„Już był na ogródku, już witał się z gąską…” – tak można powiedzieć o każdym, kto podbudowany końcówką ubiegłego tygodnia wyostrzył sobie apetyt na dalsze spektakularne zwyżki. Optymistyczne oczekiwania podpierano relatywną siłą indeksu Nasdaq, który penetruje okolice lokalnych szczytów z początku br., ponadto narasta wiara w światełko gospodarczego ożywienia pośród tunelu recesji. Co wcale nie oznacza, że tunel ten się rychło skończy, gdyż jasność ta może być widoczna z ogromnej oddali.
Nowy tydzień przynosi całkiem nowe otwarcie za sprawą kompletnie nietypowego czynnika. Przed weekendem z Meksyku doszły tragiczne doniesienia o śmiertelnym żniwie zbieranym przez zmutowany wirus grypy. Trzycyfrowa liczba ofiar i wzbierająca fala kasandrycznych ostrzeżeń o pandemii nadwątliła emocje inwestorów. Kontrakty na amerykańskie indeksy wskazują na start regularnej sesji na blisko 2-proc. minusie. Nie negując dramatu należy jednak w tym kontekście bacznie obserwować kursy gigantów z branży farmaceutycznej, gdyż tam może czaić się drugie dno tego rozdmuchiwanej medialnie rzekomo nadchodzącej zagłady.
Odnosząc się do sytuacji na naszym indeksie WIG20, widać tu wyraźne problemy z pokonaniem bariery 1800 punktów. Istnieje ryzyko pojawienia się dyskomfortu w postaci dłuższego rynkowego marazmu. Niewiele byłoby w stanie tu zmienić ewentualne podejście pod sławetne 1900 pkt, gdyż wtedy co dalej? W perspektywie dalszego ciągu br. uważam za całkiem możliwe zdobycie rejonu 2000-2100 pkt, ale po tak lodowatym prysznicu jak ten ubiegłoroczny lizanie ran trwa długo i emocjonalne odbicie z lutowych czeluści należy uznać za zakończone. Po fazie konsolidacji, zakładając względne ocieplenie klimatu makroekonomicznego, powinien przyjść czas na zdrowe zakupy poparte fundamentami.
Nie należy przy tym gorączkować się szumnymi opracowaniami i prognozami speców reprezentujących różne zagraniczne banki. Nikt nie zmądrzeje od trwających jałowych w swej istocie licytacji na prognozy tegorocznej dynamiki naszego PKB (będzie/nie będzie dodatnia? unikniemy/nie unikniemy recesji?). Nieco gorszący festiwal wizji odnoszących się do kursu złotówki, podszyty pisaniem pod posiadane na foreksie pozycje, mieliśmy całkiem niedawno. Zatem lepiej reagować na napływające faktyczne dane w celu postawienia obiektywniejszej diagnozy.
Jak na razie nadchodzą informacje potwierdzające silne hamowanie gospodarki. Według dzisiejszych doniesień bezrobocie podskoczyło w marcu do 11,2 proc., a sprzedaż detaliczna spadła o 0,8 proc. Mimo wszystko nie są to powody do załamywania rąk skoro gospodarki krajów naszego regionu „wyłożyły się” (spadek estońskiego, łotewskiego czy węgierskiego PKB wyniesie 5-10 proc.), a uwstecznienie niemieckiej „Wirtschaftslokomotive” sięgnie dobrych 3-4 proc. Całościowa prognoza autorstwa Capital Economics mówi o regresie PKB całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej o 6 proc. i warto do tej cyfry odnieść nasze wyniki.
Bieżący weekend kończy się w czwartek, gdy nastanie wyjątkowo krótka jak na polskie warunki majówka. Trwa sezon publikacji wyników kwartalnych głównie w USA, natomiast u nas rozkwitnie on w najbliższych dniach. Wkrótce swoimi dokonaniami za I kw. pochwali się BRE i to może „ustawić” sentyment wokół całego bankowego segmentu. W środę mocniejsze bicie serca nastąpi o 14.30 naszego czasu, kiedy pojawi się pierwsze przybliżenie dynamiki PKB USA za miniony kwartał. Mówi się o spadku o 5 proc., co może być bliskie prawdy, więc recesja szaleje na całego.
Czwartkowe posiedzenie RPP tym razem nie powinno zaowocować obniżką stóp, w czym dodatkowo przeszkadza ponownie słabnący złoty. Konieczność utrzymania premii za ryzyko dla kapitału zagranicznego nie pozwala na dalsze łagodzenie kosztu pieniądza, tym bardziej, że oprocentowanie bankowych kredytów gotówkowych uparcie tkwi w okolicach 25 proc. rocznie, a wojna depozytowa już przechodzi do historii.
Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions