Szybkie płatności kartą to już standard. Natychmiastowa zapłata za bilet autobusowy, kwiaty dla narzeczonej, obiad w bufecie czy papierosy w kiosku – w dużych miastach nie trzeba w ogóle nosić gotówki. Problem w tym, że banki nie nadążają za ludźmi i obciążają saldo rachunku z dużym opóźnieniem.
Gdyby Chuck Norris o tym wiedział, to kopnięciem z półobrotu obróciłoby niejeden bank w pył. Szybkie płatności nie są wolne od wad. Kto z nas nie spotkał się z przypadkiem, że po dokonaniu płatności kartą saldo na rachunku jest obciążane dopiero po kilku dniach. Taka sytuacja jest nagminna w wielu bankach w Polsce. Eksperci tłumaczą to kwestiami technologicznymi, ale z drugiej strony na rynku jest mnóstwo banków, które takiego problemu nie mają. Czy aby pod przykrywką problemów technologicznych nie kryje się celowe działanie? A przynajmniej ordynarne niechlujstwo i niekompetencja?
Nie ma problemów, dopóki poprawnie działają założone blokady. Klient widzi, że saldo będzie obciążone po kilku dniach, kiedy sprzedawca potwierdzi sprzedaż. Klient widzi, o jaką kwotę pomniejszy się stan rachunku. Ponadto bank z automatu zakłada blokadę na wydane środki, zatem nie ma możliwości wybrania kwoty większej niż rzeczywiste saldo. Nie jest idealnie, ale nie jest źle. Kłopot zaczyna się wtedy, kiedy bank zakłada blokady na karcie lub obciąża saldo z dużym opóźnieniem.
Nie życzę sobie bezstykowo!
Wielu ludzi korzysta z elektronicznej bankowości właśnie dlatego, że umożliwia ona wygodną kontrolę wydatków. Nie da się tego robić, płacąc bezstykowo, zwłaszcza jeśli transakcje księgowane są z dużym opóźnieniem. Zatem nie dziwią mnie coraz częstsze sytuacje, gdy w kolejce przy kasie słyszę, że ktoś nie życzy sobie płatności PayPassem, bo wtedy nigdy nie wie, ile zapłacił i ile mu zostało na koncie. Rzecz w tym, że niektóre banki mają problem z obsługą transakcji kartą w ogóle, niezależnie od tego, czy ktoś płacił bezstykowo, czy wkładał do czytnika plastik starszej generacji.
Sprawa jest poważna, bo w końcu chodzi o pieniądze. Gdy w grę wchodzą nowoczesne technologie, pieniądze i niskie pensje Polaków, to zaczyna się robić niebezpiecznie. Banki wmawiają nam, że płacenie kartą jest szybkie i wygodnie. Trudno się z tym nie zgodzić, ale tylko pod warunkiem, że system działa jak trzeba.
System jednostronnych opóźnień
Skoro pieniądze z konta klienta schodzą dopiero po jakimś czasie, to równocześnie sprzedawca też otrzymuje zapłatę z opóźnieniem. Rozsumiem, że są to dwie różne sprawy, które zależą od agentów rozliczeniowych. Trudno jednak nie pozbyć się wrażenia, że to wszystko ma na siebie wpływ. Wcale nie dziwi mnie zatem niechęć drobnych przedsiębiorców do posiadania terminala płatniczego.
Banki takimi praktykami pokazują klientom, że nie mają potrzeby traktować ich poważnie, a usługi, które oferują, mogą być wykonywane w niechlujny sposób. Klient stojący po drugiej strony barykady nie ma takiego komfortu. Jeżeli spóźni się z przelaniem odpowiedniej liczby środków na spłatę karty kredytowej, z automatu nalicza mu się odsetki. O dziwo, wtedy automat działa sprawnie.
Niech nikogo nie zwiedzie stwierdzenie, że pewne usługi są bezpłatne, dlatego nie ma co narzekać. Otóż wcale nie są darmowe, bo bank korzysta na tym, że trzymamy u niego pieniądze. Ponadto w tabeli opłat i prowizji co jakiś czas pojawia się odpowiednia aktualizacja, zgodnie z którą należy zapłacić za ubezpieczenie karty, wydanie karty i Bóg wie, co jeszcze bankowcy wymyślą.
Gotówka wciąż najlepsza
Zmierzamy w kierunku całkowitego wyeliminowania gotówki z obiegu. Coraz częściej mówi się o likwidacji jedno- i dwugroszówek. Pensje i emerytury docelowo maja być wypłacane tylko na konta. Zapewne pojawi się urzędowy nakaz zapłaty przelewem za każdą transakcję powyżej pewnej wartości. Największym beneficjentem takich rozwiązań będą banki, zatem powinny być robić wszystko, by nowoczesne sposoby płatności działały bez zarzutu i były silną konkurencją dla gotówki. Niestety dla banków, na razie trudniej znaleźć pewniejszą rzecz niż gruby portfel.
