BNP Paribas Bank Polska zapowiedział redukcję kadry o kilkaset osób. Wcześniej zwolnienia grupowe ogłosiły cztery inne banki. Już na tę chwilę wiadomo, że z pracą pożegna się 2,6 tys. bankowców. Nie oznacza to jednak, że pracownicy pozostałych instytucji mogą spać spokojnie. Za chwilę na rynku pojawią się specjaliści, którzy znów będą szukać pracy w sektorze. Często godząc się na niższą stawkę.
Przez sektor bankowy przetacza się kolejna w ciągu ostatnich kilku lat fala zwolnień. Pierwsza miała miejsce po upadku banku Lehman Brothers. W roku 2009 w sektorze pracę straciło 6,4 tys. bankowców. W kolejnych dwóch latach (do lutego 2012) sytuacja się ustabilizowała, a zatrudnienie wzrosło o 2,7 tys. osób. Teraz sektor bankowy czeka kolejna kuracja odchudzająca. Już na tę chwilę wiadomo, że pracę straci co najmniej 2,6 tys. osób. Główne przyczyny to dekoniunktura w gospodarce oraz regulacje nadzoru ograniczające dostęp do kredytów mieszkaniowych, które osłabiają wyniki banków. Ale nawet gdyby nie odgórne regulacje, rynek i tak zacząłby hamować. Spowolnienie gospodarcze ograniczyło bowiem popyt na kredyty wśród konsumentów. Z badań Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych wynika, że od miesięcy słabnie zainteresowanie kredytem konsumpcyjnym. Liczba kart kredytowych w naszych portfelach stopniała w ciągu dwóch lat o 4 mln (36 proc.). Prognozowany na najbliższe lata spadek sprzedaży kredytów hipotecznych stawia pod znakiem zapytania utrzymywanie rozbudowanych sieci placówek. Wynik sektora za ubiegły rok były jeszcze rekordowy, ale w tym roku będzie trudny do powtórzenia. By nie generować kosztów, część banków ucieka do przodu i ogranicza skalę biznesu lub zmienia jego charakter. Ma to je przygotować na długą „zimę”.
Pierwszy z brzegu przykład to Nordea Bank Polska – jeszcze do niedawna jeden z mocniejszych graczy na rynku hipotek, z dużymi aspiracjami. Od kilku miesięcy stopniowo ograniczał sprzedaż kredytów mieszkaniowych. W końcu poinformował, że zamierza przyjąć model banku doradczego, opartego na nowoczesnych technologiach. Zamknie 60 placówek i zwolni 400 pracowników. Na „optymalizację sieci placówek” zdecydował się także Citi Handlowy, a w jej wyniku pracę straci 590 osób. Fala zwolnień nie ominie też pracowników BPH. Do końca listopada instytucja zamierza pozbyć się 600 pracowników. W poprzednich turach zwolnień grupowych odprawiła już 2 tys. osób. Bankiem, który zdecydował się też przemodelować swój biznes jest niewielki DnB Nord, który jeszcze niedawno zapowiadał mocne wejście w sektor MSP i rozwój oferty dla detalu. Teraz skupi się przede wszystkim na bankowości korporacyjnej. Z nieoficjalnych informacji Pulsu Biznesu wynika, że zwolni nawet dwie trzecie swojej 900-osobowej załogi.
Do listy banków redukujących zatrudnienie dołączył właśnie kolejny podmiot: BNP Paribas Bank Polska (dawny Fortis Bank). „Zarząd Banku postanowił realizować program podniesienia efektywności operacyjnej Banku, głównie w obszarze funkcji centralnych i wspierających, jednocześnie zwiększając przychody, a także kontynuując rozwój działalności poprzez inwestycje w sieć sprzedaży i kompetencje biznesowe. Program poprawy wydajności będzie wymagał redukcji zatrudnienia maksymalnie o 410 pracowników w całym Banku od czerwca 2012 roku do połowy 2013 roku. Koszty tej restrukturyzacji, związane z programem wsparcia osób objętych zwolnieniami, obciążą wyniki finansowe II kwartału 2012” – czytamy w komunikacie banku.
Wkrótce na bruk trafi nawet 2,6 tys. pracowników banków. I niestety można oczekiwać, że to nie ostatnia fala zwolnień. Swoje trzy grosze mogą dorzucić banki, które planują łączenie biznesów. Raiffeisen właśnie sfinalizował przejęcie Polbanku, a Santander zamierza połączyć BZWBK i Kredyt Bank. Zwykle fuzjom towarzyszy „restrukturyzacja zatrudnienia” mająca na celu osiągnięcie „lepszego efektu synergii”. Prawdopodobnie jedna z dwóch placówek łączących się banków, które znajdują się obok siebie pójdzie do likwidacji. Pod koniec ubiegłego roku francuski BNP Paribas informował, że zwolni 1400 pracowników. Kilka miesięcy później fala zwolnień dotarła do Polski. W tym samym czasie media obiegła informacja, że duże zwolnienia planuje też Credit Agricole (2350 pracowników na świecie, w tym 850 we Francji). Czy w przypadku CA czeka nas podobny scenariusz jak w BNP?
Niestety wszystko to oznacza, że lada chwila na rynku pracy znowu zrobi się ciasno. Branża przechodziła podobny scenariusz kilka lat temu. Skończyło się płacowe Eldorado, a wymagania stawiane nowym pracownikom wzrosły nieadekwatnie do oferowanych zarobków. Zwolnienia w sektorze nie pozostaną bez wpływu na inne banki, nawet te, które nie planowały redukcji zatrudnienia. Podaż bezrobotnych bankowców na rynku spowoduje, że trudniej będzie o premie, awanse, podwyżki. Pojawia się też ryzyko, że doświadczonych i dobrze opłacanych specjalistów zastąpią młodzi pracownicy o niższych wymaganiach finansowych (i niestety kompetencjach). Z kolei ci doświadczeni będą mieć problemy z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości, gdzie rynek należy do pracodawcy. Można też oczekiwać, że w bankach, przez które przetoczyła się fala zwolnień ocaleni pracownicy wcale nie będą mieć lekko. Wyśrubowane targety sprzedażowe trzeba będzie realiować w znacznie mniejszych zespołach.
Źródło: PR News