Czas rozstrzygnięć zbliża się nieubłaganie. I choć nie sposób z dużą pewnością powiedzieć jak potoczą się wypadki na parkiecie, to więcej przesłanek przemawia jednak za optymistycznym scenariuszem – że po kilkutygodniowej konsolidacji nastąpi wybicie cen w górę. Ostatnie dni dość wyraźnie pokazały, że rynek nie ma ochoty na głębszą przecenę. Owszem, zdarzały się momenty, kiedy na świecie wśród inwestorów dominowali optymiści, a nad Wisłą wszyscy spuszczali nosy na kwintę po spadkowej sesji, ale częstsze były przypadki, gdy rynek nie chciał spadać, choć mógłby – biorąc pod uwagę nastroje w otoczeniu rynku.
Tak było choćby w piątek, gdy po złej sesji w USA i spadkach na prawie wszystkich parkietach Azji (nie licząc spekulacyjnego balona, który nadyma się do granic możliwości na parkiecie w chińskim Szanghaju) , indeksy mogłyby spaść nawet i o 2 proc., a nikt i tak nie powiedziałby o nich złego słowa. A tymczasem spadki były nader łagodne: WIG20 stracił 0,7 proc., zaś indeks średniaków mWIG40 – raptem tylko 0,2 proc. Wcześniej stabilnością rynku nie zachwiały nawet słabsze, niż oczekiwano, wyniki finansowe kilku ważnych dla giełdy spółek. Wygląda więc na to, że czas próby może zbliżać się do końca. Póki co inwestorzy zdają egzamin ze spokoju i rozwagi na piątkę. To może zwiastować poprawę koniunktury. Tym bardziej, że na rynku jest sporo wolnego kapitału – olbrzymie nadsubskrypcje na rynku pierwotnym świadczą o tym niezbicie. Dość powiedzieć, że zapisy na akcje budowlanej spółki JW Construction zostały zredukowane o ponad 98 proc.
Jedyne potencjalne zagrożenia, które widać na horyzoncie, to pogorszenie nastrojów wokół amerykańskiej gospodarki (na razie inwestorzy solidarnie ignorują co gorsze sygnały makroekonomiczne i entuzjastycznie reagują na te lepsze) oraz możliwy krach giełdy chińskiej. Ostrzegał przed nim kilka dni temu były szef amerykańskiego banku centralnego Alan Greenspan.
