Inwestorzy mają krótką pamięć. Historia lubi się powtarzać. Tylko takimi banałami można tłumaczyć powrót zaufania do funduszy inwestycyjnych. I to nie w lutym tego roku, gdy spadający nóż można było złapać bez większego uszczerbku na zdrowiu, ale właśnie teraz – po bardzo szybkich i znaczących wzrostach na rynku akcji (w sierpniu saldo wpłat i umorzeń wzrosło rekordowego w tym roku poziomu 1,1 mld zł).
Wydaje się jednak, że inwestorzy zbyt łatwo zapomnieli o ryzyku. Nadal skłonni są próbować swoich sił w łapaniu górek i dołków, co – jak pokazuje historia – nie przynosi dobrych rezultatów. Analizy przeprowadzone na rynku amerykańskim, na bazie kierunku przepływu aktywów na rynku funduszy inwestycyjnych, pokazują że taka timingowa strategia przynosi w dłuższej perspektywie stopy zwrotu na poziomie inflacji.
Pociąg odjechał
Nie od dzisiaj wiadomo że psychologia jest istotną siłą sprawczą na rynku finansowym. Jak zdiagnozować zachowanie inwestorów, którzy zaczynają teraz dramatycznie zwiększać w swoich portfelach udział funduszy akcji? Pierwszą połowę tego roku stopniowo leczyli się ze strachu przed giełdą. Kolejne miesiące utwierdzały ich w przekonaniu, że to nie tylko korekta na ścieżce w dół ale rzeczywiście odwrócenie trendu. Teraz są już wreszcie gotowi zainwestować.
Problem w tym, że pociąg jest już mocno rozpędzony. WIG20 jest już 58 procent powyżej dołka z lutego tego roku. Chiński Hang Seng (wielu inwestorów kuszą dostępne w Polsce zagraniczne fundusze akcji chińskich) od połowy marca kiedy osiągnął najniższy w tym roku poziom zyskał już 88 procent. SINdex – indeks skupiający spółki z „grzesznych” branż (alkohol, tytoń, hazard) od marca wzrósł o 130 procent (na tym indeksie oparty jest produkt Wealth Solutions – Las Vegas oferowany w 2008 roku).
Bez obaw – nie wieszczymy nowej odsłony bessy. Gospodarka powoli się rozpędza – firmy zaczną zwiększać zyski, obecne wyceny (mierzone wskaźnikami cena/zysk) za rok czy dwa okażą się zapewne uzasadnione. Nic natomiast nie stoi jednak na przeszkodzie, by w międzyczasie (w najbliższych miesiącach?) rynek osunął się o 20 czy 30 procent. W skali roku giełdowe indeksy nadal byłyby na sensownych plusach. Niestety nie z punktu widzenia inwestorów, którzy dopiero teraz zdecydują się na zakup jednostek uczestnictwa agresywnych funduszy. Czy wystarczy im cierpliwości, by poczekać na wzrosty nieco dłużej niż kilka miesięcy? Obawiam się, że nie.
Nie tylko fundusze
Ostatnie kilkanaście miesięcy przyniosło sporo zmian nie tylko na samym rynku ale także – co naturalne – w ofercie produktów finansowych dostępnych dla indywidualnych inwestorów. W powszechnym użyciu znalazły się produkty strukturyzowane. Tylko w ubiegłym roku Polacy zainwestowali w ten sposób ponad 5 miliardów złotych. Kluczową – choć nie najważniejszą – cechą struktur jest możliwość zagwarantowania inwestorowi zwrotu określonej części kapitału na zakończenie inwestycji. Najczęściej gwarancję tę ustalano na poziomie 100 procent wpłaconych środków.
W czasie spadków na rynkach finansowych inwestorzy chętnie decydowali się na struktury właśnie z uwagi na ograniczenie ryzyka straty. Struktury oczywiście nie funkcjonują w próżni – ich wyniki oparte są o instrumenty notowane na rynku finansowym takie jak akcje, surowce, waluty czy metale szlachetne. Zdecydowana większość tych rozwiązań obstawiała wzrosty. Praktyka pokazuje bowiem, że inwestorzy nie są skłonni w perspektywie kilkuletniej (a taką długość mają najczęściej produkty spotykane na rynku) obstawiać spadków. Trudno się więc dziwić że wiele struktur uruchamianych w 2007 i 2008 roku zakończy się (lub już zakończyło) jedynie zwrotem kapitału.
Reakcje inwestorów są skrajne. Dla wielu z nich taki wynik jest sukcesem. Wiedzą, że gdyby 2 lata temu nie wybrali struktury dzisiaj mieliby znacznie mniej pieniędzy, bo alternatywą którą brali pod uwagę był np. fundusz akcji. Część inwestorów jest jednak rozczarowana. Mimo, że w momencie uruchomienia produktu w żadnej mierze nie interesowali się bankowymi depozytami czy obligacjami, dzisiaj argumentują że zamiast struktury mogli przecież wybrać bezpieczny depozyt i zarobić 4-5 procent rocznie. Teoretycznie tak. W praktyce jednak zdecydowali się na ryzyko utraty niewielkiego, choć pewnego oprocentowania na rzecz szansy na wyższą stopę zwrotu.
Media oczywiście chętnie podchwytują niechętne strukturom głosy krytykując je za to, że zwracają inwestorom zainwestowany kapitał bez dodatkowych zysków, nie zgłębiając przyczyny takiego a nie innego wyniku danego produktu oraz zapominając o tym, iż spełnił on oczekiwania inwestora. Dawał mu możliwość osiągnięcia zysku w przypadku realizacji pozytywnego scenariusza na danym rynku, jednocześnie chroniąc jego kapitał w przypadku scenariusza odwrotnego.
Rozsądek zamiast uczuć
Oczywiście struktury nie są idealne. Wiele z nich to produkty dosyć skomplikowane. Zasady obliczania zysku inwestora często mogą czasem przyprawiać o ból głowy. Część produktów nie wręcz większego finansowego sensu. Najlepszym przykładem są rozwiązania dające zysk na poziomie lokaty bankowej ale pod warunkiem zajścia określonego scenariusza np. na rynku akcji czy walut. Jeśli dodamy do tego, że wielu inwestorów tylko pobieżnie analizowało konstrukcję produktów przed wpłatą pieniędzy, wówczas nietrudno o rozczarowanie.
Struktury nie są jednak efemerydą, która pojawiła się na polskim rynku i szybko skompromitowała, tylko dlatego, że wiele z nich nie dało inwestorom nic oprócz zagwarantowanego kapitału. Takie postrzeganie struktur jest równie błędne jak nagły nawrót miłości do funduszy inwestycyjnych. Zarówno fundusze, jak i struktury mają swoje mocne i słabe strony. Warto je wykorzystywać świadomie i skutecznie. Jeśli nie udało nam się załapać na pociąg który wystartował w lutym tego roku, należy ostrożnie podchodzić do inwestowania i cenić swój kapitał. Rozsądnie wybrany produkt strukturyzowany może pozwolić nam wejść na rynek akcji przy jednoczesnym ograniczeniu ryzyka straty, gdyby okazało się że wiara w powrót hossy okazała się złudna.
Maciej Kossowski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions