Guy Douetil z tej doradczej firmy działającej na rynku nieruchomości mówi, że tendencja do zamykania oddziałów banków zaczęła się w Stanach Zjednoczonych w latach 90. Jednak ostatnio sieć bankowych placówek w tym kraju znów zaczęła rosnąć, okazało się bowiem, że w bankowości detalicznej bezpośredni kontakt z klientem wciąż jest bardzo ważny. – Obecnie kładziony jest nacisk na to, aby oddziały stały się czymś w rodzaju sklepów z usługami finansowymi – mówi Douetil. – Zaobserwowaliśmy też pojawienie się bardziej innowacyjnych rozwiązań, np. luksusowych kawiarni – dodaje.
Także w Polsce, choć cięcie kosztów jest dla bankowców jednym z priorytetów, też nikt już nie mówi – jak jeszcze kilka lat temu – o oszczędzaniu na sieci sprzedaży. Banki, które do tej pory wkładały setki milionów złotych w rozbudowę zdalnych kanałów dostępu do swoich usług (przez komórkę czy internet), zauważyły, że kosztowne rozwijanie sieci placówek pozwala jednak czerpać korzyści z obsługi najbardziej wymagających klientów. To właśnie z myślą o nich powstaje dziś większość ekskluzywnych bankowych punktów obsługi. Bank Millennium stworzył nawet osobną markę Millennium Prestige, a Multibank – Klub Aquarius. Bankowcy wiedzą, że bogaci klienci powinni mieć łatwy dostęp do doradcy bankowego i wysokiej jakości obsługi.
Gęsta sieć oddziałów pomaga również pozyskiwać drobną klientelę na szybkie pożyczki gotówkowe. Na przykład sieć CitiFinancial należąca do Citibanku buduje co roku 40-60 nowych placówek.
Największą rewolucję zapowiadają szefowie Kredyt Banku, który ma za sobą ciężki kryzys (w ubiegłym roku wykazał ponad miliard złotych strat). Niedawno bank ogłosił budowę 120 nowych oddziałów w dwa lata (teraz jest ich 330).
W oddziały inwestują nie tylko „tradycyjne” banki. Nawet wirtualny mBank, który ma już w Polsce milion internetowych klientów, postanowił zejść na ziemię. I buduje w największych miastach centra obsługi klientów, w których można spotkać nie tylko komputery, ale i konsultantów – czytamy.