W USA poniedziałek mógł być w miarę spokojnym dniem, bo kalendarium było praktycznie puste, ale spokój panował jedynie na rynku walutowym, gdzie niewielkie umocnienia dolara nie miało żadnego praktycznego znaczenia dla obrazu rynku. Spokój panował też na rynku obligacji, Umacniający się dolar osłabił trochę rynek surowców, ale jedynie ropa staniała nieco mocniej, bo różnice zdań utrzymujące się w ramach OPEC nie sprzyjały podnoszeniu ceny baryłki. Miedź nawet nieznacznie zdrożała, a złoto staniało symbolicznie. W sumie można powiedzieć, że na tych rynkach panowała nudna stabilizacja.
Nie było jej widać na rynku akcji. Oczywiście w komentarzach znaleźć można przeróżne preteksty, dzięki którym indeksy gwałtownie ruszyły na północ (przytoczę je poniżej) i rzeczywiście jakiś wpływ niektóre z nich na rynek miały. Najważniejsze było jednak zupełnie co innego. W piątek indeksy, po recesyjnym odczycie indeksu ISM, gwałtownie spadły, ale w ostatniej godzinie szarża byków doprowadziła do bardzo dużej redukcji skali spadków. Można wręcz powiedzieć, że sesja zamknęła się neutralnie. Taki odwrót po złych danych jest zawsze sygnałem dla graczy, że muszą kupować akcje. Co też uczynili w poniedziałek.
Byki miały jednak trochę szczęścia, bo zapowiadało się, że sektor farmaceutyczny zaszkodzi indeksom. Pfizer z powodu zagrożenia dla zdrowia pacjentów zaprzestał prac nad najważniejszym z nowych lekarstw – lek miał obniżać cholesterol, a na badania wydano już miliard dolarów. Owszem, kurs Pfizera spadał o więcej niż 10 procent, ale nikogo to nie interesowało. W centrum uwagi były fuzje: Bank of New York z Mellon Financial i LSI Logic z Agere Systems. Niezbyt to poważny powód do zwyżki, ale na tym etapie i to wystarczyło. Pomógł trochę rynkowi Michel Moskow, szef Fed z Chicago, który powiedział, że ostatnie, słabe dane makro nie zmieniają jego poglądu na gospodarkę, która się rozwija całkiem szybko. Co prawda mówił też o inflacji twierdząc, że Fed będzie bardzo ostrożny, a rynek chyba źle odczytuje intencje FOMC, ale kto by na to zwracał uwagę…
Najbardziej zabawne było tłumaczenie wpływu jedynego, mniej dotąd obserwowanego, raportu makro. Okazało się, że ilość podpisanych umów na sprzedaż domów (mogą, ale nie muszą być sfinalizowane miesiąc po podpisaniu) spadła o 1,7 procenta (oczekiwano spadku o 0,5 proc.). Umów było jednak więcej niż miesiąc wcześniej. Część analityków twierdziła, że dane pokazują, iż rynek nieruchomości się stabilizuje, co pomaga rynkowi akcji, a część uważała, że rynek nieruchomości potwierdził swoją słabość, co pomaga we wzroście indeksów, bo Fed szybciej obniży stopy. Jak widać każda droga prowadziła do Rzymu, a w tym przypadku do dużego wzrostu indeksów. Hossa trwa, a beztroska graczy jest coraz większa.
We worek dowiemy się, jak rozwija się sektor usług w poszczególnych krajach Eurolandu i w całej strefie euro, ale nie spodziewam się, żeby publikacja indeksów PMI miała wielki wpływ na zachowanie rynków. Być może jednak zobaczymy jakiś ruch na rynku walutowym. Im wyższe będą te indeksy tym lepiej dla euro. Dane o sprzedaży detalicznej w Eurolandzie też będą miały nieznaczny wpływ na rynek akcji, ale mogą wpłynąć na kursy walut. Możemy również zlekceważyć raport Challengera o planowanych zwolnieniach w USA, bo od dawna nikt na te dane nie reaguje.
