w dół (z 1,3 do 0,6 proc.) – to jest najniższy wzrost od czwartego kwartału 2002 (przed rozpoczęciem wojny z Irakiem). Miary inflacji (deflator i bazowy wskaźnik wydatków osobistych) nie zostały zweryfikowane. Tak mały wzrost PKB był oczekiwany, więc trudno się dziwić, że posiadacze akcji, którym Fed obiecał, że osłabienie gospodarki wkrótce się skończy, nie zareagowali. Poza tym weryfikacja PKB wynikała głównie z redukcji zapasów, co rodzi nadzieję, że teraz firmy zwiększą produkcję. Jednak w niejednym inwestorze powinna pojawić się refleksja: jak to jest, że gospodarka prawie zamarła, a indeksy biją rekordy?
Zlekceważone zostały dane o zmianie ilości bezrobotnych w ostatnim tygodniu (były nieznacznie lepsze od prognoz). Publikacja indeksu Chicago PMI dała bykom podstawy do twierdzenia, że Fed ma rację. Indeks wzrósł z 52,9 aż do 61,7 pkt., ale przypominam, że w zeszłym miesiącu spadł z ponad 70 pkt. właśnie w okolice pięćdziesięciu punktów. Ten raport jest coraz mniej wiarogodny, ale oczywiście posiadaczom akcji pomógł. Nie mogły im pomóc dane z rynku nieruchomości. Wydatki na konstrukcje budowlane wzrosły tylko o 0,1 procenta, a Office of Federal Housing Enterprise Oversight (OFHEO) poinformował, że ceny domów wzrosły w pierwszym kwartale najmniej od 10 lat (0,5 procenta). Jednak nie spadły, a tego się obawiano, więc dane zostały przyjęte bardzo spokojnie.
Tak niejednoznaczne raporty wywołały bardzo różne reakcje na poszczególnych rynkach. Od dłuższego czasu bardzo przyglądam się rynkowi obligacji, a tam ich rentowność znowu wzrosła dochodząc (dla dziesięciolatek) do 4,9 procenta. Widać z tego, że inwestujący w obligacje wierzą w szybki powrót ożywienia gospodarczego i nie wierzą w obniżki stóp. Można nawet podejrzewać, że przewidują podwyżki. Zakładam, że po przekroczeniu pięciu procent rynek akcji rozpocznie korektę. Rosnąca rentowność powinna była wzmocnić dolara, ale gracze zwrócili uwagę na słaby wzrost PKB i kurs EUR/USD wzrósł. Rynek surowców zachował się logicznie, czyli tak jak obligacje. Skoro jest szansa na ożywienie gospodarcze, a dolar traci to surowce drożeją. Ropie pomógł nieoczekiwany spadek zapasów paliw w USA, miedzi niski poziom zapasów, a złoto drożało z powodu ujemnej korelacji z dolarem.
Rynek akcji był niezdecydowany, ale nadal bykom pomagały fuzje i przejęcia. Wachovia oświadczyła, że za 6,8 mld USD kupi A.G. Edwards, a Morgan Stanley australijską Investa Properties. Nawet słabe wyniki kwartalne sieci sprzedaży detalicznej Costco i Sears niespecjalnie szkodziły rykowi. Sesję rozpoczęły zwyżki, potem indeksy osuwały się i na dwie godziny przed końcem sesji wylądowały na minusach, ale byki nie dały za wygraną. Indeks S&P 500 ustanowił nowy rekordy wszech czasów, ale wzrost był tak mały, że trzeba uznać sesję za zakończoną neutralnie.
Po sesji Dell opublikował raport kwartalny. W komentarzach często pojawia się informacja, że wyniki były lepsze od prognoz. Może i były, ale faktem jest, że zysk w porównaniu z zeszłym rokiem spadł. Poza tym, gdyby było tak dobrze, to spółka nie podjęłaby decyzji o zmniejszeniu zatrudnienia o 10 procent (8 tysięcy). Jednak taka redukcja załogi to oczywiście w przyszłości mniejsze koszty, więc po sesji kurs wzrósł o 6 procent. Na bazie takich „dobrych” informacji rosną teraz indeksy na całym świecie. Traciły jednak akcje Brocade Communications (tylko 2 procent), bo zysk kwartalny był mniejszy o 98 procent od tego z zeszłego roku. Dzięki Dellowi indeks handlu posesyjnego (AHI) wzrósł i podobnie też zachowywały się rano kontrakty na amerykańskie indeksy. To jednak na razie tylko zaliczka przed dzisiejszą sesją.
W piątek rynki zaleje kolejna lawina raportów ekonomicznych. Wszyscy będą czekali na dane z USA, ale w międzyczasie rynki (przede wszystkim walutowy) będą nieznacznie reagowały na raporty europejskie. Opublikowane zostaną indeksy PMI pokazujące jak w poszczególnych krajach UE i w całej strefie euro zachowuje się sektor produkcyjny. Ekonomiści oczekują spokojnego rozwoju tego sektora i zapewne się nie zawiodą. Dowiemy się też o ile wzrósł PKB w pierwszym kwartale w strefie euro i jakie było bezrobocie w kwietniu. Rynki akcji wszystkie te raporty całkowicie zlekceważą, a euro umocni się (nieznacznie), gdyby dane potwierdzały, że trwa ożywienie gospodarcze.
