Jednak już przed południem ostrożność przeważyła i indeksy zaczęły się osuwać. Kurs EUR/USD znowu zaatakował poziom 1,47 USD i szybko się cofnął. Czekano na amerykańskie dane makro, ale i one niewiele zmieniły, więc skala spadków zwiększyła się, bo gracze czekali na negatywne otwarcie w USA. W końcu sesji indeksy odrobiły część strat, ale i tak na niemieckim XETRA DAX pojawił się sygnał sprzedaży.
W czwartek sesja w USA była znowu bardzo nerwowa. I tak już będzie chyba przez dłuższy czas. Na pozór wydawało się, że jeśli patrzeć przez pryzmat raportów makroekonomicznych to inwestorzy dostawali całkiem niezłe informacje, ale to nie do końca było prawdą. Rzeczywiście dane o inflacji CPI były zgodne z prognozami. Wzrost cen w skali roku wyniósł 3,5 procent, a inflacja bazowa 2,2 procent. Nie potwierdziły się więc krążące po parkiecie pogłoski mówiące o dużo większym wzroście cen, ale główna miara inflacji sięgnęła jednak poziomu najwyższego od roku, a inflacja bazowa pozostała na poziomie wyższym od nieoficjalnego celu Fed. Po raz pierwszy od dawien dawna komentarze zajęły się dużym wzrostem głównej miary przypominając to, co dzień wcześniej o jej długoterminowym znaczeniu mówił Ben Bernanke, szef Fed Bernanke.
Optymistyczne były dane regionalne. Indeks NY Empire State (pokazuje jak rozwija się gospodarka w regionie Nowego Jorku) spadł zdecydowanie mniej niż tego oczekiwano – z 28,75 do 27,37 pkt. Nieoczekiwanie wzrósł indeks Fed z Filadelfii (z 6,8 na 8,2 pkt.). Jedynym minusem był raport o tygodniowej zmianie na rynku pracy. Nie pokazywał już tak dobrego obrazu gospodarki, bo ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła zdecydowanie bardziej niż tego oczekiwano. Generalnie dane pokazały stosunkowo wysoką inflację, ale nieuniemożliwiającą obniżki stóp i umiarkowany wzrost gospodarczy. Wydawało się, że gracze wykorzystają je do podniesienia indeksów giełdowych. Informacje ze spółek jednak bardzo bykom utrudniały zadanie. O tym jednak niżej.
Kurs EUR/USD od rana spadał, a dane makro nie odwróciły tej tendencji. Spadał też kurs USD/JPY, co sygnalizowało, że pojawiała się awersja do ryzyka i to również z tego powodu wzmocnił się dolar. Bardzo trudno będzie teraz pokonać opór na poziomie około 1,475 USD. Najwyraźniej nadciąga większa korekta. Czują to wyraźnie gracze na rynku surowców, których ceny gwałtownie spadały. Niewątpliwie wpływ miało też zamykanie pozycji carry trade. Ponad trzy procent staniało złoto (najmocniej ujemnie skorelowane z dolarem). Miedź oddała więcej niż w środę zdrożała, bo kontrakty staniały aż o 6,8 proc. (okazało się, że trzęsienie ziemi w Chile nie zaszkodziło kopalniom). O dwa procent staniała też ropa. Oprócz mocniejszego dolara szkodził cenie baryłki również wzrost zapasów w USA.
Ze spółek docierały same niedobre informacje. W środę po sesji zaniepokoił inwestorów swoimi prognozami Applied Materials (wyposażenie dla producentów półprzewodników), a w czwartek przed sesją J.C. Penney (sieć sprzedaży detalicznej) obniżyła prognozy na czwarty kwartał o „co najmniej 25 procent”. Tak duża obniżka prognoz sygnalizuje, że konsumenci nie sięgają już ochoczo do portfela, a to źle wróży gospodarce. Kolejne złe informacje dochodziły z sektora finansowego. Wells Fargo, druga co do wielkości amerykańska firma udzielająca kredytów hipotecznych oświadczyła, że rynek nieruchomości jest w najgorszym stanie od czasów Wielkiej Depresji, a straty z tego wynikające będą się zwiększały przez cały 2008 rok. Traciły na wartości akcje General Electric. Fundusz obligacji zarządzany przez GE Asset Management stracił 200 mln USD i zwracał inwestorom pieniądze płacąc 96 centów za dolara. Taniały akcje Tyco, które odnotowało spadek zysku o 36 procent. Taniały też spółki surowcowe – z oczywistego powodu, czyli spadku cen surowców.
Przez całą sesję trwała walka graczy zadowolonych z danych makro z tymi, których przestraszyły informacje ze spółek. Przez pierwsze 1,5 godziny wydawało się, że byki wyciągną indeksy na plusy, ale ta sztuka się nie udała. Próbowano jeszcze raz na 2,5 godziny przed końcem sesji. Znowu porażka. Nic dziwnego, że rozpoczęła się wtedy przecena. Niedźwiedzie zaatakowały trochę za wcześnie. Dały w ten sposób czas na reakcję, ale pierwszy atak byków był tak mizerny, że w końcówce sesji gracze wpadli w panikę. Wydawało się już pewne, że sesja skończy się olbrzymimi spadkami indeksów, bo w tym momencie do końca sesji zostało nieco ponad 20 minut, ale obóz byków był nieustępliwy i zmniejszył trochę straty, Nie zmienia to postaci rzeczy, że wtorkowe, bardzo duże wzrosty indeksów były tylko reakcją techniczną na wyprzedanym rynku.
