Środowe rekordy warszawskich indeksów cieszą, ale rodzą pytania o trwałość trendu. Środowisko rosnących stóp hossie nie sprzyja, a zwyżki notowań w towarzystwie Aten i Budapesztu budzą podejrzenia, że to krótki rajd szybkiego kapitału.
Środowa sesja na Wall Street przebiegała według scenariusza, który był lustrzanym odbiciem tego, co działo się dzień wcześniej. Wczoraj indeksy zaczęły od niewielkiej zwyżki i przez pierwszą połowę handlu szły w dół. Druga należała do byków, jednak ich zdobycze nie były imponujące. Mieliśmy więc dalszy ciąg kontemplowania przez inwestorów sytuacji. W ciągu ostatnich pięciu sesji S&P500 wzrósł o 10 punktów, a w ciągu ostatnich trzech o 3 punkty. Wzrost w pierwszych minutach handlu doprowadził indeks do niemal 1340 punktów, czyli do poziomu o 4 punkty niższego od niedawnego rekordu hossy. Spadek sprowadził go minimalnie pod kreskę, ale byki oddały w tej fazie 8 punktów. Ostatecznie odrobiły połowę tej straty i mecz zakończył się ich zwycięstwem, czyli zwyżką o 0,2 proc. Przebieg kilku ostatnich sesji wskazuje, że inwestorzy są w niełatwej sytuacji. Wiele znaków na ekonomicznym niebie i ziemi przemawia przeciw wzrostom na rynku akcji, ale hossa to stan dla większości uczestników rynku bardzo przyjemny, więc ma tendencję do trwania ile się da, a nawet o jeden dzień dłużej.
Być może ten symboliczny jeden dzień dłużej kilku europejskim rynkom wschodzącym i peryferyjnym zafundował wczoraj globalny kapitał. Trudno bowiem inaczej zinterpretować euforię w Budapeszcie, Stambule i Warszawie oraz Atenach i Madrycie, niż jako rzut na taśmę w poszukiwaniu szybkiego zysku. Tą taśmą może okazać się dzisiejsza decyzja Europejskiego Banku Centralnego. Trudno też sensownie zinterpretować jednoczesny pęd do ryzyka, czyli akcji wspomnianych rynków z rekordami notowań złota, którego kupno wskazuje na ucieczkę od ryzyka. Wszystko wyjaśni się w najbliższych dniach, a być może już dziś. Nie można też jednak wykluczyć, że reakcja na prawdopodobną podwyżkę stóp w strefie euro nie będzie natychmiastowa i gwałtowna. Nie ma jednak wątpliwości, że zaważy na losach rynków w dłuższym horyzoncie.
Inwestorzy w Azji postanowili zbytnio się nie angażować w spekulacje dotyczące bliższej i dalszej przyszłości. Zmiany na tamtejszych parkietach nie przekraczały dziś dziesiątych części procenta z równowagą między optymistami a pesymistami. Kontrakty na amerykańskie indeksy optymizmu nie wykazywały, zniżkując po około 0,1 proc. Na rynkach surowcowych rano dominowały niewielkie spadki, ale było też z czego spadać. Za baryłkę ropy nadal trzeba płacić prawie 122 dolary.
Źródło: Open Finance