U nas sesja nieźle się tylko zaczęła. WIG20 zyskiwał rano 0,8 proc. i zbliżył się na zaledwie 10 pkt do rekordu wszech czasów. Optymizm jednak wyczerpał się błyskawicznie. Początkowym impulsem do zwyżki było zachowanie rynków surowcowych (wzrost ropy i miedzi), ale kiedy prezes PKN powiedział, że spółka raczej nie wypłaci dywidendy z zysków za 2006 r. apetyty na akcje spółek paliwowych nagle ustąpiły. Słabiej spisywały się banki, co można wiązać z osłabieniem złotego i walut w regionie w ogóle. A do tego jeszcze w środę poznamy decyzję Rady Polityki Pieniężnej. Wprawdzie podniesienie stóp jest mało prawdopodobne, ale wypowiedzi bardziej jastrzębich członków Rady mogą wywrzeć wrażenie na inwestorach i dodatkowo złotego osłabić.
Pocieszająca w tym spadku (ostatecznie WIG20 stracił 0,8 proc.) jest niewielka wartość obrotów, które podliczono na 814 mln PLN – inwestorzy wciąż nie boją się pozostać z akcjami i wierzą, że każda zniżka to tylko korekta, dla której nie warto pomniejszać portfeli akcji. Bo rzeczywiście niewiele przemawia teraz za trwalszym wycofaniem się z rynku akcji i – ponieważ takie poglądy dominują – to właśnie jest dla rynku niebezpieczne, zgodnie z zasadą „większość nie ma racji”.
Na szerokim rynku wzrósł kurs 104. spółek, spadł 146., MIDWIG nie zmienił wartości, a WIRR zyskał 0,3 proc. O 10,3 proc. staniały akcje Mostostalu Zabrze, gdzie mówi się o konflikcie rady nadzorczej z zarządem (już odwołanym), o 7,3 proc. staniały akcje Mostostalu Export, gdzie poważniejsza korekta była kwestią czasu wobec silnych wzrostów w ostatnich miesiącach.
Złoty tracił na wartości dziś rano głównie za sprawą wyprzedaży forinta – wpisanie Polski i Węgier do jednego koszyka inwestycyjnego rykoszetem uderzyło dziś w złotego, choć nie ma mowy o dramacie. Euro podrożało do nieco poniżej 3,90 PLN, dolar zaś wart był niecałe 2,96 PLN. Frank kosztował zaś 2,40 PLN.