Jak podał wczoraj GUS, przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach wyniosło w kwietniu niecałe 3,3 tys. zł brutto: o 4,8 proc. więcej niż rok temu. Jednak faktyczny wzrost płac – po odjęciu stopnia inflacji – sięgnął niespełna 1 proc., co jest najgorszym wynikiem od grudnia 2005 r. A zdaniem ekspertów nawet ten niewielki wzrost jest mylący – oddaje to, co działo się w ubiegłym roku, a nie teraz. W dodatku coraz więcej firm nie wypłaca pensji na czas. Według Państwowej Inspekcji Pracy ich liczba wzrosła sześciokrotnie.
– Wzrost płac w skali roku to przede wszystkim efekt podwyżek pensji w II i III kwartale 2008 r., które zostały przyznane, zanim kryzys rozpętał się na dobre – uważa Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Bank Polska. I dodaje, że w najbliższych miesiącach płace nie będą rosły, bo rynek pracy należy dziś do pracodawców, a w dodatku firmy mają coraz większe kłopoty z osiąganiem zysków. Na podwyżki mogą liczyć pracujący w branży farmaceutycznej czy spożywczej. Gorzej jest w deweloperce czy motoryzacji. Tam, jeśli firmy nawet masowo nie zwalniają, to obniżają pensje. Tak jest chociażby w dębickiej Firmie Oponiarskiej, gdzie związki zawodowe zgodziły się na obniżkę płac o 7 proc. w zamian za utrzymanie miejsc pracy.
Z danych GUS wynika również, że w kwietniu spadła liczba zatrudnionych. W ub. miesiącu w sektorze przedsiębiorstw pracowało 5 mln 308 tys. osób, czyli o 1,4 proc. mniej niż rok temu.
Zdaniem niezależnego ekonomisty Ryszarda Petru w najbliższym czasie zatrudnienie może nawet lekko wzrosnąć, ze względu na prace sezonowe, ale do końca roku znów spadnie o kilka procent. W efekcie do końca grudnia możemy stracić jeszcze 300 tys. miejsc pracy. Natomiast wynagrodzenia do końca roku będą rosły w tempie ok 5 proc., czyli nieco ponad inflację. Jednak podwyżki będą dotyczyły w zasadzie wyłącznie wysoko wykwalifikowanych menedżerów, zaś pracownicy nisko wykwalifikowani, których łatwo zastąpić, mogą się spodziewać obniżek pensji lub zwolnień.
– Przedsiębiorstwa reagują z opóźnieniem na kryzys, a dane GUS mogą pokazać spadek wynagrodzeń rok do roku dopiero w 2010 r. Ale już teraz sytuacja jest poważna – uważa Petru.
Okazuje się też, że w rzeczywistości do kieszeni pracowników trafia coraz mniej pieniędzy. Tzw. fundusz płac, czyli suma wynagrodzeń brutto wypłacanych załogom przez firmy, w ubiegłym miesiącu wyniósł 17 mld 491 mln zł. To wynik lepszy o 3,8 proc. niż rok temu, ale realnie, po odjęciu inflacji, fundusz płac spadł rok do roku o 0,3 proc. Stało się tak po raz pierwszy od ponad czterech lat.
Co gorsza firmy coraz częściej nie wypłacają ludziom wynagrodzeń na czas. Z ostatnich danych Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) wynika, że liczba niewypłaconych pensji w I kwartale tego roku urosła w kontrolowanych firmach aż sześciokrotnie – z 3 do prawie 19 tys. przypadków. Problem dotyczy całego kraju. Np. od stycznia do końca kwietnia inspektorzy pracy w firmach na Lubelszczyźnie wykryli 150 tys. zł niewypłaconych świadczeń. Jednak skargi, które docierają do Okręgowego Inspektoratu Pracy, świadczą o tym, że skala problemu jest dużo większa.
– Pracodawcy tłumaczą się brakiem środków finansowych. Jako przyczynę swoich kłopotów wskazują spowolnienie gospodarcze – opowiada Krzysztof Sudoł, p.o. zastępcy okręgowego inspektora pracy w Lublinie. Wśród firm, które nie wypłacają pensji na czas, jest również klub piłkarski Ruch Chorzów. – Robimy wszystko, żeby się wywiązać z obietnicy wypłaty pensji. Część już wpłynęła na konta, resztę wpłacimy w najkrótszym, jak to jest możliwe, czasie – zapewnia Mariusz Gudecki, rzecznik klubu.
Tłumaczy on, że wydatki są duże, bo spółka ma aż 100 pracowników. Oprócz zawodników, są to lekarze, trenerzy, księgowi, osoby zatrudnione przy obsłudze stadionu i działacze. Dochody spółki płyną głównie od sponsorów, a ci w czasie kryzysu nie palą się do wykładania pieniędzy na sport.
Pensji na czas nie dostaje też 400 osób zatrudnionych w zajmującym się modernizacją taboru kolejowego ZNTK „Poznań”. W marcu załoga dostała najpierw 150 złotych, a później kolejne 400 złotych zaliczki. Pensja za kwiecień też nie została wypłacona w całości. Do tej pory pracownicy otrzymali jedynie 200 złotych za ubiegły miesiąc. Zarząd firmy tłumaczy, że kłopoty są wynikiem fatalnej sytuacji w branży kolejowej, np. spadkiem zamówień od PKP Cargo.
Tomasz Dominiak Magdalena Kula
Współpraca Beata Sypuła, Barbara Majewska, Rafał Cieśla