Jedynym zastrzeżeniem dla tak rysowanego scenariusza mogą być wydarzenia na rynkach zachodnich. Gdyby w USA, czy w Azji nastąpiło z jakichś przyczyn załamanie nastrojów, to zapewne – pomimo leniwych sesji, poprzetykanych świętami – warszawscy inwestorzy nie zignorowaliby takich sygnałów. Ale to chyba jedyny potencjalny powód, który mógłby zachwiać równowagą na parkiecie i rozhuśtać opanowany przez flautę rynek.
Oczekiwana stabilizacja cen może być zbawienna dla posiadaczy akcji spółek budowlanych i technologicznych, które ostatnio w największym stopniu kładły się cieniem na koniunkturę na parkiecie. To ich przecena w największym stopniu spowodowała spadek indeksów poniżej ważnych barier – WIG poniżej 60 tys. pkt., zaś WIG20 poniżej 3,6 tys. pkt. Oba indeksy bezskutecznie starają się odzyskać utracone pole już od czterech sesji. Dopóki ich nie przełamią, i to najlepiej przy wysokich obrotach (a na te trudno liczyć w czasie wielkiej majówki), rynek pozostanie w fazie korekty.
Nie byłoby zresztą w tym nic złego. Płynna, spokojna wymiana akcji między tymi, którzy ostatnio zrobili dobry interes na parkiecie, a tymi, którzy mają jeszcze apetyt na zyski, może mieć zbawienny wpływ na hossę w dłuższej perspektywie. Pytanie tylko, czy w czasie publikowania raportów kwartalnych przez spółki – co oznacza ryzyko niemiłych niespodzianek – znajdzie się odpowiednio duża liczba tych, którzy już teraz, przy mimo wszystko wysokich cenach, będą chcieli wejść na rynek. Pieniędzy na horyzoncie jest sporo, ale duża część z nich czeka na bardziej znaczącą obniżkę cen, niż ta z kilku ostatnich dni.
