Spadek został powstrzymany tuż nad luką hossy sprzed dwóch tygodni, która ma naprawdę pokaźne rozmiary (2941-2993 punkty) i w zasadzie jej obrona jest jedynym argumentem po stronie byków. Możliwe, że jutro będziemy mieli odbicie, ponieważ WIG20 stracił w tym tygodniu już ponad 6 proc.
Na koniec sesji potaniały akcje wszystkich spółek wchodzących w skład WIG20, a obroty zbliżyły się do miliarda złotych. Część inwestorów po prostu realizuje zyski z trwającej sześć tygodni zwyżki na GPW, część nie chce czekać na powtórkę z majowo-czerwcowej wyprzedaży, kiedy indeksy straciły po 30 proc.
Po takiej sesji jak dziś okazuje się, że ostrzeżenia o niskich obrotach, które towarzyszyły wzrostom praktycznie od ich rozpoczęcia w połowie czerwca, nie były bezzasadne i nie powinny być ignorowane. Trudno też oczekiwać, że skoro wcześniej popyt był niewidoczny, teraz nagle się pojawi i pokona narastającą podaż. Krótko mówiąc, perspektywy GPW nie wyglądają dobrze, choć oczywiście nie wyklucza to zwyżek wybranych papierów, czy też okresowej poprawy koniunktury.
Wczoraj aż trzy banki centralne podniosły stopy procentowe – stopy wzrosły w Anglii, strefie euro i w Danii – wszędzie o 0,25 pkt procentowego. Wzrost stóp nie jest czynnikiem pozytywnym dla giełd, dlatego nie ma się specjalnie co dziwić, że indeksy w całej Europie wczoraj traciły na wartości, choć nigdzie tak mocno jak u nas. Trzeba jednak przypomnieć, że tylko warszawska giełda odrobiła wcześniej całość strat z maja i czerwca, a w poniedziałek WIG nawet osiągnął rekordowy poziom. Teraz rynek płaci po prostu cenę za wcześniejszy zbytni optymizm.
Poszczególnych spółek z WIG20 nie ma sensu wyróżniać – słaba była cała dwudziestka. Najbardziej taniały akcje Agory w reakcji na słabe wyniki kwartalne. Jutro wyniki opublikuje KGHM i może to wystarczy by podaż na chwilę się wstrzymała. WIG20 złamał dziś średnioterminową linię trendu wzrostowego, dlatego o optymizm może być jednak trudno. Linia ta miała ostre nachylenie (praktycznie brak większych korekt wcześniej), więc jej przełamanie i tak było kwestią czasu.
Co warte podkreślenia, to fakt, że złoty dziś się umacniał, choć zwykle osłabienie na GPW wiązało się ze wzrostem cen walut. Euro staniało do 3,91 PLN, dolar do 3,06 PLN a frank szwajcarski do 2,48 PLN. Bank inwestycyjny Merrill Lynch uważa, że polska gospodarka ma szanse rosnąć o 7 proc. rocznie. Gdyby istotnie tak właśnie się stało, to w długim terminie indeksy powinny zyskiwać na wartości. Między “powinny”, a rzeczywistością, zwykle jest jednak spora różnica.