Sprzedaż detaliczna w grudniu wzrosła o 7,2 proc. w porównaniu do ostatniego miesiąca 2008 roku. Największym powodzeniem cieszyły się farmaceutyki i odzież. Zawiodła sprzedaż elektroniki.
Okres świąteczno-noworoczny często jest postrzegany jako wskaźnik mierzący zaufanie konsumentów do gospodarki i ich rzeczywisty stan finansów. Patrząc na opublikowane przez GUS grudniowe dane na temat sprzedaży detalicznej można śmiało stwierdzić, że minione święta były dobre pod tym względem.
Sprzedaż detaliczna w grudniu 2009 r. wzrosła o 7,2 proc. w skali roku. Miesiąc ten okazał się lepszy od grudnia 2008 r., gdy sprzedaż wzrosła o 6,9 procent. Zestawienie tych dwóch danych wskazuje jednak, że w porównaniu do kryzysowej końcówki 2008 r. ostatnie święta upłynęły pod znakiem pewnych obaw i zacieśniania portfeli. O ile bowiem w grudniu 2008 r. większość przewidywań mówiła o bardzo ciężkich kolejnych dwunastu miesiącach, o tyle w 2009 r. wszystko było przedstawiane raczej w różowych barwach – można się było spodziewać większej różnicy rok do roku niż 0,3 pkt. procentowego.
Obawy te spowodowane są przede wszystkim rosnącym bezrobociem, które w grudniu – jak podał GUS- wyniosło 11,9 procent. Ministerstwo pracy i polityki społecznej spodziewa się dalszego wzrostu tego wskaźnika w styczniu, do 12 procent.
Tradycyjnie w grudniu sprzedaż napędzały produkty farmaceutyczne (wzrost o 15,7 proc. w skali roku) oraz odzież, której kupowaliśmy o prawie 17 proc. więcej niż rok temu. Zawiodła sprzedaż sprzętu RTV, mebli i AGD, która zmalała w porównaniu do grudnia 2008 r. o 6,8 procent. Tu wpływ ma na pewno dopiero co wychodzący ze spowolnienia rynek nieruchomości oraz pewne nasycenie wśród konsumentów produktami RTV.
Kolejne styczniowe dane na temat sprzedaży detalicznej z pewnością będą słabsze, niż grudniowe. Styczeń bowiem ,podobnie jak listopad, to miesiąc gdy Polacy odpoczywają od zakupowego szału. Po informacjach GUS widać, że Polacy nie mają zamiaru wyraźnie ograniczać konsumpcji, jednak rosnące bezrobocie będzie zmniejszać jej dynamikę wzrostu. Z drugiej strony pracodawcy raczej już nie myślą o zwolnieniach, bezrobocie będzie rosło głównie z powody napływającej nowej siły roboczej (np. absolwentów), której trudno będzie znaleźć pracę.
Paweł Satalecki, Analityk Finamo
Źródło: Finamo