Dzień zakończył się kolejnym, bardzo dużym umocnieniem złotego. Rosła też cena obligacji. Wzmacniały się też waluty rynków rozwijających się. Widać było, że kapitał doszedł do wniosku, że ze strony Fed nie ma się czego obawiać i może wrócić na emerging markets. Widać ile może zdziałać jeden człowiek swoimi wypowiedziami… Oczywiście pod warunkiem, że jest szefem Fed. Tyle tylko, że i szef Fed może się pomylić i o tym trzeba zawsze pamiętać. W piątek bardzo często na rynku walutowym dochodzi do realizacji zysków, a po dwóch dniach tak dużego wzmocnienia korekta wydaje się być rzeczą oczywistą. Będę się dziwił, jeśli będzie inaczej.
Rynek akcji nie miał w czwartek wyboru. Indeksy mocno wzrosły już na otwarciu i zapanował wielogodzinny marazm, po którym, na godzinę przed końcem sesji nastąpiło przedłużenie zwyżki. Najlepiej zachowywał się sektor bankowy (szczególnie Pekao i PKO BP, które wyraźnie chcą kontynuować hossę) i KGHM (mimo spadku ceny surowca). Fundusze po prostu wykorzystały bezwzględnie sytuację po to, żeby jak najmocniej podnieść WIG20. Co prawda mógł ucieszyć znaczny wzrost obrotów, ale nie były one jeszcze tak duże jak w czasie hossy. W sumie wyglądało to na demonstrację, a nie kontynuację hossy.
W piątek, po takim wzroście, bez względu na to, co działoby się na innych rynkach, normalna byłaby mała realizacja zysków. Mamy jednak dodatkowy problem, a jest nim duży spadek ceny miedzi (rano nadal taniała). Przez pewien czas można udawać, że nic się nie dzieje, ale w końcu rynek musi zareagować. Ropa tez staniała, ale to groźne nie jest, bo nadal cena jest bliska szczytu. Rynki w USA też nie zachowały się tak, żeby zmusić do kupna akcji na WGPW. W tej sytuacji prawie pewne jest rozpoczęcie sesji spadkiem, ale nie widzę powodu, żeby się tym przejmować. Na razie obraz rynku jest byczy, a zapowiedź zwyżki indeksów w USA powinna podtrzymywać rynek w niezłej formie.
Ben Bernanke starał się, ale nie pomógł
W czwartek rynki akcji w Eurolandzie nie miały wyjścia – indeksy dalej rosły reagując na zachowanie rynków amerykańskich i publikowane raporty kwartalne spółek. Kurs EUR/USD osuwał się, ale już od południa trend wzrostowy był znowu kontynuowany. Jednak słabe otwarcie w USA znacznie zmniejszyło skalę zwyżki indeksów. Można powiedzieć, że sesje zamknęły się neutralnie, czekając na to, co stanie się w Stanach.
Na rynek w USA trafiło kilka raportów makroekonomicznych, znowu wypowiadał się szef Fed, a spółki nadal publikowały raporty kwartalne. Zacznijmy może od tego ostatniego elementu. Tych raportów było naprawdę bardzo dużo, a największe spółki publikowały mieszane wyniki. Raporty Apple Computer, Motoroli i Nokii bardzo cieszyły graczy, a kursy spółek bardzo mocno rosły. Ebay i Hewlett Packard opublikowały dobre wyniki, ale gracze nie byli zadowoleni i kursy akcji spadały. Najgorzej zostały potraktowane raporty Intela i Qualcomm i to przez te spółki fatalnie zachowywał się NASDAQ (Motorola i Nokia notowane są na NYSE).
NASDAQ, chwilami tracił niewiele mniej niż w środę zyskiwał, ale DJIA i S&P 500 zachowywały się całkiem dobrze. Jeśli spojrzy się na dane makroekonomiczne to zachowywały się wręcz znakomicie. Reakcja na tygodniowe zmiany na rynku pracy w USA nie było praktycznie żadnej, mimo że dane były lepsze od prognoz. Indeks wskaźników wyprzedających (LEI) wzrósł o 0,1 proc. (tak jak oczekiwano), co jednak od dawna nie jest dla rynku żadnym sygnałem, mimo że teoretycznie sygnalizuje to, co stanie się w gospodarce za pół roku. Po prostu od dawna nie ma najmniejszej korelacji miedzy tymi danymi a realiami. Fatalny był jednak odczyt indeksu Fed z Filadelfii. Spadł dużo mocniej niż oczekiwano, a do tego subindeks cenowy wzrósł. W ten sposób te dane pokazały to, co w poniedziałek sygnalizował podobny indeks z okolic Nowego Jorku – dynamika wzrostu gospodarczego bardzo słabnie. Poza tym bardzo złe raporty opublikowały D.R. Horton i M.D.C. Holdings, dwaj czołowi deweloperzy amerykańscy, co potwierdziło, że rynek budowy domów najlepsze czasy ma już za sobą.
