– Jeżeli nowa regulacja wejdzie w życie w kształcie proponowanych przez KNF, nie będzie mogło być już mowy o pożyczkach na dowód czy na oświadczenie o zarobkach – ostrzegają bankowcy. Zdolność kredytowa będzie musiała być bowiem każdorazowo badana według ściśle określonych kryteriów, wskazanych w rekomendacji.
Mało tego, KNF chce wprowadzić górny limit wysokości pożyczek: wszelkie miesięczne regularne obciążenia związane z kredytami, a także innymi płatnościami, nie będą mogły przekroczyć 50 proc. dochodów klienta. Celem rekomendacji T jest – jak wyjaśnia KNF – zahamowanie nadmiernego zadłużania się gospodarstw domowych.
Przeciwko obostrzeniom ostro protestuje Związek Banków Polskich, który uważa, że spowoduje to znaczne ograniczenie akcji kredytowej, a także wydłuży czas uzyskania najzwyklejszej pożyczki i niekorzystnie odbije się na kieszeni klientów.
– Jeśli rekomendacja wejdzie w proponowanym przez KNF kształcie, to banki będą musiały ponieść wyższe koszty, co w efekcie z pewnością odczują klienci. Ograniczona zostanie też podaż kredytów: z szacunków przekazanych przez niektóre banki wynika, że w efekcie wprowadzenia rekomendacji T w obecnej wersji sprzedaż niektórych produktów mogłaby zostać ograniczona od 40 do 80 proc. w zależności od segmentu klienta – straszy Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. I dodaje, że w efekcie klientów zyskają instytucje parabankowe, specjalizujące się w udzielaniu pożyczek, które nie podlegają KNF, i nie muszą poddawać się jej zaleceniom .
ZBP uważa, że regulacje są zbyt szczegółowe, w efekcie banki nie będą musiały ograniczyć pożyczki nawet dla wiarygodnych klientów. – W przypadku osób o wyższych dochodach poziom obciążeń przekraczający próg 50 proc. nie musi wcale oznaczać zagrożenia dla poprawnego funkcjonowaniu gospodarstwa domowego – uważa Krzysztof Pietraszkiewicz.
I dodaje, że banki, którym zależy przecież, by kredyty były spłacane, same dbają o to, by poziom ryzyka nie był zbyt wysoki.
KNF twierdzi jednak, że nie zawsze tak jest, na przykład w okresie hossy banki zbyt pochopnie udzielały kredytów, czego efektem jest nadmierne zadłużenie wielu gospodarstw domowych. Jak wynika bowiem z ostatnich danych, Polacy mają coraz większe kłopoty ze spłatą swoich zobowiązań. Prezes Pentora Eugeniusz Śmiłowski ocenia, że ok. 4-5 proc. kredytobiorców ma kłopoty ze spłatą.
– Jakość kredytów gospodarstw domowych pogarsza się systematycznie od końca 2008 r., a w ostatnich miesiącach widać przyśpieszenie „psucia się” portfela – dodaje Marta Chmielewska-Racławska z KNF. Z raportu na temat sytuacji w bankach wynika, że od stycznia do sierpnia tego roku wartość kredytów zagrożonych gospodarstw domowych zwiększyła się o 44 proc. Z kolei raport Infomonitor informuje, że obecnie prawie 1,5 mln Polaków ma zaległości w płatnościach rat kredytowych i innych zobowiązań.
KNF uważa, że prawdziwym powodem protestu banków jest to, że obawiają się one wyższych kosztów, jakie będą musiały ponieść, staranniej weryfikując klientów. Na przykład będą musiały zapytać inne banki, czy terminowano spłacane są przez wnioskującego o kredyt wszelkie inne pożyczki zaciągnięte na dłużej niż pięć lat.
KNF twierdzi, że ochrona potrzebna jest przede wszystkim klientom. Wielu z nich nie potrafi samodzielnie ocenić poziomu ryzyka. – To banki są fachowcami w ocenie ryzyka. Klient wierzy, że bank dokonał oceny rzetelnie – mówi Marta Chmielewska-Racławska. Jak dodaje, rozmowy odnośnie ostatecznego kształtu regulacji wciąż trwają. Ma ona zacząć obowiązywać od 2010 r., jednak dokładna data nie jest znana.
Zdania ekspertów są podzielone. – Z pewnością pewne regulacje są potrzebne. Nie mogą być jednak zbyt ścisłe i nazbyt wyśrubowane, na przykład gdyby tak, jak czytamy w projekcie z lipca, banki nie mogły udzielać kredytów hipotecznych bez wkładu własnego, to wielu Polaków zupełnie straciłoby szansę na zakup własnego mieszkania – uważa Paweł Majtkowski, główny analityk firmy doradczej Finamo.