Czwartkowy optymizm wymaga jeszcze potwierdzenia. Odbicie cen dotyczyło bowiem głównie spółek, które najbardziej ucierpiały w czasie przeceny. I w dalszym ciągu trzeba brać pod uwagę scenariusz zakładający, że za czwartkową eksplozją zakupów stali głównie inwestorzy-spekulanci. Tacy, którzy postanowili zaryzykować, kupując najbardziej przecenione akcje wyłącznie dla szybkiego, jedno-dwudniowego zysku. W piątek popytu już nie było widać, a indeksy WIG i WIG20 straciły na wartości 0,3-0,6 proc. Sadząc po dość wysokich obrotach spora część inwestorów, nie wierząc w to, że ceny mogą dalej wzrosnąć, postanowiła zabezpieczyć kilkuprocentowe zyski osiągnięte w skali ostatniego tygodnia.
Jakie są szanse, że kupującym uda się ponownie, tym razem na dłużej wskrzesić optymizm na rynku? To w dużej części zależy od globalnych nastrojów na giełdach akcji. Ostatnie dane DM BZ WBK nie pozostawiają złudzeń, że to kapitał zagraniczny stał za ostatnią przeceną polskich akcji. Z rynków wschodzących globalne fundusze inwestycyjne wycofały w ciągu zaledwie tygodnia aż 8 mld dol.! Tak dużego odpływu pieniędzy giełdy wschodzące nie notowały od wielu lat. Oby nie był zbyt trwały, choć obawy o stan amerykańskiej gospodarki (były szef tamtejszego banku centralnego Alan Greenspan kilkakrotnie zapowiadał ostatnio rychłe nadejście recesji) nie sprzyjają inwestycjom w akcje w krajach rozwijających się. Inna sprawa, że recesję w USA różni ekonomiści zapowiadają już od dłuższego czasu, więc być może inwestorzy nie wezmą najnowszych zapowiedzi jako pewnik.
W poniedziałek na warszawskiej giełdzie ciąg dalszy wojny nerwów. Celem dla optymistów jest bariera 3300 pkt. na indeksie WIG20. Teraz dzieli nas od niej stosunkowo niewielki dystans – ledwie 1,1 proc. Przebicie tej granicy – najlepiej przy wysokich obrotach – mogłoby rozwiać te wszystkie obawy, o których powyżej. Byłby to już drugi pozytywny sygnał – bo pierwszym było odbicie się indeksu największych firm od granicy 3150 pkt. i uratowanie rynku przez zjazdem cen o kolejnych 5-10 proc.
