Dotarliśmy do szczegółów oferty i wizerunku karty Money.pl. Zapowiada się ciekawie i chociaż nie będzie to rynkowy hit, to z całą pewnością karta zasługuje na uwagę. Zwłaszcza jeśli porówna się ją do innych podobnych ofert co-brandowych. Jedno jest pewne. Money.pl podnosi poprzeczkę. Można się jednak spodziewać, że nie na długo. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Kiedy na znaczeniu traci oferta finansowa, coraz ważniejszą rolę pełnią wartości dodane. Takich kart na rynku wciąż jest mało. Do rodzynków należy karta Citibank BP, gdzie oprócz zbierania punktów w programie, dodatkowo można dostać darmową kawę, czy myjnie za 10 zł. Może trudno uwierzyć, ale… to na klientów działa. I to jak – czego dowodem jest fiasko karty wydawanej przez PKO BP i Orlen… Można zatem oczekiwać, że jeśli karta okaże się sukcesem, na rynku pokażą się koleje tego rodzaju produkty. Money.pl zapewne zrobi dużo, żeby sprzedaż dobrze wypadła. Wie już czego się spodziewać – bo karty przez internet dystrybuuje od dawna. Teraz przyszedł czas na swój własny produkt.
Co zatem zaproponuje ten popularny portal? Z jednej strony nic nowego (bo o to zdecydowanie trudno), z drugiej bardzo ciekawe warunki jak na kartę co-brandową. Po pierwsze nie będzie w pierwszym roku opłat za kartę główną i trzy dodatkowe. Potem będzie zdecydowanie prościej uniknąć naliczenia miesięcznej, 5 zł opłaty. Wystarczy bowiem wykonać 5 transakcji na dowolną kwotę. Pomysł nie jest zatem nowy, ale dla klienta znacznie znośniejszy, niż wymóg wykonania transakcji w określonej wysokości. (do tej pory zazwyczaj warunkiem były średnie obroty o dość wysokim progu, a w przypadku np. kart BPH, jeśli klient nie zrobił wystarczająco dużo transakcji, naliczana była dodatkowa opłata). Aby bardziej zachęcić do korzystania z karty, dołączone ubezpieczenie jest gratis. Tutaj kłania się przykład karty MultiBanku czy Citibanku. Przez 3 miesiące oprocentowanie karty będzie na bodaj najniższym na rynku poziomie, bo 0%. Potem już niestety standardowo – 22% – czyli żadna rewelacja jeśli ktoś zamierzałby używać tej karty jako linii kredytowej. Z drugiej strony ważna uwaga. Najniższe oprocentowanie nie jest wyznacznikiem popularności, czy wyników sprzedażowych. Świadczą o tym wyniki BISE, czy Nordea Banku. Wciąż najbardziej liczy się sieć dystrybucji. O tym dobitnie wskazuje przykład PKO BP i Citibanku. Grace period nowej karty standardowo – 54 dni. Wyróżnikiem są stosunkowo niskie dochody, bo jedynie 800 zł netto. Do tego dochodzi darmowy internet, zmiana PIN, zmiana limitu kredytowego, etc. Jednym słowem karta plasuje się w czołówce dobrych kart – zwłaszcza, że ma już modny gadżet, jakim jest chip. Do najlepszych brakuje jej zapewne lepszych warunków cenowych.
To jednak nie jedyna zaleta kredytówki Money.pl. Bardzo ważnym elementem ma być pakiet usług (produktów?) tylko dla posiadaczy takiej karty. Tutaj niestety nie wiemy co to ma być, ale z tego co słyszeliśmy, portal chce wprowadzić kilka ciekawostek. Wiadomo bowiem, że bez tego rodzaju zachęt karta może mieć raczej średnie powodzenie – taka natura tego kanału sprzedaży. Niestety w Polsce internet raczej nie sprawdza się zbytnio przy dystrybucji takich produktów. Dlatego o ile Money.pl nie doda czegoś ekstra, to sprzedaż może ograniczyć się wg naszych szacunków do maksymalnie 2-2,5 tysiąca sztuk rocznie. I to przy bardzo dobrym promowaniu karty poprzez własny system dystrybucji. A zapewne na to najbardziej liczy przy sprzedaży Money.pl. Czy karta okaże się komercyjnym sukcesem? Z odpowiedzią na to pytanie należy poczekać co najmniej do momentu jej oficjalnego wejścia na rynek. A tu już za kilka dni!