Choć deweloperzy z optymizmem patrzą w przyszłość, rynek mieszkaniowy w przyszłym roku będzie rozwijał się bardzo powoli.
Mimo że kondycja naszej gospodarki jest dobra, ceny nieruchomości wciąż pozostają niewspółmiernie wysokie wobec zarobków przeciętnego Polaka – tak w skrócie można podsumować gorące dyskusje podczas 4. konferencji „Polski Rynek Mieszkaniowy” zorganizowanej przez firmę Nowy Adres S.A., która odbyła się na początku grudnia w warszawskim hotelu InterContinental
Konferencja jak co roku wzbudziła wielkie zainteresowanie branży – w InterContinentalu pojawiło się ponad 200 przedstawicieli deweloperów mieszkaniowych, pośredników, przedstawicieli banków i instytucji finansowych z całej Polski. Konferencję otworzył wykład jednego z najwybitniejszych polskich ekonomistów, prof. Witolda Orłowskiego, głównego doradcy ekonomicznego PriceWaterhouse Coopers. – Od recesji uratowały nas intensywne wykorzystywanie unijnych dotacji, w miarę bezbłędna polityka gospodarcza, ostrożność w zadłużaniu się, ale też nasze pewne zapóźnienie w sferze finansowej, mieliśmy również zwyczajnie dużo szczęścia. Światowy kryzys finansowy może trwać jeszcze wiele lat, ale Polska będzie radzić sobie znacznie lepiej niż inne kraje. Spora część świata powinna nam zazdrościć – nie tylko tego, co już było, ale też perspektyw na najbliższe lata – mówił prof. Orłowski.
Dyskusje podczas poszczególnych paneli dyskusyjnych – niektóre bardzo gorące – toczyły się głównie wokół dwóch tematów: czy zapaść na rynku mieszkaniowym jest już za nami i jak w 2011 r. będzie się kształtować popyt na nieruchomości mieszkaniowe. I choć na to pierwsze pytanie większość odpowiedzi była twierdząca, to kwestia spodziewanego popytu podzieliła uczestników konferencji.
– Mieszkania są wciąż relatywnie drogie, mimo faktu, że nieco wzrosły nam dochody, a ceny spadły. Koalicji banków i deweloperów udało się obronić przed spadkami cen. Stało się tak nie tylko dlatego, że popyt nie zmalał do zera i utrzymywał się na pewnym stałym poziomie. Deweloperzy zareagowali bowiem na zmiany – nowe mieszkania wprowadzane na rynek są bardziej dostosowane do preferencji i możliwości finansowych nabywców. Jednak poziom dochodów przeciętnego Polaka jest zbyt niski, aby deweloperzy zamiast 70-90 tys. mieszkań rocznie budowali ich 150-170 tys., co w ciągu jakieś dekady pozwoliłoby zaspokoić deficyt mieszkaniowy w Polsce – mówił Kazimierz Kirejczyk, prezes zarządu firmy doradczej REAS. – W ciągu ostatnich 5-6 lat liczba udzielanych kredytów wzrosła trzykrotnie, a ceny mieszkań w niektórych lokalizacjach – ponad dwukrotnie. Niestety nie szło to w parze z wzrostem naszych zarobków, które urosły co najwyżej o kilkadziesiąt procent – wtórował mu Jacek Furga, wiceprezes zarządu Centrum Prawa Bankowego i Informacji.
Przedstawiciele środowiska deweloperskiego przekonywali jednak, że obecny popyt jest na tyle wysoki, że mogą oni bez obaw uruchamiać nowe inwestycje, zwłaszcza te w segmencie popularnym. – Cieszymy się stałą liczbą transakcji, na podobnym poziomie jak przed boomem mieszkaniowym. Popyt jest stabilny, bez gorączkowych skoków i spadków, co jest oznaką stabilizacji rynku – mówiła Małgorzata Kosińska, członek zarządu w Pirelli Pekao Real Estate. Deweloperzy przyznają jednak, że aby przyciągnąć klientów, musieli przeprojektować swoje inwestycje, aby miały one więcej najbardziej poszukiwanych małych lokali. – Teraz musimy starać się bardziej: lokalizacje muszą być staranniej wybierane, a projekty lepiej zaprojektowane, lepsze muszą być też kampanie reklamowe – mówił Maurizio Sangalli, pełnomocnik zarządu firmy Verona Building. – W szczytowym okresie boomu nabywcy mieli o 30 proc. większą zdolność kredytową. Później nagle do łask wróciła „wielka płyta”, bo nabywcy poszukiwali 3 pokoi na 45 m kw., a deweloperzy proponowali im kawalerki na 60 m kw. Polacy chcą kupować mieszkania, ale potrzebują do tego kredytów – dodawał Grzegorz Kędzierski, członek zarządu i dyrektor ds. sprzedaży agencji Metrohouse & Partnerzy.
