Spowolnienie gospodarcze oraz skutki kryzysu zadłużenia w Europie powodują, że banki centralne przystępują do kolejnej fali luzowania polityki pieniężnej. Skutki na razie są niewielkie, ale rynki powinny wkrótce na te działania mocniej zareagować.
Luzowanie polityki pieniężnej wciąż trwa w najlepsze w kraju, gdzie wynalazek ten cieszy się od lat największym powodzeniem, czyli w Stanach Zjednoczonych. Coraz częściej mówi się o uruchomieniu tam kolejnej, trzeciej już rundy ilościowego luzowania (quantitative easing), czyli drukowania pieniędzy. Takiego posunięcia spodziewa się od 40 do 50 proc. ankietowanych na tę okoliczność ekspertów i uczestników rynku. Tym razem prawdopodobnie Fed będzie kupował od banków obligacje hipoteczne, wspomagając pozostający wciąż w zapaści rynek nieruchomości. Według szacunków wartość tego programu mogłaby sięgać od 400 do nawet 750 mld dolarów. Będzie to zależało od danych makroekonomicznych, których poprawa na razie nie skłania do podejmowania radykalnych decyzji.
Póki co, Fed postanowił zastosować kolejną innowację, rozszerzając zakres komunikacji z rynkiem. Po raz pierwszy w historii zdecydował się na publikowanie celu inflacyjnego oraz postanowił deklarować horyzont polityki pieniężnej. W tym drugim przypadku dotychczasowe ogólne stwierdzenie, mówiące, że stopy procentowe pozostaną na niskim poziomie przez dłuższy czas, zastąpił bardziej precyzyjną prognozą, komunikując, że stopy pozostaną na niskim poziomie do końca 2014 roku, o rok dłużej, niż się tego spodziewano. Reakcja rynków finansowych na ten komunikat nie była ani zbyt wyraźna, ani długotrwała. Indeksy giełdowe na Wall Street po komunikacie Fed zyskiwały po około 1 proc. Reakcja na parkietach europejskich była nieco większa, ale impuls wzrostowy szybko wygasł.
Amerykańska rezerwa federalna nie była w swych działaniach już tak osamotniona, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Koniec ubiegłego roku stał bowiem także pod znakiem obniżek stóp procentowych w strefie euro. Europejski Bank Centralny obniżał stopy w listopadzie i grudniu. Oprócz zagrożenia spowolnieniem gospodarczym i chęcią ulżenia krajom strefy euro, mającym największe kłopoty z zadłużeniem, silnym sygnałem do działania dla EBC była listopadowa skoordynowana akcja sześciu największych banków centralnych świata, zainicjowana przez amerykański Fed. Postanowiły one zasilić europejski system bankowy w pieniądze, obniżając stopę oprocentowania dolarowych operacji typu swap. Dodając do tego wciąż prowadzoną przez Fed operację Twist, polegającą na sprzedaży papierów krótkoterminowych i za uzyskane pieniądze kupowaniu obligacji długoterminowych, okazuje się, że Fed pracuje pełną parą, by nie dopuścić do pogłębienia kryzysu na rynkach finansowych i jego konsekwencji dla realnej gospodarki, ale ma też w tym dążeniu coraz liczniejsze grono sojuszników.
Europejski Bank Centralny nie ma mandatu do prowadzenia polityki quantitative easing na wzór Fed. Jednak jednym ze sposobów wyjścia z dylematu zakazu kupowania obligacji państw Unii Europejskiej przez Europejski Bank Centralny było udzielenie w grudniu bankom komercyjnym prawie 500 mld euro trzyletnich pożyczek oprocentowanych na 1 proc. Oficjalnie miały one za zadanie poprawę płynności banków, w sytuacji narastającej zapaści na rynku międzybankowym, spowodowanej brakiem zaufania instytucji finansowych wobec siebie. Liczono na to, że banki zasilone potężnym zastrzykiem taniego pieniądza zaczną kupować papiery skarbowe zadłużonych państw europejskich.
Początkowo wydawało się, że ten mechanizm nie zadziałał. Przez kilka tygodni banki lokowały niemal wszystkie pożyczone od EBC pieniądze w EBC, godząc się na znacznie niższe odsetki. Odczytywano to jako przejaw utrzymującej się na rynkach finansowych niepewności i awersji do inwestycji wiążących się z jakimkolwiek ryzykiem. Od połowy stycznia sytuacja zaczęła się jednak zmieniać. Bez widocznego fundamentalnego powodu zdecydowanie w górę poszły ceny obligacji najbardziej zadłużonych państw strefy euro. Spadła więc ich rentowność, zmniejszyły się koszty obsługi zadłużenia, a przede wszystkim poprawiły się nastroje na rynkach finansowych. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie nastroje inwestorów są tym czynnikiem, który najsilniej oddziałuje na sytuację na rynkach. Widać to było również na giełdach, gdzie indeksy europejskie wykazywały większy wigor, niż amerykańskie. Na luty zaplanowano kolejną operację pożyczkową EBC, której wartość szacuje się na około 400 mld euro.
Zdecydowaną zmianę polityki pieniężnej widać od pewnego czasu także w Chinach. Jeszcze w połowie 2011 roku Ludowy Bank Chin kontynuował rozpoczęty ponad rok wcześniej cykl zaostrzania polityki pieniężnej. W czerwcu ubiegłego roku po raz dwunasty od początku 2010 roku podwyższył stopę rezerw obowiązkowych, a w lipcu piąty raz z rzędu w górę poszły podstawowe stopy procentowe. Jednak już pod koniec listopada 2011 roku miała miejsce pierwsza obniżka stopy rezerw obowiązkowych 21,5 do 21 proc. w przypadku największych chińskich banków. Kolejna jest oczekiwana w najbliższym czasie. Tempo wzrostu gospodarczego Chin w czwartym kwartale 2011 roku wyhamowało do 8,9 proc. Kontynuacja spowolnienia chińskiej gospodarki, będąca między innymi skutkiem recesji w Europie, może skłonić chińskie władze do bardziej radykalnego łagodzenia polityki pieniężnej, czyli obniżek podstawowych stóp procentowych.
W grudniu ubiegłego roku stopy procentowe obniżyła także Australia. Bank Anglii na grudniowym posiedzeniu podjął decyzję o zwiększeniu skupu obligacji o 75 mld funtów. Po zakończeniu tej fazy ilościowego luzowania polityki pieniężnej, czyli w lutym 2012 roku, oczekuje się kolejnej rundy skupowania papierów dłużnych przez Bank of England.
Coraz bardziej powszechny powrót do luzowania polityki pieniężnej to prawdopodobnie jedno ze źródeł obserwowanej od kilkunastu tygodni poprawy koniunktury na giełdach. Słabość warszawskiego parkietu można w tym kontekście tłumaczyć tym, że Rada Polityki Pieniężnej idzie pod prąd globalnym tendencjom i obawiając się rosnącej presji inflacyjnej skłania się raczej do zaostrzania polityki pieniężnej.
Źródło: Open Finance