Ostatnia przedświąteczna sesja w Nowym Jorku przebiegała pod znakiem umiarkowanych wzrostów cen akcji, coraz głębszego upadku dolara i rekordowych nominalnych notowań złota. Wyniki kwartalne spółek na ogół były lepsze od konsensusu, co jednak często nie spotykało się z uznaniem inwestorów.
Czwartek był kolejnym intensywnym dniem publikacji raportów kwartalnych. Zyski największych korporacji były na ogół wyższe od prognoz, lecz tylko w nielicznych przypadkach skutkowało to wyraźnym wzrostem notowań spółek. Oznacza to, że wysokie zyski amerykańskich korporacji są już wliczone w ceny, a rynek będzie potrzebował czegoś naprawdę ekstra, aby pokonać lutowe maksima i zaatakować rekordy wszech czasów z 2007 roku.
Na przykład walory General Electric przeceniono o 2,4%, choć zysk netto był o 76% wyższy niż przed rokiem i o przeszło 10% przebił rynkowy konsensus. Równie mocno potaniały akcje McDonald’s Corp., choć również w tym przypadku zysk na akcję przewyższył prognozy. Niższe od oczekiwań były jednak przychody. Kurs Verizon Communication spadł o blisko 3%, mimo zysków trzykrotnie wyższych niż przed rokiem.
Drożały za to walory chemicznego koncernu DuPont, który zarobił dla swoich akcjonariuszy o 27% więcej niż rok temu i o 10% przebił medianę prognoz analityków. Spółka podwyższyła też całoroczną prognozę finansową, co jednak pokrywało się z raportami ekspertów. Jak zwykle poza wszelką konkurencją były wyniki Apple, który niemal podwoił zyski, zwiększając sprzedaż o 82%. Był to 28 kwartał z kolei, w którym firma Steve’a Jobsa pokonała poprzeczkę ustawioną przez analityków z Wall Street i kolejny raz zdumiała dynamiką przychodów. Akcje Apple podrożały o 2,8%, ciągnąc za sobą cały indeks Nasdaq.
Rynek dobrze przyjął także raport kwartalny banku Morgan Stanley, podnosząc kurs spółki o blisko 2%. Inwestorom nie przeszkadzało, że zysk był o połowę niższy niż przed rokiem, a przychody okazały się niższe od oczekiwań. Ważne było tylko to, że Morgan Stanley podwoił obroty w dziale inwestycyjnym względem IV kwartału 2010 r.
Z korporacyjnym optymizmem kontrastowały słabsze dane makro. Rozczarowała przede wszystkim liczna noworejestrowanych bezrobotnych, która spadła mniej od oczekiwań i drugi tydzień z rzędu utrzymała się powyżej poziomu 400 tysięcy. Takie wyniki każą spodziewać się wyraźnego osłabienia dynamiki zatrudnienia w kwietniu.
Negatywnie zaskoczył też indeks koniunktury w regionie Filadelfii, spadając w kwietniu z 43,4 pkt. do 18,5 pkt. wobec oczekiwanych 37 pkt. To jednak wciąż rezultat wskazujący na silną ekspansję gospodarczą w tym regionie. Tradycyjnie już żenująco słabo wypadły dane z rynku nieruchomości, gdzie w lutym ceny domów spadły o 5,7% rdr. Rządowe dane potwierdziły obraz rysowany przez prywatne ośrodki badawcze: domy masowo sprzedawane na akcjach komorniczych skutkują spadkiem średnich cen transakcyjnych, co obniża wartość majątku Amerykanów. To zaś zagraża wzrostowi konsumpcji i w połączeniu z wysokim bezrobociem może nawet skutkować powrotem recesji w Stanach Zjednoczonych.
Amerykańskim konsumentom nie sprzyjają też bardzo drogie paliwa – dziś cena ropy w Nowym Jorku przekroczyła 112 USD za baryłkę, niemal wyrównując tegoroczny rekord. Drożejąca ropa jest pochodną niewiarygodnej wręcz słabości dolara, który w stosunku do walut europejskich zalicza najniższe poziomy od 16 miesięcy. Degrengolada „zielonego” przekłada się też na rekordowe nominalne ceny złota wyrażone w USD. W czwartek kurs kruszcu sięgnął 1.509 USD za uncję.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl
Źródło: Bankier.pl