W sierpniu po raz pierwszy w tym roku ceny towarów i usług konsumpcyjnych spadły. Według informacji Głównego Urzędu Statystycznego były w porównaniu do lipca niższe o 0,4 proc. Wskaźnik inflacji liczony w odniesieniu do sierpnia biegłego roku zwiększył się jednak do 3,7 proc. W lipcu wynosił 3,6 proc. Większość ekonomistów spodziewała się, że w sierpniu pozostanie na niezmienionym poziomie.
Wyglądające na paradoks zjawisko wzrostu inflacji w skali ostatnich dwunastu miesięcy, przy sierpniowym spadku cen w porównaniu do lipca aż o 0,4 proc., to oczywiście wynik niskiego punktu odniesienia z ubiegłego roku. W tym – sezonowy letni spadek inflacji nie dał o sobie znać w takiej skali, jak w poprzednich latach. Co prawda żywność tanieje już trzeci miesiąc z rzędu, jednak w porównaniu do sierpnia ubiegłego roku ceny są wyższe o 4,6 proc. Aż o 6,8 proc. zwiększyły się koszty związane z mieszkaniem, głównie za sprawą wynoszącego 9,8 proc. wzrostu cen energii. Ceny związane z wyposażeniem mieszkania i prowadzeniem gospodarstwa domowego zwiększyły się wciągu ostatnich dwunastu miesięcy jedynie o 2 proc. Wynika z tego, że jesteśmy bardziej oszczędni tam, gdzie wydatki jesteśmy w stanie ograniczyć.
Niechętnie wydajemy więcej na buty i odzież. Kosztują one prawie 8 proc. mniej. Tej tendencji nie widać jednak w przypadku alkoholu i papierosów, gdyż ceny tych używek wzrosły aż o 10,3 proc. I będą rosnąć dalej w przyszłym roku, bo minister finansów już „obiecał” to palaczom. Akcyza na papierosy ma zasypać część budżetowej dziury, a może raczej przysłoni ją papierosowy dym. Resort finansów chętnie wynegocjowałby pewnie z ministrem zdrowia czasowe ograniczenie drukowania na opakowaniach ostrzeżeń przed zgubnymi skutkami nałogu. Ciekawe, czy w następnej kolejności fiskus „połakomi” się na piwo lub na benzynę. Paliwo do prywatnych środków transportu było w sierpniu o 6 proc. tańsze niż w tym samym miesiącu przed rokiem. Niewielka podwyżka akcyzy nie byłaby więc może aż tak bolesna dla kierowców?
Wyższa inflacja nikogo raczej cieszyć nie powinna. Będzie ona powodować w szczególności deprecjację naszych wynagrodzeń, które nominalnie rosną coraz mniej. Paradoksalnie jednak, dynamiczny wzrost cen i dynamiczny – jak na europejskie i światowe warunki – wzrost PKB, wygląda tak, jakby w Polsce o żadnej recesji nikt nie słyszał. Pewnie tak zinterpretowali to inwestorzy giełdowi, gdyż wkrótce po komunikacie GUS indeksy ruszyły w górę, a i złoty się umocnił.
Roman Przasnyski
Źródło: Gold Finance