„O potrzebujących szybkiej gotówki zaczął walczyć konserwatywny i kojarzony wyłącznie z depozytami ING Bank Śląski, jak również PKO BP, który uruchomił kredyty bez zaświadczenia od pracodawcy. Ich wysokość może sięgnąć nawet 20 tys. zł. Podobny ruch, chociaż na mniejszą skalę, zrobił Bank Zachodni WBK. Jak zareagować na posunięcia konkurentów – zastanawia się już nawet znany z bardzo zachowawczej polityki działania Pekao. Wyspecjalizowani w consumer finance mniejsi konkurenci, jak: GE Money, Lukas, Euro Bank, Cetelem czy Sygma muszą się mieć na baczności. Niewykluczone, że starcie banków może doprowadzić do wojny cenowej podobnej do tej, jaka przeszła przez rynek kredytów hipotecznych. Oczekuje się, że zaczną ją mniejsi gracze.” – pisze „Parkiet”.
„- Ciężko jest zarabiać na niskomarżowych kredytach hipotecznych, maleją też przychody z kurczących się depozytów” – tłumaczy Michał Glinka, dyrektor bankowości detalicznej w BGŻ. „- A presja na wzrost zysków rośnie” – dodaje. Nic dziwnego, że w tej sytuacji marże na kredytach gotówkowych kuszą.
„- Produkt ten ma jeszcze jedną istotną zaletę – pozwala dotrzeć do klientów mniej zamożnych, których nie stać np. na kredyt mieszkaniowy” – zaznacza Andrzej Sowa, odpowiedzialny za kredyty w ING Banku Śląskim. Głównymi odbiorcami pożyczek gotówkowych są bowiem osoby o dochodach do 2 tys. zł.
Eksperci spodziewają się, że wejście największych banków na rynek pożyczek gotówkowych może wywołać duże obniżki cen, podobnie jak w segmencie kredytów hipotecznych. Obecnie oprocentowanie tego typu pożyczek wynosi około 20 proc. Według ekspertów odpowiedni jest także moment na wejście w ten segment rynku, ponieważ spada bezrobocie, a prognozy dalszego utrzymania wzrostu PKB sprawiają, że rośnie popyt na tego typu produkty.
Więcej na temat w „Dzienniku”.