Rok 2009 będzie rokiem pamiętnym dla branży bankowej. Z jednej strony mamy bowiem punkt odniesienia, czyli historycznie dobre wyniki finansowe za 2008, z drugiej początek kryzysu finansowego, czego efektem są tegoroczne zmiany – liczne fuzje i masowe zwolnienia. Niestety ten, kto miał nadzieję, że najgorsze za nami, powinien zrewidować plany. To już prawie pewne. Tuż przed świętami i nowym rokiem, kolejny bank ogłosi plany grupowych zwolnień. Z pracą w banku BGŻ będzie musiało pożegnać się nawet kilkaset osób! O kolejnych zwolnieniach słychać też w Kredyt Banku, chociaż tym razem nie jest powiedziane, że będą to zwolnienia grupowe.
Co robi bank, kiedy ma słabe wyniki, sytuacja na rynku nie pozwala na zwiększenie sprzedaży kredytów, a wojna depozytowa ogranicza dochody odsetkowe? Pytanie retoryczne. Wystarczy spojrzeć na rynek i mamy odpowiedź. Na początek mamy podwyżki opłat i prowizji. Jeśli to nie starcza instytucja przystępuje do kolejnej fazy, czyli do zwolnień. Pamiętajmy, że często ponad połowa kosztów w bankach, to właśnie koszty osobowe. Zwolnienia są więc czymś naturalnym w czasie kryzysu. Z jednej strony pozwoli to ograniczyć koszty, z drugiej „zmotywować” pozostałych pracowników, z trzeciej pozbyć się części droższych osób. Takie konsekwencje jak zmniejszone morale, pozbycie się części know-how są już wliczone w cały ten proces. W ostatnim czasie wiele instytucji podjęło decyzję o radykalnym odchudzeniu swoich struktur – na równi w sieci sprzedaży jak i w centrali. Efekty tych cięć zobaczymy zapewne za jakiś czas. Faktem jest jednak, że obecnie pracy w bankowości będzie znacząco mniej – zwłaszcza w sprzedaży.
Zysk netto Banku BGŻ w pierwszym półroczu wyniósł 21,7 mln zł, a zysk brutto 28,2 mln zł. Wpływ na te słabe wyniki miały utworzone rezerwy, odpisy aktualizacyjne oraz – jak twierdzi bank, wydatki związane z rozwojem sieci. Jeśli to porównać do wyników za rok ubiegły, kiedy to bank zarobił 206 mln netto i 262 brutto, to jak na dłoni widać skutki kryzysu. Prezes Bartkiewicz nie miał zatem innego wyjścia jak sięgnąć po ostateczne rozwiązanie, czyli zwolnienia.
Zwolnienie kilkuset osób z dużego banku wcale nie musi się wiązać ze zwolnieniami grupowymi. Udowodnił to Bank Millennium czy BRE Bank. Żadnych tam zwolnień grupowych nie było, a na końcu i tak się okazało, że banki te dość znacznie odchudziły swoje kadry. Wystarczyło zwalniać co tydzień, po trochu. Wszystko tak, żeby było zgodnie z prawem. Nieco „gorzej” mają te banki, w których działają związki, albo chcą cały proces przeprowadzić w miarę szybko. Tutaj trzeba dogadać się ze związkami, wynegocjować liczbę zwalnianych osób, odprawy, etc. Z punktu widzenia pracowników dzieje się to w sposób bardziej cywilizowany. Nie zmienia to jednak faktu, że na rynku jest obecnie masa bardzo dobrych specjalistów, którzy coraz bardziej nerwowo rozglądają się za pracą. Pracą, której często po prostu nie ma. W odróżnieniu od rat kredytów i innych zobowiązań.
Plotka o zwolnieniach grupowych w BGŻ pokazała się jakiś czas temu. W tym momencie jest to informacja nieoficjalna, w żaden sposób nie potwierdzona przez Zarząd tej instytucji. Niestety to, że dojdzie do zwolnień w BGŻ, jest w miarę pewne…
Pocieszające jest tylko to, że liczby które się pojawiają, czyli na przykład 600 osób w całym banku, z tego ok. 120-150 w centrali, są prawdopodobnie przesadzone. Może się okazać, że będzie to znacznie mniej osób. W BGŻ działają prężnie dwa związki zawodowe i z naszych informacji wynika, że z żadnym z nich nie były przeprowadzane oficjalne rozmowy czy uzgodnienia. Można zatem uznać, że te 600 osób to wielkość maksymalna, a ostatecznie może się skończyć na 300-400 osobach. Tak przynajmniej działo się w innych bankach. To jednak i tak bardzo dużo, bo w BGŻ pracuje obecnie ponad 5000 pracowników.
Kryzys finansowy dał się ostro we znaki sektorowi finansowemu. I można mówić wszystko, że odbicie, że więcej kredytów, ale prawda jest taka, że prawdziwy kryzys, taki odczuwalny dla pracownika i klienta, dopiero się zaczyna. Mówimy przecież o zwolnieniach idących w przypadkach instytucji finansowych w tysiące osób. Mówimy o setkach milionów złotych, które do tej pory zasilały wewnętrzną konsumpcję. Banki zacieśniły swoją politykę kredytową, co automatycznie spowodowało likwidację wielu etatów. Tylko chwila, jak zaraz pojawią się doniesienia o przeglądzie sieci placówek i likwidacji wielu z nich. BPH już to zrobił. Kiedy będą następne informacje? Naszym zdaniem pod koniec tego roku i na początku przyszłego. W obecnej sytuacji części z placówek po prostu nie da się utrzymać. Oddziały będą łączone i likwidowane. Ograniczeniu ulegnie też sieć mobilnych doradców. Przecież na rynku pracy najgorsze dopiero przed nami…
BGŻ do tej pory działał na uboczu. W ostatnich miesiącach bardzo się to zmieniło. W wielu przypadkach bank był równoprawnym konkurentem największych. To efekt wejścia do akcjonariatu Rabobanku, odświeżenia kadry zarządzającej, dobrego PRu i marketingu. Bank zmienił i zmienia swoją ofertę i sieć dystrybucji. Niestety kryzys dosięgnął go jak każdą inną instytucję finansową. Wato też pamiętać, że to bank z bagażem z przeszłości, z przerostem zatrudniania. Podczas hossy można było na to jakoś przymknąć oko. Obecnie jednak kryzys obdarł wszystkich ze złudzeń. Jeśli BGŻ ma zarabiać, musi dokonać bolesnych cięć. Czy można byłoby to zrobić inaczej? Pewnie tak. Niestety prawa rynku – nie tylko w Polsce są takie, że takiego scenariusza zarząd zapewne nie mógł przeprowadzić, nawet gdyby chciał. Należy mieć tylko nadzieję, że zwalniani szybko znajdą nowe miejsce pracy…
Źródło: PR News