Dzisiejsza sesja może być przełomowa, bo niewykluczone, że dojdzie do testu poniedziałkowego dna. Byki muszą się sprężyć, żeby je obronić, bo jeśli się nie uda to indeksy szybko będą testowały dno sierpniowe. Po sesji nie dotarły na rynek dobre informacje. Wręcz odwrotnie, spółki, których zyski zależą od chęci konsumentów do wydawania pieniędzy obniżyły prognozy (Starbucks i Kohl’s). Nie trzeba spoglądać na indeksy nastroju, żeby zauważyć znaczne ich pogorszenie. Prognozy sieci sprzedaży bardzo źle wróżą zaczynającemu się za tydzień sezonowi sprzedaży świątecznej.
Ostatnie dzień prawdziwego, handlowego tygodnia (w następnym jest w USA Dzień Dziękczynienia i aktywność graczy znacznie spadnie) powinie upłynąć bez fajerwerków. W kalendarium nie ma raportów makroekonomicznych i spółek, które mogłyby doprowadzić do znacznych zmian kursów i indeksów. Nie znaczy to jednak, że z pewnością nic się nie będzie działo, bo przecież może pojawić się coś nieoczekiwanego. Dane makro, które dzisiaj dotrą na rynek są zazwyczaj lekceważone. Być może przed południem zobaczymy jedynie drgnięcie kursu EUR/USD po publikacji bilansu handlu zagranicznego strefy euro. Dane o przepływach kapitałów do USA, dynamice produkcji i wykorzystaniu potencjału produkcyjnego prawie nigdy nie wpływają na zachowanie rynku. Teraz też tak będzie, ale jeśli dynamika produkcji będzie większa od oczekiwań to nie można wykluczyć, że posłuży jako pretekst do zwyżki indeksów.
Fala C korekty w pełnym rozkwicie
W czwartek złoty od rana lekko tracił do obu głównych walut niespecjalnie przejmując się wzrostem kursu EUR/USD. Już przed południem cofnięcie kursu EUR/USD umocniło trend na naszym rynku, a spadek kursu USD/JPY zwiększył chęć pozbywania się polskiej waluty. Złoty osłabł w stosunku do dolara i euro i na razie nie widać sygnału zmiany trendu głównego, ale mam wrażenie, że zbliża się dłuższa korekta. Jeśli nawet tak nie jest to nie wierzę w pokonanie w tym roku osiągniętych niedawna minimów.
Dzisiaj dowiemy się, jakie w październiku było w Polsce przeciętne wynagrodzenie i zatrudnienie. Dane te rzadko wywołują większe emocje, ale warto się im przyglądać. Jeśli wynagrodzenia wzrosną o około 10 procent (rok do roku) to jedynie potwierdzi trend i zostanie bardzo spokojnie przyjęte (podobnie jak mniejszy wzrost). Dużo większa dynamika wzrostu (kilkanaście procent) byłaby czynnikiem pomagającym zwolennikom silnego złotego, bo zwiększałaby prawdopodobieństwo podwyżki stóp. Rynek akcji dane zlekceważy.
GPW rozpoczęła w czwartek sesję wzrostem WIG20 reagując w ten sposób na dziwne, negatywne zamknięcie środowej sesji. Pomagała bykom szczególnie KGHM. Rósł też kurs PKN, mimo że cena ropy spadała. Od początku sesji indeksy zaczęły się osuwać, ale tak naprawdę tracił tylko MWIG40, na którym po przebiciu sierpniowego dna pojawiły się oznaki paniki. WIG20 utrzymywany był na plusie przez spółki surowcowe. Taka sytuacja trwała prawie do południa, ale przecena mniejszych spółek i słabe nastroje na innych giełdach europejskich sprowokowały również podaż na akcjach spółek wchodzących w skład WIG20, a to szybko doprowadziło do spadku również i tego indeksu.
Po publikacji danych makro z USA WIG20 zaczął rosnąć, ale nie był to wzrost przekonujący. Skala spadku (jeden procent) była jednak żadna w porównaniu do tego, co działo się na MWIG40 (spadł o 5,7 procent). Właśnie na MWIG40 szczególnie mocno widać było działanie analizy technicznej, która zmusiła graczy do zamykania pozycji. Trwa klasyczna, książkowa, fala C korekty całej hossy. Najczęściej fala A (spadki letnie) równa jest fala C, co wskazywałoby na poziom 3.400 pkt. jako docelowy. Nie jest to absolutny pewnik, ale linia pięcioletniej hossy też lokuje się w okolicach tego poziomu.
Nawet na WIG20 to odbicie szybko zamieniło się w wyprzedaż, bo gracze naśladowali zachowanie innych indeksów europejskich. Tutaj jednak paniki nie było, a spadek o 1,75 procenta można uznać (na tle MWIG40) za umiarkowany. Wczorajsza sesja w USA nie poprawi dzisiaj i tak już fatalnych nastrojów, ale warto zauważyć, że wszystkie indeksy są już wyprzedane technicznie (szczególnie mocno indeks cenowy), a takie wyprzedanie prawie zawsze poprzedza korektę. Słowo „prawie” jest bardzo istotne, bo jeśli rynek jest w głębokiej bessie to potrafi przebywać w stanie wyprzedania przez dłuższy czas.
