Główne grzechy dotyczą zarobków. Najczęściej zawyżamy ich wysokość. – To odruch równie naturalny, co bezsensowny – uważa Krzysztof Iwan, dyrektor Goldenegg – Takie poprawianie humoru kończy się szybko w momencie przedstawienia zaświadczeń o dochodach przy składaniu wniosku kredytowego. A tam wszystko jest czarno na białym – dodaje Iwan.
Duża wyobraźnia klienta powoduje, że przedstawiona oferta jest nie do zrealizowania w bankowej rzeczywistości. A ta, oczekuje od nas precyzji nie tylko w kwestii zarobków, ale również czasu zatrudnienia w miejscu pracy i rodzaju podpisanej umowy. To właśnie kolejne elementy, które lubimy „podrasować”. Obok wysokości pensji często wydłużamy okres zatrudnienia w miejscu pracy.
Nasze zobowiązania – czyli posiadane już kredyty i pożyczki wywołują odwrotną reakcję. W tym przypadku staramy się zmniejszyć ich wysokość. – Często można spotkać taką postawę: nie powiem o tym kredycie bo jest mały i nikt nie zauważy – opowiada Krzysztof Iwan – Tymczasem bank zawsze zauważy i jeśli ukryliśmy kredyt, po prostu odrzuci wniosek. Zamiast pieniędzy dostaniemy etykietę nierzetelnego klienta. Każda kolejna instytucja finansowa będzie się zastanawiała dlaczego konkurencja odrzuciła nasz wniosek – dodaje.
Problemy z naszym wizerunkiem to dopiero początek. Odmowa kredytu może skutkować stratą zaliczki. Marnując czas zawężamy również sobie pole negocjacji warunków, skazując się na banki elastyczne, ale drogie.
O CO SPYTAJĄ CIĘ DORADCY KIEDY CHCESZ WZIĄĆ KREDYT?
– dochody – oficjalne , możliwe do udokumentowania. Ich wysokość oraz sposób uzyskania (niektóre banki wymagają tylko zaświadczeń z miejsca pracy inne chcą obejrzeć PIT i wyciąg z konta),
– status zatrudnienia – dokładna treść umowy,
– zobowiązania obecne (kiedy się kończą i dokładnie w jakiej są wysokości,
– spłacone zobowiązania (czy „stare” kredyty były prawidłowo obsługiwane).