Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy inwestorzy kierują się w ostatnich dniach logiką czy instynktem, to wczorajsze zachowanie Wall Street rozstrzyga tę kwestię przekonująco.
S&P wzrósł wczoraj o 3,4 proc., a Nasdaq Composite o 4,3 proc. i to pomimo słabych danych dotyczących sprzedaży nowych domów (poniżej 300 tys. rocznie, to mniej niż jeden dom na tysiąc mieszkańców. Dla porównania w Polsce są to ponad trzy domy na tysiąc), słabego odczytu indeksu Fed z Richmond okraszonego trzęsieniem ziemi na wschodnim wybrzeżu odczuwalnym nawet w Nowym Jorku. A jednak na koniec dnia triumfowali optymiści.
Część komentatorów wskazuje, że słabe dane umocniły wiarę inwestorów w to, że Fed podejmie wkrótce korzystną dla rynków decyzję. Sądzę jednak, że to zbytnio uproszczona logika, gdyby tak właśnie rozumowali inwestorzy, to nie reagowali by paniczną wyprzedażą akcji na wcześniejsze słabe dane makro (zaczęło się od rozczarowujących odczytów PMI na początku sierpnia). Po prostu rynki spadły już dostatecznie silnie po rozczarowaniu wynikającym z rozbicia w pył wizji ożywienia w II półroczu. Ale ponieważ wciąż zachowane są szanse na słaby wzrost gospodarczy rynki zaczynają odrabiać straty wywołane przesadzonymi obawami o „turbo-recesję”. Oczywiście poziom rozchwiania indeksów i inwestorów świadczy o tym, że większość kieruje się obecnie instynktem stadnym i zmienia zdanie z dnia na dzień (a może i częściej), trudno więc zakładać, że ta korzystna interpretacja będzie obowiązywała na kolejnej sesji. Ale zapewne wkrótce znów zaczną liczyć się dane makro, a emocje zejdą na plan dalszy.
Giełdy azjatyckie zareagowały zwyżkami na entuzjazm Wall Street, ale nie dowiozły ich do końca notowań. Nikkei stracił 1,1 proc. po tym jak agencja Moodys obniżyła rating Japonii o jeden stopień i oceniła perspektywy gospodarcze kraju jako słabe. Trudno uznać, że Moodys otworzyła inwestorom oczy, ale reakcja była negatywna, rykoszetem ucierpiała też Korea, gdzie Kospi spadł o 1,2 proc., zaś indeks w Szanghaju spadał o 0,3 proc. na pół godziny przed końcem notowań, choć on opierał się przecenie najdłużej i to mimo podwyżki stóp procentowych w Ludowym Banku Chin.
Europa ma więc ciężki orzech do zgryzienia. Z jednej strony powinna „doreagować” nieoczekiwaną euforię Wall Street, z drugiej zaś pamiętać o zniżkach w Azji i notowanych rano spadkach kontraktów na S&P. Co z tego wyjdzie? Zapewne nieśmiałe wzrosty poprzetykane tu i ówdzie równie skromnymi spadkami. Inwestorzy nie mogą zapomnieć, że Europa sama znajduje się w trudnym położeniu i miast rozglądać się na boki po świecie, inwestorzy z Londynu czy Frankfurtu powinni obserwować rozwój wydarzeń w lokalnej polityce i gospodarce. Będą dziś do tego okazje, ponieważ Ifo publikuje indeks nastrojów niemieckich przedsiębiorców (10:00), poznamy też zamówienia w przemyśle strefy euro (11:00), zaś po południu dynamikę zamówień na dobra trwałe w USA (14:30).
W tle cały czas dyskusja o euroobligacjach i szczegółach pomocy dla Grecji, na którą wszyscy się zgodzili, ale nikt nie chce łożyć.
WIG20 odbiegał wczoraj od pozostałych indeksów europejskich jakby obawiał się o przebieg wydarzeń na Wall Street, co daje mu dziś rano największy handicap. Dodatkowo inwestorzy powinni też zwrócić uwagę na dane o sprzedaży detalicznej (10:00) przedstawiane przez GUS, ponieważ w obliczu spowolnienia w przemyśle w Europie, to na rynku wewnętrznym ponownie spocznie ciężar utrzymania wzrostu gospodarczego. Dobre dane mogą oznaczać, że ostatnie spadki były zbyt głębokie. A ponieważ przecena spółek z sektora handlu detalicznego rozpoczęła się na długo przed sierpniowym tąpnięciem, inwestorzy zdyskontowali już naprawdę słabe dane, więc ewentualnie negatywny odczyt nie powinien wycenom zaszkodzić.
Źródło: Noble Securities SA