W czwartek na rynkach finansowych w USA widać było gołym okiem, że walka byków z niedźwiedziami była walką tych inwestorów, którzy uważali, że trzeci, rozpoczynający się właśnie w czwartek, kwartał zakończy spadkową korektę, a tymi, którzy uważali, że gospodarce amerykańskie, a może i globalnej grozi nawrót recesji. Ten drugi obóz zakładał, że słabe perspektywy gospodarcze muszą doprowadzić do spadku indeksów. Obóz niedźwiedzi dostał kilka prezentów ze strefy makro.
Już w nocy dowiedzieliśmy się, że indeks PMI w Chinach spadł mocniej niż tego oczekiwano. Potem pojawiły się bardzo słabe dane z USA. Bykom z pewnością nie mogły pomóc tygodniowe dane z rynku pracy. Ilość nowych wniosków o zasiłek wzrosła o 13 tysięcy (472 tys.) – oczekiwano spadku. Wzrosła również średnia 4. tygodniowa – do poziomu nie widzianego od marca br. Nie było w tych danych niczego optymistycznego. Kolejne dane można było interpretować bardzo różnie. Indeks ISM dla przemysłu amerykańskiego pokazujący, jaka jest aktywność gospodarki spadł z 59,7 na 56,2 pkt. Oczekiwano spadku jedynie do 59,1 pkt. Słabo, ale wartość ponad 50 pkt. sygnalizuje, że gospodarka się rozwija.
Pojawiły się też dane z rynku nieruchomości. Wydatki na konstrukcje budowlane spadły w maju o 0,2 procent, ale oczekiwano spadku dużo większego. Można więc twierdzić, że dane były neutralne lub nawet pozytywne. Bardzo słaby był indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym. Spadł o 30 procent, czyli prawie dwa razy więcej niż oczekiwano. Te dane potwierdziły to, co rynek już wiedział: po zakończeniu programu rządowych dopłat do kupna domów rynek nieruchomości znowu zamarł. Fatalnie? Tak, ale można było przecież udawać, że takie dane są już zawarte w cenach akcji. Jeśli jednak spojrzało się na raporty nie przez pryzmat początku nowego kwartału to trzeba było wyraźnie powiedzieć: gospodarka zwalnia, co może doprowadzić do recesji.
Walka inwestorów chcących dobrze, czy choćby neutralnie rozpocząć kwartał z tymi, którzy wystraszyli się danych makro była bardzo zacięta. Indeksy w ciągu dwóch pierwszych godzin spadły o ponad 1,5 procent, ale od tego momentu włączył się większy popyt i indeksy zaczęły odrabiać straty. Na 1,5 godziny przed końcem sesji indeksy już prawie dotykały poziomów środowego zamknięcia. W tym momencie niedźwiedzie znowu zaatakowały. Były za słabe. Bykom udało się zakończyć dzień neutralnie (małe spadki). Na wykresach widać formację młota, co często rozpoczyna zwyżki. Oczywiście pewności nie ma, bo jeśli nadejdą kolejne złe informacje to ten sygnał w mgnieniu oka zniknie. Początek kwartału jednak (jeśli pamięta się o okolicznościach) nie jest zły.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję tak jak można było tego oczekiwać – spadkiem indeksów z przełamaniem przez WIG20 wsparcia na poziomie 2.260 pkt. Już po godzinie indeks zaczął odrabiać straty. Najpierw bardzo powoli, a przed południem skokowo (byki wykorzystały chwilową poprawę nastrojów na europejskich giełdach). Od tego momentu indeks trzymał się blisko poziomu środowego zamknięcia (po zielonej stronie), ale po pobudce w USA nastroje zaczęły „siadać”.
Publikacja bardzo złych danych z amerykańskiego rynku pracy praktycznie na nasz rynek nie wpłynęła. WIG20 trzymał się blisko poziomu środowego zamknięcia, a po 20 minutach po publikacji danych znowu rósł wracając do poprzedniego poziomu stabilizacji. Widać było, że gracze chcą ocalić wsparcie i liczą na dobry początek kwartału w USA. Takie nadzieje zaowocowały zachowaniem dużo lepszym niż na innych giełdach. WIG20 błyskawicznie zdobywał teren. Liderem były akcje PZU. Potem kolejne bardzo złe dane makro napływające z USA pogorszyły nastroje, ale WIG20 zakończył sesję neutralnie, a obrót wyraźnie wzrósł. Fundusze z duża determinacją chcą doczekać do wzrostowej korekty na rynkach globalnych.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi