Poniedziałkowe kalendarium było totalnie puste. W USA giełdy nie pracowały (Memorial Day), a to zazwyczaj sprowadza na rynki totalny marazm. Szczególnie, że w Niemczech obchodzone były Zielone Świątki i co prawda giełda pracowały, ale aktywność była znikoma. Rynki europejskie zlekceważyły spadkowe zakończenie piątkowej sesji w USA. Bardziej liczyło się to, że w sondażach w Grecji Nowa Demokracja zwiększyła przewagę nad Syrizą, co daje nadzieje na koalicję ND i PASOK, czyli partii, które podpisywały porozumienie z „trojką”.
Indeksy od początku dnia wzrosły o około jeden procent. Tuż po rozpoczęciu sesji pojawiło się jednak nowe zagrożenie. Dowiedzieliśmy się, że rząd Hiszpanii dokapitalizować ma Bankię (bank z dużymi problemami) obligacjami skarbu państwa na kwotę 19 mld euro. Z tego wynikało, że zadłużenie Hiszpanii wzrośnie i wzrośnie też deficyt budżetowy. Poza tym można było się obawiać, że podobnie zachowa się rząd w stosunku do innych, mających problemy banków.
Nic dziwnego, że rentowność obligacji hiszpańskich uderzyła w dawno niewidziany poziom 6,5 proc. To pogorszyło nastroje w Europie i indeksy zaczęły się osuwać. Przed południem pojawiła się informacja zgodnie z którą rząd hiszpański poinformował przed swoją decyzją ECB o decyzji dokapitalizowania Bankii obligacjami. Podobno ECB nie miał zastrzeżeń (?). To wystarczyło graczom giełdowym do popchnięcia indeksów na północ, ale widać już było zwątpienie.
Potem pojawił się Mariano Rajoy, premier Hiszpanii zapewniając, że cięcia i reformy będą kontynuowane. Powiedział też, że Bankia po zrestrukturyzowaniu zostanie sprzedana, a rząd odzyska włożone pieniądze. Powiedział też jednak, że jest za zmianą mechanizmu obrony strefy euro tak, żeby można było bezpośredniego dokapitalizować banki. Wydawało się, że byki znowu zdobyły punkty.
Niestety, niedługo potem dowiedzieliśmy się też, że tak naprawdę Hiszpania nie poinformowała ECB o sposobie dokapitalizowania banków, ale „utrzymuje z ECB regularne kontakty”. Po tych wypowiedziach i informacjach kurs EUR/USD ruszył na południe, a za nim indeksy giełdowe. Na północ znowu za to ruszyły rentowności obligacji. Sesje zakończyły się niewielkimi spadkami indeksów.
Na GPW też greckie sondaże pomagały bykom. WIG20 od początku sesji zyskiwał nieco ponad jeden procent. Obroty były znikome. Od samego początku indeksy bujały się w rytm zmiana na rynkach europejskich i informacji napływających z Hiszpanii. Dziwić tylko mogło, że po południu nie było widać reakcji na złe informacje. W Europie sesja zakończyła się niewielkimi spadkami, a u nas WIG20 zyskał 0,91 proc. Nie ma to według mnie żadnego praktycznego znaczenia.
Podsumowując ten dzień trzeba wyraźnie powiedzieć, że reflektory przesuwają się powoli z Grecji na Hiszpanię. To nie jest dobra dla byków informacja. Wojna psychologiczna ze społeczeństwem greckim będzie skutkowała wzmocnieniem partii starego porządku, więc teoretycznie indeksy powinny teraz rosnąć, a euro zyskiwać. Warunek jest tylko (albo aż) jeden: chwilowe (choćby na 2 miesiące) zahamowanie tempa przesuwania się tych reflektorów. Jeśli bowiem gracze przestaną się przejmować Grecją (przestaną według mnie), a zaczną przejmować Hiszpanią, co bardzo wyraźnie było widać w poniedziałek, to doprowadzą do potężnej przeceny i ze scenariuszem letniej hossy trzeba się będzie pożegnać.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi