Przecenę wywołali najpewniej gracze z zagranicy, do których przyłączyły się największe polskie fundusze emerytalne i inwestycyjne. Jak zwykle w niepewnych czasach (ostry spadek surowców i obawy o wzrost największej światowej gospodarki – amerykańskiej) ci inwestorzy postanowili na wszelki wypadek wycofać część kapitału z rynków wschodzących. To dlatego w piątek razem z naszymi indeksami ostro spadał budapeszteński BUX (o. 1,6 proc.), a także giełdy w innych krajach będących jeszcze na dorobku.
O globalnych przyczynach przeceny polskich akcji świadczy też fakt, że indeks MIDWIG, grupujący głównie spółki będące poza zainteresowaniami największych światowych funduszy, nie tylko w piątek nie spadł, ale wręcz symbolicznie zyskał na wartości.
Ale to marna pociecha, bo inwestorskie nerwy z pewnością zostaną wystawione w poniedziałek na kolejną próbę. W piątek nie wytrzymały. Początkowo wydawało się, że ostre spadki na poprzedniej sesji ostudzą nastroje sprzedających. Ale wystarczyły dwie godziny, a pierwsi inwestorzy zaczęli rejterować. Choć poprzednia sesja w USA zakończyła się dobrze, to graczy wystraszyły nocne – naszego czasu – spadki w Tokio (minus półtora procenta) i na innych giełdach azjatyckich. A kiedy okazało się, że osuwają się także indeksy w Europie Zachodniej, zlecenia sprzedaży posypały się na całego. To, że rynek zakończył piątkowe notowania blisko całodziennych minimów, a obroty były dość wysokie – przekroczyły 1,5 mld zł – nie nastraja zbyt optymistycznie. Ale z drugiej strony widać pewne symptomy, że potencjał spadkowy w przypadku części spółek już się wyczerpuje. Np. w piątek nie taniały już akcje Biotonu, czy KGHM, a więc spółek, które już zostały ostro przecenione w ciągu kilku ostatnich tygodni. Inwestorzy szukali też „bezpiecznych przystani”, spółek, które zwykle są w cenie w złych czasach. Przykładem takiej spółki jest Agora, która w piątek ni stąd, ni zowąd wzrosła o 2,5 proc.
Część analityków wieszczy, że indeksy spadną jeszcze o 6-7 proc. Zwłaszcza, że w piątek na giełdach amerykańskich nastroje nie były najlepsze (indeksy Dow Jones, Standard&Poor’s i Nasdaq osunęły się o kilka dziesiątych procenta), spadały też ceny surowców. Z kolei z analizy wykresów warszawskiej giełdy wynika, że dno powinno być tuż-tuż. Np. WIG20, który osunął się już do 3200 pkt., dotarł tym samym do długoterminowej tzw. linii wsparcia, którą można narysować łącząc jedną linią prostą wszystkie ostatnie dołki koniunktury. Druga – i chyba ostatnia – bariera, która może ochronić rynek przed nadejściem bessy, znajduje się 3 proc. poniżej obecnego poziomu – w okolicach 3100 pkt. na wykresie WIG20.