Wciąż istnieje ryzyko, że wszystko, na co stać inwestorów, to ponowne osiągnięcie szczytu, po którym nastąpi kontynuacja korekty. Prawdopodobieństwo takiego rozwoju wypadków nie jest obecnie bardzo duże, o czym świadczą wysokie obroty w poprzednim tygodniu, które potwierdziły rosnący popyt na parkiecie. W ciągu pięciu ubiegłotygodniowych sesji wartość handlu wyniosła niemal 10 mld zł.
Co prawda koniec tygodnia pokazał pewną słabość kupujących – popyt nie był w stanie podźwignąć indeksów do nowych rekordów, a WIG20 spadł o 0,8 proc. – jednak na parkiecie nie było widać większej nerwowości. Nawet w piątkowy poranek, po złych wieściach z parkietów amerykańskich z poprzedniego dnia oraz po spadkach giełd azjatyckich, nasi inwestorzy nie wyprzedawali akcji za każdą cenę. Indeksy spadały o ponad 1 proc., jednak na koniec dnia było już lepiej, bo nadeszły lepsze, niż oczekiwano wyniki o stanie gospodarki amerykańskiej.
O dalszym rozwoju wypadków na warszawskiej giełdzie mogą zdecydować nie tylko nastroje wśród gigantów parkietu. Na dłuższą metę rynek nie może rosnąć bez wsparcia średnich i małych spółek. Te mają do odrobienia jeszcze spory dystans – od historycznych rekordów dzieli je ok. 15 proc. Ale miniony tydzień przyniósł wzrost indeksów mWIG i sWIG o 3,5-4,5 proc., co świadczy o odbudowaniu chęci do zakupów także w tej części rynku.
Jeśli więc wszystkiego nie popsują złe wieści z gospodarek światowych, może nas czekać dłuższa poprawa koniunktury na giełdzie w Warszawie. Choć patrząc przez pryzmat analizy technicznej można się spodziewać wkrótce odpoczynku indeksów – płaskiej lub lekko spadkowej korekty. Niewykluczone, że nadejdzie ona już w rozpoczynającym się tygodniu. Ale jest dość prawdopodobne, że do zakupów wykorzystają ją gracze, którzy dali się uśpić sennymi nastrojami i ekstremalnie niskimi obrotami, które obserwowaliśmy na parkiecie jeszcze kilkanaście sesji temu.