Na godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA zostaną opublikowane dwa raporty. Za najważniejszy uznawany jest ten opisujący sytuacje na rynku pracy, ale jak zawsze przypominam, najczęściej wywołuje on niewielkie zmiany na rynku akcji. Często jednak ma bardzo duży wpływ na zachowanie walut. Im więcej nowych miejsc pracy stworzyła gospodarka amerykańska tym lepiej dla dolara. Jednak bardzo dobre dane z pewnością podniosłyby rentowność obligacji i zaszkodziłyby akcjom. Dlatego też dla akcji najlepsze są dane nie za dobre. W drugim raporcie znajdą się dane o kwietniowych przychodach i wydatkach Amerykanów oraz wskaźnik wydatków osobistych (PCE). Rynki największą wagę przywiązują do bazowego wskaźnik PCE. Im będzie wyższy tym lepiej dla gospodarki, ale tym większa będzie presja inflacyjna. Dlatego też wysoki wskaźnik jest korzystny dla dolara i bardzo niekorzystny dla akcji.
Niestety to nie są wszystkie dane, bo pół godziny po rozpoczęciu sesji dowiemy się jeszcze, jaki był w maju indeks nastroju Uniwersytetu Michigan i jak zachowywał się amerykański sektor produkcyjny gospodarki (pokaże to indeks instytutu ISM). Poza tym o tej samej godzinie NAR (stowarzyszenie pośredników) opublikuje indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym. O indeksie nastroju możemy zapomnieć, bo to jest tylko weryfikacja danych z połowy miesiąca, a poza tym utonie on w powodzi innych raportów. Indeks ISM dla sektora produkcyjnego również nie powinien mieć większego znaczenia (to mniej niż 20 procent gospodarki USA), ale często gracze wykorzystują te dane jako pretekst do nadania rynkom pożądanego kierunku. I znowu dobre dane wcale nie muszą pomóc akcjom. Podobnie niemiarodajny jest indeks NAR, bo klienci mają czas na rezygnację z umowy, ale czasem ten raport też jest wykorzystywany jako pretekst. Generalne można (tak jak w czwartek) powiedzieć, że jeśli rentowność obligacji po publikacji całego zestawu mocno wzrośnie to dolar zyska, a akcje stracą.
Duży popyt na polskie i węgierskie akcje
W Polsce w czwartek też żadnego zaskoczenia rynki nam nie zafundowały. Złoty stabilizował się czekając na dane z USA. W niczym nie zmieniła sytuacji publikacja wstępnych danych o wzroście PKB w 1. kwartale tego roku. Wzrost był nieco wyższy od prognoz (7,4 procenta), ale różnica w stosunku do oczekiwań była tak niewielka, że nie mogła zachęcić do podjęcia decyzji inwestycyjnych. W niektórych komentarzach twierdzi się, że to dane o PKB pomogły giełdzie i złotemu, ale to nie jest prawda. Te dane to zresztą już przecież przeszłość, a giełdy dyskontują przyszłość. Dopiero umocnienie euro do dolara, szczególnie po danych o PKB w USA, wymusiło kosmetyczne umocnienie się naszej waluty.
Dzisiaj też decyzja o kierunku kursów walut zapadnie dopiero po 16.00, czyli po publikacji kompletu danych amerykańskich. Można jednak założyć, że to reakcja globalnego rynku walutowego po publikacji raportu z amerykańskiego rynku pracy wyznaczy kierunek na naszym rynku. Trzeba pamiętać, że pierwsze reakcje walut po publikacji tych danych są często mylące.
GPW też zachowała się w czwartek zgodnie z oczekiwaniami. Indeksy rosły od rana o około 1,5 procenta, co nie było niczym niezwykłym, jeśli weźmie się pod uwagę to, że w środę spadły. Wzrost z dwóch dni nie był, więc imponujący. Jednak rynek był bardzo szeroki i widać było, że na takim wzroście nie poprzestanie o ile dane z USA mu w tym nie przeszkodzą. I rzeczywiście już przed południem indeksy wybiły się ze stabilizacji i ruszyły na północ. Nawet gorsze od oczekiwań dane z USA nie zmieniły sytuacji.
Najważniejsze było to, że bardzo mocno wzrósł obrót, co sygnalizuje, że jakiś kapitał zainteresował się naszym rynkiem. Można by zakładać, że to tylko polskie fundusze tak nakręciły obrót w ostatnim dniu miesiąca, ale bardzo podobnie zachował się rynek węgierski, gdzie indeks BUX wybił się z prowzrostowej flagi kontynuując hossę. Taka koincydencja może świadczyć o napłynięciu kapitału zagranicznego. Jeśli nawet tak było to nie wiemy jednak, czy to nie było jednorazowe uderzenie. Faktem jest, że WIG i MWIG40 znowu ustanowiły rekordy.
Dzisiaj wzrost ceny surowców będzie części spółek pomagał, ale wczorajsze, niepewne zachowanie rynku amerykańskiego będzie chłodziło nastroje. Najbardziej logiczne byłoby, gdyby rynek do czasu publikacji danych z USA po prostu stabilizował się. Jednak nastroje są takie dobre, że nie wykluczam stabilizacji na wyższym od wczorajszego zakończenia poziomie.