Kilka dni temu Gazeta Wyborcza ujawniła prognozy analityków PKO BP mówiące o możliwych spadkach cen nieruchomości w najbliższych dwóch latach nawet o 30 proc. To dość zaskakująca wiadomość ze strony banku, a dla klientów wyraźny sygnał do wstrzymania się z zakupem mieszkania. Jaki interes w rozgłaszaniu takich wieści może mieć bank zarabiający na sprzedaży hipotek?
Jak czytamy w „Gazecie Wyborczej”, analitycy PKO BP prognozują „utrzymywanie niewielkiego trendu spadkowego cen”, co może oznaczać, że mieszkania potanieją o kilka procent. Ale ten sam zespół nie wyklucza wariantu, że na skutek recesji ceny mogą spaść w ciągu dwóch lat o 30 proc. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza wynosi jednak tylko – albo aż – 25 proc. Nawet jeśli materiał wyciekł bez inspiracji z banku, a GW wybiła na czołówkę najmniej realny scenariusz, to i tak warto zastanowić się nad konsekwencjami, jakie może przynieść sygnał o możliwości zrealizowania się w Polsce scenariusza, który obserwowaliśmy na wielu rynkach, a właśnie obserwujemy w Chinach.
Dlaczego „bank państwowy”, jeden z największych kredytodawców w kraju, „lokomotywa sektora bankowego”, wysyła sygnał do całego rynku, że ceny nieruchomości mogą jeszcze spadać? Przecież dla potencjalnego klienta to jasna przesłanka – warto poczekać jeszcze chwilę z zaciąganiem kredytu na kilkadziesiąt lat. Można odnieść wrażenie, że bank strzela sobie i całemu rynkowi w stopę. Czy zgodnie z zasadami logiki, nie powinien, tak jak cały sektor bankowy do tej pory, wtórować deweloperom, że to już koniec spadków i ostatnia szansa na tanie mieszkanie?
Być może odpowiedź znajduje się w „Pulsie Biznesu”, który tego samego dnia opublikował wywiad z prezesem PKO BP Zbigniewem Jagiełło. Prezes podkreśla, że bank jest gotowy na awarie w sektorze bankowym, że w interesie PKO BP jest stabilność całego sektora. Dodaje także, że jest gotowy do konsolidacji i nie może narzekać na brak płynności. Po raz kolejny bank deklaruje wprost – cały czas badamy rynek, czekamy na okazję, mamy pieniądze. Po porażce w wyścigu o zakup BZ WBK, bank wydaje się być bardziej zdeterminowany do kolejnych przejęć. Zresztą nie da się też wykluczyć scenariusza, że Santander nieco przepłacił, czego dowodem może być brak chętnych na Millennium i Kredyt Bank, a także rozpoczęcie na nowo negocjacji przez Raiffeisena z Eurobankiem EFG w celu obniżenia ceny za Polbank.
W kontekście wywiadu z prezesem warto też przypomnieć informacje sprzed kilku tygodni. Media podały, że w obliczu kryzysowej wyprzedaży możliwy jest wariant repolonizacji wystawionych na sprzedaż banków i kluczową rolę odegrałby w tym właśnie PKO BP. To zresztą dyżurny temat, bo podobny wątek poruszany był też podczas pierwszej fali kryzysu, kiedy rozważano powołanie narodowej grupy kapitałowej składającej się z PKO BP i PZU.
Jeśli skonfrontujemy informacje podane równocześnie przez oba dzienniki, jeden z możliwych wniosków to gra PKO BP na wzmocnienie swojej pozycji na tle konkurencji. Gigantowi zapewne nie straszne spowolnienie w hipotekach, bo bank ma dość zróżnicowany portfel kredytów i aktywnie działa na kilku polach biznesowych. Jako „bank państwowy” jest często bankiem pierwszego wyboru dla klientów. Natomiast zahamowanie sprzedaży kredytów mieszkaniowych dla mniejszych graczy – wspomnianych Kredyt Banku czy Millennium, to byłby już poważny problem. Spowolnienie w tej linii biznesowej odbiłoby się zapewne na zyskach banków, odpisach, wycenie i mogłoby przyspieszyć decyzje właścicieli o zejściu z ceny i szybszej sprzedaży. Zwłaszcza, że nastroje na Zachodzie wcale nie są dobre i zagraniczne banki cały czas potrzebują środków. W czasie gdy banki zaczynają podwyższać marże na kredytach złotowych, PKO BP robi krok w odwrotnym kierunku – rozpoczyna promocję kredytu o niskiej marży. Warto też zwrócić uwagę, że po jego decyzji o rezygnacji z walut inne banki poszły tym samym śladem – wstrzymując udzielanie kredytów w euro, podwyższając marże czy w ogóle z nich rezygnując.
Nawet jeśli Millennium nie zostanie sprzedany (media obiegła informacja, że Millennium BCP rozmyśliło się w tej sprawie), to nadal do przejęcia jest Kredyt Bank (utrwalona, mocna marka). Nie jest też wykluczone, że w przyszłym roku pojawią się inne okazje. Czas będzie w tej sytuacji grał na korzyść PKO BP, bo sygnał już został wysłany – wstrzymajcie się jeszcze chwilę z zaciąganiem kredytów na mieszkania. Lepiej wysłać sygnał nieco wcześniej, bo zawsze istnieje ryzyko, że zagraniczny właściciel zechce krótkoterminowo i za wszelką cenę poprawić wyniki przed sprzedażą, a to wpłynie na cenę za oferowany bank. Z punktu widzenia PKO BP, taka sytuacja byłaby niebezpieczna, bo mogłaby doprowadzić do wojny cenowej. Z kolei gra na spadki mogłaby być czynnikiem, który wyhamuje popyt, negatywnie wpłynie na zyski banków i pomoże wyeliminować potencjalną konkurencję.
Eksperci nie mają wątpliwości, że BZ WBK, Polbank EFG czy Kredyt Bank to dopiero początek konsolidacji sektora bankowego w Polsce. PKO BP już od dłuższego czasu szuka swojej szansy na tanie zakupy, ale do tej pory ciągle ktoś go wyprzedzał. Nie jest więc wykluczone, że tym razem by nie stracić kolejnej okazji, postanowił pierwszy rozdać karty.
Źródło: PR News