Właśnie kwestia przyszłości rynku kredytów hipotecznych była kością niezgody wśród uczestników konferencji. Optymistyczne nastroje deweloperów starał się tonować… Polski Związek Firm Deweloperskich w osobie Jacka Bieleckiego: – Według mnie przyszłość nie rysuje się zbyt różowo. Planowane przez Komisję Nadzoru Finansowego rekomendacje S2 i T z pewnością nie pomogą rynkowi kredytów hipotecznych. Polacy pesymistycznie oceniają swoje możliwości, jeśli chodzi o finansowanie nieruchomościowych zakupów. Maleje budownictwo domów metodą gospodarczą, bo inwestorom zaczyna brakować pieniędzy. Według mnie popyt na mieszkania w ciągu najbliższych dwóch lat może być słabszy – mówił Bielecki. Popierał go Marek Koziarek, dyrektor zarządzający departamentu finansowania nieruchomości komercyjnych Banku Pekao S.A.: – Rynek kredytowy poprawił się w porównaniu chociażby z ubiegłymi dwoma latami, ale wciąż ledwo się tli, pracuje na bardzo niskich obrotach. Zniknął optymizm konsumentów, popyt inwestycyjny, nie ma już niskokosztowych kredytów we frankach szwajcarskich. Nie spodziewam się wielkiej rewolucji popytowej w najbliższej przyszłości.
Sporo emocji wzbudził również panel dyskusyjny o polityce mieszkaniowej państwa i jej wpływie na rynek, w którym wzięli udział byli i aktualni członkowie rządowi odpowiedzialni za ten sektor gospodarki. – Zarówno system Towarzystw Budownictwa Społecznego, jak i program dopłat do kredytów hipotecznych „Rodzina na swoim”, który będzie kosztować budżet 3 mld zł, trafiają do trzech decyli najlepiej zarabiających Polaków, czyli absolutnie nie do grupy, która takiej pomocy potrzebuje – zarzucał obecnemu rządowi Mirosław Barszcz, minister budownictwa z 2007 r.
– Formułując przepisy „Rodziny na swoim” nie chciałem, aby powtórzyła się historia z lat 1998-2001, kiedy zniesienie ulg doprowadziło do wygaszenia produkcji deweloperskiej i kompletnego załamania podaży. „Rodzina na swoim”, która zdobyła 20-25 proc. udział w rynku kredytowym, nie pozwoliła w apogeum kryzysu na zapaść w relacji podaż – popyt – bronił się Piotr Styczeń, obecny podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury.
Jak co roku, podczas konferencji swoją premierę miały najnowsze wyniki badań „Polski Rynek Mieszkaniowy – Popyt i preferencje nabywców”, przeprowadzonych przez Nowy Adres S.A. i niezależny instytut badawczy GfK Polonia. Potwierdziły one słowa panelistów i prelegentów – z powodu zbyt wysokich cen i niższej dostępności kredytów kompletnie zamarł rynek domów i działek, rzadziej kupowane były również drogie mieszkania z rynku pierwotnego. – Wzrosła za to popularność tańszych mieszkań i domów z rynku wtórnego – z 14 proc. w 2009 roku na 23 proc. w 2010 r. Skorzystały na tym agencje nieruchomości – pośrednicy brali udział w co trzeciej transakcji na rynku wtórnym – mówił Marcelin Matusiak, business development manager w Gfk Polonia.
Źródło: Nowy Adres S.A.