Ostatnie tygodnie przyniosły dotkliwe osłabienie złotego w relacji do najważniejszych walut. Szczególnie duże emocje budziły kolejne rekordy franka szwajcarskiego, jednak polska waluta taniała także wobec dolara oraz euro. Skąd bierze się słabość złotego, skoro wzrost gospodarczy powinien przemawiać za umocnieniem polskiego pieniądza?
Złoty jest wrażliwy na rynkowe nastroje. Polska waluta tanieje, kiedy atmosfera jest nerwowa. Natomiast zyskuje na wartości, gdy na rynkach dominują optymiści. Przez ostatnie miesiące nie brakowało powodów do osłabienia złotego. Najpierw ponury obraz rynku malował spór wokół limitu zadłużenia amerykańskiego rządu, a następnie dotkliwym ciosem dla rynków była redukcja ratingu Stanów Zjednoczonych przez agencję Standard & Poors.
Kiedy wydawało się, że pożar na został ugaszony, na pierwszy plan wysunęły się problemy krajów europejskich. Inwestorów niepokoiła perspektywa kryzysu finansowego we Włoszech i Hiszpanii. Ponadto nierozwiązanym problemem pozostaje Grecja, która nie podjęła zdecydowanych działań w kierunku naprawy finansów publicznych i ponownie wymaga wsparcia od europejskich partnerów. Tłem dla tych czynników jest coraz mocniejsze wyhamowanie wzrostu światowej gospodarki.
Opieszałość Rady Polityki Pieniężnej
Tymczasem w Polsce palącym problemem jest inflacja. Proste rachunki pokazują, że wzrost cen bliski 4 proc. rocznie skutkuje podwojeniem cen w niespełna dwie dekady. Jest to poważne obciążenie dla kraju z kilku powodów. Po pierwsze, inflacja szkodzi wzrostowi gospodarczemu, gdyż wpływa negatywnie na rzeczywiste zyski przedsiębiorstw. Po drugie, inflacja niszczy zgromadzone oszczędności i zniechęca do oszczędzania w przyszłości. Ponadto jest dodatkowym obciążeniem dla systemu emerytalnego, gdyż zmusza rząd do waloryzacji świadczeń oraz niweczy wysiłek ludzi, którzy decydują się na dodatkowe wyrzeczenia.
Rada Polityki Pieniężnej zdążyła ogłosić sukces w walce ze wzrostem cen po przejściowym spadku inflacji w okresie letnim. Jednak już sierpniowe dane pokazały, że optymizm był przedwczesny. Inflacja ponownie przyśpieszyła i można oczekiwać utrzymania wzrostowej tendencji w najbliższym czasie. Mimo to władze monetarne sceptycznie podchodzą do pomysłu kolejnych podwyżek stóp procentowych. Działania zostaną nasilone dopiero wtedy, kiedy stopa inflacji zbliży się do 5 proc. Jednak podwyżka stóp procentowych połączona z wysoką inflacją jedynie pogłębi problemy polskich przedsiębiorstw.
Politycy bez pomysłu na reformy
Sentyment wobec złotego pogarszają nadchodzące wybory. Trudno oczekiwać diametralnych przetasowań na scenie politycznej, które mogłyby przynieść zmianę obecnego kursu polityki gospodarczej. Jednocześnie nie istnieją alternatywy wobec propozycji obecnego rządu, gdyż poszczególne partie na płaszczyźnie gospodarczej są nieodróżnialne. Dlatego nawet zmiana rządu nie pozwala liczyć na gruntowne reformy polskiej gospodarki.
Rząd Platformy Obywatelskiej zdecydował się na populistyczne posunięcie polegające na podniesieniu płacy minimalnej. Poprawa losu najgorzej zarabiających pracowników jest szlachetnym celem. Jednak powinna zostać osiągnięta przez redukcję klina podatkowego, czyli różnicy pomiędzy wynagrodzeniem netto a kosztem zatrudnienia pracownika, jaki ponosi pracodawca. Jak uczy doświadczenie Hiszpanii, wysoka pensja minimalna oznacza wzrost bezrobocia wśród pracowników niewykwalifikowanych oraz dopiero wchodzących na rynek pracy. Gospodarka zapłaci bardzo wysoką cenę w zamian za kilka tysięcy dodatkowych głosów dla partii rządzącej.
Naiwne prognozy wzrostu
Utrzymanie czteroprocentowego tempa wzrostu produktu krajowego brutto przez Polskę można włożyć między bajki. Ożywienie powoli gaśnie we wszystkich regionach świata. Stany Zjednoczone wciąż zmagają się ze skutkami kryzysu sprzed trzech lat. Unia Europejska nie potrafi rozwiązać problemu załamania finansów publicznych. Jednocześnie Chiny doświadczają wysokiej inflacji, a pekiński rząd powtarza, że ustabilizowanie cen jest ważniejsze od wzrostu.
Prognozy dla polskiej gospodarki obniżył amerykański banki inwestycyjny Goldman Sachs, który oczekuje 4,1 proc. wzrostu w tym roku oraz 3,8 proc. w przyszłym. Jednak Ministerstwo Finansów mimo pogorszenia perspektyw światowej gospodarki kurczowo trzyma się dotychczasowych założeń. Resort Jacka Rostowskiego przewiduje tempo wzrostu na poziomie 4 proc. w tym roku oraz w 2012 roku. Wydaje się, że polskie władze nie dostrzegają tego, że nawet najważniejszy partner handlowy naszego kraju, czyli Niemcy, spodziewa się wyhamowania wzrostu w nadchodzących kwartałach.
Pogorszenie perspektyw szkodzi złotemu
Przyszłość polskiej gospodarki nie wygląda obiecująco. Właśnie dobiegają końca najważniejsze inwestycje przygotowywane na turniej Euro 2012. Zakończenie projektów oznacza brak zleceń dla branży budowlanej oraz wzrost bezrobocia. W dodatku wysoka inflacja przyniesie kolejne podwyżki stóp procentowych, co zmniejszy popyt na nieruchomości i spotęguje problemy branży budowlanej. Ponadto trudności rynku pracy spotęguje całkowicie nietrafiony pomysł dotyczący podniesienia pensji minimalnej.
Oczekiwane pogorszenie sytuacji polskiej gospodarki oraz napięta atmosfera na rynkach finansowych skutkują osłabieniem złotego. Kurs euro przekracza 4,30 złotego, a ostatnim razem był równie wysoki w połowie lipca 2009 roku. Za dolara należy płacić niemal 3,20 złotego, co jest najwyższym poziomem od ponad roku. Ponadto złoty pozostaje niemal rekordowo słaby wobec franka szwajcarskiego. Mimo że Szwajcarski Bank Narodowy usztywnił kurs franka wobec euro, to polska waluta nie wykorzystała szansy na odrobienie dotkliwych strat poniesionych w ostatnich miesiącach. Obecnie za franka należy zapłacić ponad 3,60 złotego.
Perspektywy złotego nie wyglądają najlepiej. Wzrost gospodarczy w Polsce w nadchodzących latach będzie słabnąć. Trudno też oczekiwać, że Unia Europejska zdoła rozwiązać kryzys finansów publicznych, a Stany Zjednoczone osiągną zadowalający wzrost gospodarczy. Połączenie słabej gospodarki i niepewności na rynkach finansowych przyniesie pogłębienie przeceny polskiej waluty.
Źródło: Bankier.pl