Potem może być jednak nieco bardziej ciekawie, bo dane z USA mogą rynki rozruszać. Pierwsza opublikowana zostanie wydajność pracy w trzecim kwartale. Będzie to weryfikacja danych wstępnych, ale jak widać było po raporcie o PKB, taka weryfikacja też może być pretekstem dla rynku. Wstępne dane mówiły, że wydajność nie zmieniła się, ale weryfikacja w górę PKB daje szansę na jej wzrost. Gdyby tak się stało to byłaby to dobra informacja, bo mogłoby sygnalizować, że presja inflacyjna się zmniejszy. Pomogłoby to akcjom, ale mogłoby zaszkodzić dolarowi. Pół godziny po rozpoczęciu sesji w USA dowiemy się, jakie w październiku były amerykańskie zamówienia fabryczne oraz indeks ISM w sektorze usług. Dane o zamówieniach zapewne będą słabe, ale to już rynek zdyskontował.
Ciekawa może być reakcja na publikację indeksu ISM, który pokaże, jaka jest aktywność sektora usług w USA (to więcej niż 80 procent całej gospodarki). Teoretycznie im gorsze dane tym gorzej dla dolara i dla akcji, ale w tym, „byczym” nastroju może się okazać, że nawet słabe dane będą zlekceważone, a dobre z pewnością pomogą posiadaczom akcji. Trzeba jednak pamiętać, że jest gdzieś granica odporności rynku akcji na złe dane makroekonomiczne. Gdyby okazało się, że dane są naprawdę bardzo złe, a ISM z 57,1 pkt. spadł na przykład do 51 pkt., co w połączeniu z piątkowymi danymi mówiącymi o recesji w fabrykach budziłoby poważne obawy o stan gospodarki to obóz byków mógłby tym razem rynku nie obronić.
Diamentowy sygnał kupna
W poniedziałek handel na rynku walutowym rozpoczął się od korekty. Złoty tracił, ale nie było to nic innego jak normalna realizacja dużych zysków. Mówiło się co prawda, że osłabiały go pogłoski mówiące o możliwym objęciu przez wicepremier i minister finansów Zytę Gilowską stanowiska prezesa NBP. Nie chodziło oczywiście o to, że pani profesor może objąć to stanowisko, bo to nie byłby powód do osłabienia naszej waluty. Problem był w tym, kto ewentualnie obejmie stanowisko ministra finansów. Takie dyskusje mogą rzeczywiście złotego trochę osłabić, ale niewiele i nie na długo. Pomagał w osłabieniu naszej waluty lekki spadek kursu EUR/USD. Dzisiaj nadal złoty będzie podążał za EUR/USD, a kierunek tego kursu będzie zależał od danych z USA – przede wszystkim od tego, co pokaże indeks ISM dla sektora usług.
Rynek akcji rozpoczął poniedziałek od szybkiego wzrostu WIG20. Graczom nie przeszkadzały nawet taniejące surowce. Szczególnie traciła ropa po informacjach o różnicach poglądów między ministrami OPEC, którzy w czasie weekendu dyskutowali nad możliwymi posunięciami kartelu podczas posiedzenia w dniu 14 grudnia i wyrażali bardzo różne poglądy. Oczywiście surowcom szkodziła też korekta na rynku EUR/USD. Najsilniejsze były banki pod wodzą PKO BP, który goni inne banki rekompensując sobie stratę czasu, kiedy to stał w trendzie bocznym w oczekiwaniu na debiut akcji pracowniczych.
Osunięcie się indeksów w Eurolandzie zahamowało przed południem wzrosty polskich indeksów, ale nie widać było chęci do ucieczki z rynku. To zaś od południa wywołało nacisk popytu, a po otwarciu rynku w USA doprowadziło wręcz do eksplozji indeksów. Niepokojące (nieznacznie) mogło być tylko to, że skala wzrostu zależała od jednego segmentu (banki), a w nim od rosnącego o ponad 7 procent PKO BP. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że anulowana została możliwość powstania formacji RGR, a co bardziej istotne w sposób widoczny nastąpiło wybicie z formacji dwumiesięcznego diamentu, które to wybicie zapowiada dalsze wzrosty WIG20.
Nie jest wcale pewne, że dzisiaj od początku dnia indeksy ruszą na północ, bo w poniedziałek zostały mocno wyciągnięte do góry, co powinno wywołać jakąś korektę. Jeśli nie będzie jej na początku sesji to nastąpi później, ale nastąpić powinna. Co nie znaczy, że sesję zakończymy na minusach, bo to będzie zależało od tego, jaka będzie reakcja indeksów w USA na publikację raportów makroekonomicznych. Jedno jest pewne: analiza techniczna każe kupować akcje.