Na koniec maja 2013 roku w sektorze bankowym pracowało 173.855 osób – wynika z danych KNF. Jest to najniższy poziom od czerwca 2008 roku. I to najprawdopodobniej nie koniec redukcji zatrudnienia.
Z danych Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że na koniec maja 2013 roku w sektorze bankowym pracowało niecałe 174 tys. osób. To kolejny już miesiąc z rzędu, gdy zatrudnienie w bankowości maleje. Jest to efekt nie tylko zwolnień grupowych, ale także nieprzedłużania umów i odsyłania pracowników starszych stażem na emeryturę. Nie bez wpływu na taki stan rzeczy ma też konsolidacja sektora i łącznie się banków.
Wiele wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec zwolnień w bankowości. W ostatnich latach sektor rósł bardzo dynamicznie. W roku 2004 w bankowości pracowało niespełna 140 tys. osób. Cztery lata później już 181 tys. Były to „tłuste lata”, kiedy na dobre rozkręcała się sprzedaż kredytów mieszkaniowych (w tym popularnych wówczas walutowych), kredytów konsumpcyjnych i kart kredytowych.
Liczba zatrudnionych maleje
Rok 2008 przyniósł załamanie na rynkach finansowych, a tę datę przyjmuje się za początek globalnego kryzysu. Choć nie dotknął on Polski w takim stopniu, jak niektórych sąsiadów, to sektor bankowy odczuł jego efekty. Od tamtego czasu liczba zatrudnionych w bankowości zmniejszyła się już o 7 tys. osób. W ostatnich miesiącach proces redukcji zatrudnienia przybrał na sile. Od października ubiegłego roku zatrudnienie w bankach spadło o 3,5 tys. osób.
Kryzys wymusił na branży zmiany systemowe. KNF wydała regulacje, które wyhamowały pęd banków do sprzedaży kredytów. Spadła podaż, ale także popyt, bo sytuacja gospodarcza nie sprzyjała zaciąganiu kolejnych zobowiązań. Banki zaczęły wówczas redukować załogę, zwłaszcza w tym punktach, które zajmowały się sprzedażą kredytów. Do tego doszły dodatkowe czynniki: dynamicznie rozwijająca się bankowość elektroniczna, rozbudowa sieci bankomatów i wpłatomatów.
Nowoczesne technologie pozbawiają pracy
Inwestując w nowoczesne technologie, banki chcą odciążyć swoje placówki z podstawowej obsługi kasowej. To w bezpośredni sposób przekłada się na stan zatrudnienia w placówkach. Klienci mogą samemu zlecać przelewy w internecie, wpłacać gotówkę do wpłatmoatów, a wypłacać z bankomatów. Oddział przestaje być potrzebny do podstawowych operacji. Powoli zmienia się też jego charakter – placówki transakcyjne przekształcają się w placówki doradcze sprzedające bardziej zaawansowane produkty.
Brett King, twórca amerykańskiego Movenbanku, uważa, że już za trzy lata przeciętny klient będzie odwiedzał oddział bankowy raz w roku, a 40 proc. klientów nie będzie przychodzić do placówek banków wcale. Powołuje się przy tym na przykład Bank of America, w którym średnia liczba wizyt w oddziale przypadających na jednego klienta spadła w ciągu ostatnich 15 lat z 30 do 3 rocznie. Zachodnie trendy wcześniej czy później dotrą też na nasz rynek.
Napisz do autora: [email protected]
