Nowy pomysł Ministerstwa Finansów ma być sposobem na zwiększenie budżetu państwa. Jeśli projekt zaakceptuje parlament, od zysków ze sprzedaży nieruchomości będziemy musieli odprowadzać aż 19-proc. podatek.
Do tej pory taksę w wysokości 10 proc. płaciły jedynie osoby realizujące zysk ze sprzedaży mieszkania kupionego do 5 lat wcześniej. Z podatku zwolnieni byli jednak ci spośród sprzedających, którzy pieniądze przeznaczali na kolejną inwestycję mieszkaniową.
Zgodnie z nowym projektem, od następnego roku fiskus miałby sięgać do kieszeni bez względu na to gdzie i kiedy kupiliśmy mieszkanie oraz w jaki sposób wykorzystalibyśmy zarobione pieniądze. Wyjątek stanowiłby jedynie: zakup spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu, zamiana mieszkania, zakup budynku mieszkalnego lub jego części i sprzedaż nieruchomości otrzymanej w spadku lub w ramach darowizny.
Zdaniem posła PiS, Artura Zawiszy, projekt przedstawiony przez minister finansów Zytę Gilowską byłby realizacją zasady „odbierać bogatym i dawać biednym”. Pieniądze z podatku mogłyby bowiem wesprzeć program dopłaty do odsetek od kredytów, który na początku roku przedstawił rząd.
Tymczasem nie można wykluczyć, że propozycja Ministerstwa Finansów przyczyni się do jeszcze większego wzrostu cen mieszkań w Polsce.
Open Finance
KOMENTARZ OPEN FINANCE
Dorota Kossowska, doradca ds. nieruchomości Open Finance
Nowe zasady opodatkowania zysków ze sprzedaży nieruchomości to nic innego jako kolejny sposób na wyciągnięcie pieniędzy od podatników, bo podatek ten – obok funkcji haraczu – nie spełnia żadnej innej roli.
Na skutek nowych przepisów wszystkie osoby sprzedające mieszkanie traktowane będą tak samo. Podatek zapłacą więc zarówno zbywcy, którzy na nieruchomościach zarabiają i żyją
ze spekulacyjnych transakcji, jak i osoby, które sprzedają mieszkanie z myślą o budowie domu lub po prostu chcą je zamienić na większe. Do tej pory ta druga grupa sprzedających była chroniona.
Mówiąc o projekcie Ministerstwa Finansów nie można też wykluczyć powstania szarej strefy w obrocie nieruchomościami. Zbywcom może zależeć na zaniżaniu cen w dokumentach – tak, aby płacić mniejszy podatek. Rzeczywiste koszty transakcji mogłyby być więc zatajane, a część pieniędzy przepływałaby „pod stołem”. Dzisiaj takie transakcje oczywiście mogą mieć miejsce, ale nie jest to zjawisko masowe.
Zmiany podatkowe mogłyby również niepotrzebnie zwiększyć i tak już wysokie ceny nieruchomości. Sprzedający mogą chcieć przerzucać koszt podatku na kupujących i przez to podnosić ceny.
Jeśli projekt zmian podatkowych rzeczywiście wszedłby w życie w 2007 r., w ostatnich miesiącach br. moglibyśmy mieć do czynienia ze wzmożoną aktywnością na rynku mieszkaniowym. Zapisy dotyczyłyby bowiem mieszkań kupionych po 31 grudnia 2006 r.
Pomysł obarczenia wysokim podatkiem większości transakcji na rynku mieszkaniowym wydaje się tak nietrafiony, jak ten o dopłacie do odsetek od kredytów. Politycy – zamiast myśleć o tym, jak zabierać bogatym – powinni zastanowić się jak sprawić, aby ceny mieszkań w Polsce po prostu były niższe. Dopóki nie zostaną uregulowane kwestie planów zagospodarowania przestrzennego, których w wielu miastach po prostu brakuje, nie ma co liczyć na zmiany.