Jednak od czego Amerykanie mają swojego szefa Fed? Ben Bernanke znowu stanął na wysokości zadania i podtrzymywał swoje środowe wypowiedzi (dziwne by było, gdyby tego nie zrobił). Wystąpienie przed komisją izby niższej Kongresu USA było powtórzeniem tego, co powiedział w środę, ale padło kilka nowych pytań. Bernanke stwierdził na przykład, że co prawda płace rosną, ale wzrost płac nie musi podnieść inflacji. Pocieszał też, że ochłodzenie na rynku budowy domów jest „spokojne”. Miałem wrażenie, że szef Fed powie wszystko, żeby tylko nie wywołać spadku indeksów. Był po prostu za bardzo „gołębi”, chociaż można było wyczuć, że nic nie jest jeszcze zdecydowane. Trochę zaprzeczała mu publikacja protokołu z czerwcowego posiedzenia FOMC. Znalazło się tam stwierdzenie mówiące, że wśród członków Komitetu jest „znaczna niepewność”, co do rozwoju sytuacji i dlatego będzie on czekał na nowe dane makro. Było to dosyć odległe od tego, co rynek zrozumiał 29 czerwca, co też trochę nastroje schłodziło. Jednak ten protokół po wystąpieniu Bena Bernanke stracił dużo na znaczeniu, bo przecież FOMC mógł przez 3 tygodnie zmienić zdanie.
Na słabe dane makroekonomiczne jednoznacznie zareagowały rynki walutowy, obligacji i surowców. Dolar tracił do euro (ale nieznacznie), rentowość obligacji spadała, a surowce wyraźnie taniały. Cena ropy spadła tylko o 0,8 proc., ale kontrakty na miedź staniały aż o 5,1 proc. Rynek akcji walczył całą sesję ze słabością. Nic w tym dziwnego, że walczył – trudno, choćby z powodów czysto psychologicznych, po bardzo dużych zwyżkach przejść do bardzo dużych spadków. Poza tym przecież napływające informacje nie były wyłącznie negatywne. Jednak zakończenie sesji było bardzo słabe, a NASDAQ wymazał cały środowy wzrost. Tak w żadnym przypadku nie powinien się zachowywać rynek hossy. Po środowym, dużym wzroście indeksy mogły lekko spaść, ale ten spadek był zdecydowanie za duży. Niedźwiedzie zdobyły duży punkt, a niepewność na rynku wzrośnie.
Po sesji raporty kwartalne opublikowały między innymi Microsoft, Google i AMD. Akcje Microsoftu po sesji drożały o ponad 5 procent dzięki temu, że spółka a podwyższyła prognozę na nowy rok fiskalny i zapowiedział wykup akcji za 40 mld USD. Google opublikowało nieco lepsze wyniki, ale entuzjazmu nie było – po sesji kurs akcji wzrósł tylko o 0,7 proc. Zawiódł AMD i został ukarany spadkiem po sesji o 3,7 proc. Warto zauważyć, że dwaj najwięksi producencie półprzewodników (Intel i AMD) zawiedli rynek, a produkcja półprzewodników jest też wyznacznikiem tego, co będzie się działo w gospodarce. Microsoft wywołał jednak wczoraj prawie entuzjazm, w związku z czym kontrakty na amerykańskie indeksy mocno rano rosły (mimo spadku indeksów w Azji). Zapowiada się, że roller coaster giełdowy doprowadzi do zwyżki, ale dużo zależy jeszcze od raportów z piątku, a będzie ich sporo. Wyniki kwartalne przed sesją w USA podaje Caterpillar, Ericsson, Halliburton, Infineon i Lilly Eli. Ponieważ w piątek nie dojdzie do publikacji istotnych dla rynku danych makroekonomicznych, więc cała uwaga skupi się właśnie na raportach kwartalnych.